Mieliśmy się w niej zakochać, a tak naprawdę pochłonęła nas całkowicie. Teneryfa to bardzo urokliwa wyspa, szczególnie okolica w której przez czas pobytu pomieszkujemy. Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy pozamalowywaniu się w hotelu było odwiedzenie czarnej plaży – Playa de la Arena. Znajduje się ona parę metrów od hotelu.
Tak! Czarna! Cała czarna! Istny cud!
Drobniutki, lśniący, wulkaniczny piasek zapiera dech w piersiach. Nie jest ona duża, wręcz to kameralne miejsce, ale warte każdej sekundy. My zakochaliśmy się od razu.
Podobno czasem fale są tak wysokie, że nie ma możliwości kompania się, jednak nam się takie nie przytrafiły.
Plaża czysta, zadbana, z możliwością wynajęcia leżaków i z ratownikami. Warto znaleźć chwilę na odpoczynek w tym miejscu.