Niedziela rano, godzina 7 z groszami. Szybko zbieram się na autobus, gdyż uczelnia jak co tydzień wzywa. Gotowa do wyjścia biegiem jeszcze szukam drobnych na autobus, bo biletomat innych nie przyjmuje. Gdy mam upragnione 1,40 sprintem gnam na przystanek. Kto widział tak wcześnie wykłady?! Tuż przed 8 wysiadłam na przystanku i zmierzałam w stronę uczelni. Nagle zaczepił mnie wysoki, około 30 zadbany mężczyzna. Rozmawiał przez telefon. Opowiadał komuś o spędzonej nocy na bibie. Nie rozłączając się zaczepił.
MĘŻCZYZNA: „Przepraszam, ma może Pani pożyczyć drobne na autobus?” Zaczął grzecznie, pełna kultura.
JA: (zrobiłam dziwną minę) Kontynuował.
MĘŻCZYZNA: „Bo byłem dziś na mieście i zgubiłem portfel, a teraz nie mam jak wrócić do domu.”
JA: „Bardzo chciałabym Panu pomóc ale naprawdę nie mam nic drobnych, ostatnie sama wydałam na bilet. (bez ściemy, ani grosza nie miałam w portfelu, tylko kartę)”
MĘŻCZYZNA: „Ale ja nie kłamię, bardzo Panią proszę!”
JA: „Wierzę Panu i z ręką na sercu mówię, że niestety nie mam.”
Odeszłam.
Nagle słyszę za sobą kroki i kątem oka widzę,że idzie za mną. Słyszę jak rozmawia przez telefon.
„Jakie te gówniarze są teraz chamskie. Pierdolonej złotówki im szkoda.”
Wyminął mnie i stanął przede mną mówiąc prosto do mnie.
„Czy ja wyglądam na żebraka! Zobacz ku*wa jak ja jestem ubrany. Moje ciuchy są więcej warte niż Ty możesz zarabiać. Pierdolonej złotówki Ci szkoda? Za kogo mnie masz?”
Nie wytrzymałam. „To sobie za te drogie ubrania kup ten bilet!”
Kroczyłam dalej w stronę uczelni. Słyszałam jeszcze w swoją stronę wyzwiska itp.ale już nie chciałam sobie bardziej psuć dnia.
Biznesmen bez kasy na bilet się znalazł. Pfff…
Podążaliśmy dzielnie z Arkiem do przychodni. Mieliśmy przed sobą jeszcze jeden zakręt. Nagle podchodzi do mnie Pani i pyta czy nie mam „pożyczyć” na busa. Wyglądała na porządną osobę. Zresztą każdemu może braknąć w danym momencie drobnych. Wyciągnęłam z portfela monetę i dałam jej. Podziękowała mi bardzo i szybkim krokiem odeszła.
Gdy dotarliśmy do przychodni, zauważyłam, że ze sklepu wychodzi z puszką piwa.
To teraz tak wyglądają bilety?
Kolejny przykład sytuacji, z którą się spotykam non stop.
Pod sklepem.
– „Da Pani na jedzenie?”
– „Właśnie idę na zakupy. Mogę Panu coś kupić”
– „Ja sobie sam kupie. Nie chcę fatygować.”
– „To żaden problem, proszę pójść ze mną.”
– „Ja sobie sam kupie bez łaski!”
-„OK.”
Już sama nie wiem jak wygląda człowiek, który naprawdę potrzebuje pomocy… Czy pomoc ludziom proszącym o pieniądze ma sens? Co robicie w takich sytuacjach?
16 odpowiedzi
Oj takie sytuacje i mnie denerwują. Najczęściej odpowiadam, że neistety drobnych nie mam, ale kartę to i owszem. Wówczas najczęściej się odczepiają, bo przecież to normalne w tych czasach. Nie mieć kasy, a machać kartą. Nie raz i nie dwa dałam się nabrać… teraz już tego nie robię. Znieczuliłam się. Znieczuliłam na krzywdę ludzką. Jedyne co daję (o ile się taki znajdzie) to osobie, która rzeczywiście idzie ze mną do sklepu i prosi o najtańsze kiełbaski czy chleb. Kupuję wówczas jedzenie i tyle. Nie będę dokarmiać pijaków.
Raz zdarzyła sie sytacja byłam pod aptką czekałam na koleżanke podeszła starsza pani i bardzo speszona spytała czy dalabym jej zlotuwke do leków bo nie ma na nie wziełam od niej recepty weszlam i jej wykupiłam je poprostu nie byly drogie ok 50 zł, kiedys podszedł do mnie żebrak nie prosił o pieniadze tylko bym mu kupiła grzebień bo zgubił kupiłam i dorzuciłam jeszcze jedzenie, gotówki nigdy nie daje. Dodam że od lat pracuje jako wolontariuszka daje czas innym
Tez mialam taka sytuacje. Matka z dzieckiem proszaca o pieniadze na jedzenie. Gdy powiedzialam, ze niestety nie nan pieniedzy i wreczylam jej banany- zasmiala mi sie w twarz i je wyrzucila do kosza….
Czasy studenckie. Park pełen punków. Mój chłopak (obecnie mąż) idzie sam na uczelnię. Nagle zbliża się jeden z punków do niego. „Dasz zeta na wino?” – rzuca. Jest większy od niego. Może dać w ryj. Mój odpowiada: „Ale ja mam tylko 20 zł”. „To nic, my ci rozmienimy” – i woła resztę. Każdy wyskakuje z kasy i rzeczywiście dają mu 19 zł w bilonie, a sami radośnie idą z 20 zł banknotem do pobliskiego monopolowego.
Ja jedzenia nie daję. Czasem dam zeta, mimo, że wiem że przepiją. Nie daję na dzieci. Sorry, nie wierzę ludziom chodzącym po domach i żebrzącym na ulicach. Dam na piwo – wiem że jest uczciwy względem mnie i mówi prawdę. Pozwalam odprowadzić wózek pod sklep i wyciągnąć złotówkę czy „popilnować samochodu, pomóc zaparkować”. Jedzenia mi szkoda.
I dzieci mi szkoda. Więcej trochę o tym tu http://swinki3.blox.pl/2015/04/Hunger-Games-po-polsku.html
Kiedyś do mojej babci zapukała jakaś kobieta, że niby jest z fundacji, że zbiera na dzieci chore na białaczkę. Jako, że akurat chorowałam na białaczkę, babcia spytała jak można dziecko zapisać do tej fundacji by otrzymać pomoc, bo tak się składa, że ma chorą wnuczkę. Baba po tej informacji spieprzała aż się kurzyło 😉
Dlatego ja nikomu nie pożyczam, nie daję i nie kupuję. Mnie nikt nie pomaga spłacać kredytu, nie kupuje mi jedzenia ani nie płaci za mnie rachunków. Jeśli chcę kogoś wspomóc, to przelewam konkretną kwotę na fundację
Jestem podobnego zdania. Tylko czasem zastanawiam się ile z tych moich pieniędzy przelanych na fundację rzeczywiście trafia do potrzebujących, a ile idzie na „obsługę fundacji”… Ale z drugiej strony – mam pewność, że choć część moich pieniędzy będzie przeznaczona zgodnie z celem, a nie pójdzie na wino/ piwo/ papierosy/ itp/ itd.
Zgadzam się z Tobą, ale mimo wszystko wybieram w tej kwestii wpłatę na fundację, bo choć część zostanie przekazana na chorych
Hmmm… trudna sprawa. Osobiście uważam, że pomagac należy, bez względu na to jak nam się ktoś za tę pomoc odwdzięczy. 9 nazwie Cię głupią suką, bo faktycznie nie będziesz miała drobnych, a 10 naprawdę będzie potrzebowął pomocy, dlatego ja pomagam jesli mogę, dla tej jednej osoby warto się nie zrażać.
Wyjątkiem są rumuńskie dzieci. Gardzę wykorzystywaniem dziecka do żebractwa. To jest obrzydliwy proceder, którego nie zamierzam wspierać.
Jak taki szpaner to niech sobie ściągnie apke na telefon z biletami 😀
A tak na serio – nie daję pieniędzy, koniec i kropka. Mogę kupić ten bilet, czy bułkę, ale pieniędzy nie dam.
Oduczyłam się dobroczynności. Wolę wpłacić jakiś grosz na fundację lub dziecko w danej fundacji, niż dać przydomowym tułaczom. Nigdy, ani zlotowi do ręki. Nie ufam ludziom. Nie mam do nich cierpliwości. Kiedyś, pewno kobita mnie skutecznie zniechęciła.
temu biznesmenowi trzeba było powiedzieć: masz takie drogie pytania a kultury za grosz
http://www.puffa.pl
Jak chcą coś do zjedzenia to dam ,kupię ale kasy do ręki nie bo potem widzę jak na wińsko ,piwsko kupują .Na fundację ,jak są zbiórki owszem .A tych co do drzwi pukają to nawet nie wpuszczam bo to różnie nawet okraść potrafią.
Czasem daje kasę, zależy komu, gdy zaczepiają mamroty pod marketem, to daje ale zwykle proszę o pomoc, np odstawienie wózka, oni bardzo chętnie pomagają, a ja mam wrażenie, że tą złotówkę zarobili. Nie dostali jej za free.
Z drugiej strony jest u nas w mieście rodzina 'cyganów’, która dostała od miasta mieszkanie (full luksus) za nic nie płacą, a przy tym jeszcze żebrają, kiedyś do teścia pod markerem podeszła 3 takich dzieci i mówią, że sa głodne, żeby dał kasę, teść prawie szedł do sklepu, więc kupił im po bułce i coś tam do tego, gdy wyszedł dał dzieciakom jedzenie, nawet dziękuję nie usłyszał, gdy włożył zakupy do bagażnika, zobaczył, że 10 metrów dalej ów dzieciaki wyrzucają to jedzenie do kosza… I zagadują następnego klienta o kasę, bo głodne są.
Więc wolę dać na mamrota 😉
Rozmawiam, no co tu kryć, w 90% przypadków jestem przekonana, że proszący nie potrzebuje na nic innego niż %, odmawiam, odchodzę (i wówczas często, podobnie jak Ty, słucham epitetów). Wiem, że ludzie patrzą, wiem, że będę czuć kilka godzin niepokój, że złe mam serduszko i nie ma pewności, że dobrze zrobiłam, ale nie chcę wspierać cudzego alkoholizmu i to byłby, załóżmy, mój priorytet.
Zdarzy się czasem człowiek, którego spotkanie kończy się kupnem jedzenia i dłuższą rozmową. Refleksją nad rzeczywistością. Bywa, że cenne jest takie spotkanie, ale bardzo, bardzo rzadko.
Ja również nie daję pieniędzy, choć później przez resztę dnia mam podobnie jak Natalia, że boli mnie serce, że jestem złym człowiekiem. Ale zamiast tego jak jeszcze studiowałam dziennie w Krakowie to byłam wolontariuszką w Szlachetnej Paczce oraz sama robiłam Paczki dla rodzin. To jest dla mnie właśnie mądra pomoc. Nie otrzymują jej rodziny, które uważają że im się należy, ani rodziny, co do których zachodzi obawa że wszystko przepiją. Pomoc ma być bodźcem do działania, do wzięcia życia w swoje ręce i wyjścia z trudnej sytuacji.