Miał zjechać z chodnika.
Proste jak drut prawda?
Bał się.
Powiedziałam sobie w duchu, że tym razem nie ulegnę.
”Koniec i kropka, bądź twarda. Da sobie radę. Ile będziesz czasu go wyręczać?”
Usiadłam na ławce obok i czekałam, aż zrobi to sam. Dokładnie miał pokazane i objaśnione wcześniej jak poprawnie i bezpiecznie wykonać z pozoru bezpieczny manewr. Wystarczy źle pokierować wózkiem i można zaliczyć niemiłe jak również bolesne spotkanie z ziemią . Tego bał się najbardziej. Z całych sił trzymał koła by ani milimetr dalej nie posunęły się i przypadkiem zjechały w dół.
Siedziałam nadal i kątem oka obserwowałam jego poczynania. Ile sił w rękach, ile zaparcia i upartości może pomieścić taka mała osóbka, zdziwiło mnie ogromnie. Zaczął krzyczeć: „mama”. Nie reagowałam.
”Nie mogę przecież teraz odpuścić, wiesz o tym dobrze. Dasz radę. On też da tylko musi to w końcu zrozumieć.”
Darł się w wniebogłosy. Ludzie dziwnie patrzyli się na mnie i co rusz na Arka. „Biedne dziecko” szeptali. Nie drgnęłam. Wstałam i powiedziałam, że idę do domu. Powolnym krokiem ruszyłam. Musiałam zdecydować się na radykalne kroki. Próbowałam wszystkich chwytów wcześniej. Pozwalałam, pomagałam, wspierałam. Wie doskonale, że nigdy nie pozwolę mu zrobić sobie krzywdy. Zmusiłam go. Postawiłam pod ścianą. Wiem, możesz się z tym nie zgadzać, ale gdy patrzę w przyszłość, wiem, że to było najrozsądniejsze podejście.
Usłyszałam za sobą jeszcze jedno błagalne wołanie. Cisza…
Już miałam się odwrócić, kiedy zobaczyłam obok moich nóg cieszące się od ucha do ucha moje dziecię.
Dał radę.
Pokonał lęk.
Zrobił kolejny krok do przodu, który znaczył bardzo wiele.
Radość, która biła od niego mogła rozświetlić nie jedną drogę.
Nie krzywdzę swojego dziecka, uwierz mi. Wiem, że z boku to wygląda dziwnie i możesz czuć się nie na miejscu. Zastanawiasz się czy wezwać opiekę społeczną lub znajdujesz w głowie argumenty, którymi będziesz próbować przegadać mi do rozsądku.
Płaczące dziecko na środku ulicy i do tego na wózku. To rusza i zaczynasz bardziej się nad nim litować. Ale zrozum mnie, muszę wycisnąć teraz z niego ile się da i dać jak najmocniejszego kopniaka chorobie. Bo to co teraz wywalczymy zostanie na lata.
Nie chce by mój syn bał się zjeżdżać z chodników czy każda nierówność na drodze go przerażała.
Nie chcę by nie potrafił pokonać progu.
Chce by zawsze wiedział, że da rade i potrafi pokonać swoje słabości. To takie małe i błahe, wiem. Jednak dla nas ma ogromną wartość i każda mała cegiełka dokładana codziennie potrafi zbudować ogromny mur o dużej sile obronnej.
Początki są trudne i wymagają od nas ogromnej siły. Pamiętam doskonale pierwsze zajęcia rehabilitacyjne. Płakał, a ja z nim. Jednak musiałam być silna. Płakał przez rok. Szarpał się i darł okropnie. Dziś na każde ćwiczenia maszeruje z wielkim uśmiechem na twarzy. Dziś każdy zjazd czy wjazd na chodnik pokonuje w mgnieniu oka. Cieszy się z każdego małego osiągnięcia i pokonania jakieś przeszkody.
Nie będziemy żyć wiecznie.
Samodzielności musi się nauczyć jak najszybciej, bo co osiągnie za młodu zostanie na wieki.
BLUZA, SPODNIE: KUKUKID
BUTY: PICCOLO GATTO
23 odpowiedzi
Mój przyjaciel jest głucho niewidomy ale skończył studia germanistyke robi doktorat, studiował rok w niemczech, pracuje zawodowo. jego rodzice obchodzili się z nim jak z jajkiem nawet do toalety sam nie chodził na uczelni wynajeli chłopaka by go wszedzie prowadził. Aż poznal paczke zwariowanych ludzi mieszanke , widzących, niewidomych dla której nie ma przeszkód nie dopokonania, wyjśccie na piwo to idziemy, do kina teatru zwariowany wypad jednodniowy do warszawy jazda, zobaczył ze móc to chciec i zaczął byc samodzielny ale jak sam mówi wielu rzeczy juz się nie nauczy, aktywnie działa w towarzystwie pomocy głucho-niewidomym. a do rodziców ma pretensje ze się nad nim tak. Tak trzymaj z arkiem zeby jako dorosły powiedział ci kiedys dzieki mamo za ten wycisk
wspaniale… nawet nie wiesz, jak tego życzyłabym swojej sister…
Liczę na to, że kiedyś to wyjdzie mu na dobre 🙂 Super, że Twój przyjaciel tak sobie daje radę! To podnosi na duchu bardzo 🙂
czy to nauka jak w Waszym przypadku, czy pierwsze kroki, czy pierwsze siniaki to jednak nauka. A my rodzice uparci być powinniśmy, choć to trudne, bardzo. Bo tu serce się ściska, a tu rozsądek co innego podpowiada…
Bardzo to trudne i czasami wymaga stosowania dziwnych metod, które zagwarantują osiągniecie danego celu. Ale wierze, że za parę lat będzie widać efekty 🙂
Szacunek dla ciebie i gratulacje dla Arka 🙂
:*
Doskonale Cię rozumiem… Jestem siostrą dziewczyny (w tej chwili) kobiety niepełnosprawnej, jest niedowidząca, ma pierwszą grupę. Moja mama miala zupełnie inne podejście do dysfunkcji mojej siostry, chroniła ja, robiła wiele rzeczy za nią… efekt jest kiepski. Moja sis, mimo, że kocham ją strasznie mocno, niestety nie radzi sobie. Póki co mieszka z mamą, ale jest samotna, nigdzie nie wychodzi, nie ma znajomych poza pojedyńczymi osobami, też niepełnosprawnymi, o własnej rodzinie póki co nie ma co nawet myśleć. Jest niezaradna, podejmuje głupie czasami decyzje i obraża się, gdy ja, starsza siostra, staram się postawić ją do pionu… Oczywiście nie wszystko jest efektem nadmiernej opiekuńczości mamy, ale wiele rzeczy i chyba przede wszystkim sposób myślenia ma w tym korzenie… Wielki szacunek dla Ciebie za starania, żeby Twój Książę wyrósł na świadomego swojej wartości i umiejętności / zdolności człowieka. Żeby nie stwierdził kiedyś sam przed sobą, że może byc dla kogoś obciążeniem. Ja kibicuję nieustannie mojej Sis… Mam nadzieję, że będzie kiedyś szczęśliwa…
Będzie, Kochana na pewno tylko potrzebuje więcej czasu. Osobie dorosłej ciężko jest poprzestawiać cały świat i zrozumieć, że powinna zachowywać się inaczej skoro cały czas mówiono coś innego. Trzymam za nią kciuki i za Ciebie byś nie przestałą kibicować nigdy jej! Pozdrawiam i ściskam mocno <3
świetna z Ciebie mama <3
Dziękuję :*
uczestniczyłam w wielu wolontariatach, po oczach biła różnica między samodzielnością dzieci z takimi samymi chorobami/problemami. Także gratuluję odwagi i życzę siły, by jak najmniej bolały spojrzenia i szepty tych, co nie rozumieją :*
Bardzo dziękuję Pani Doroto za tak ciepły komentarz. Mam nadzieję, że sił nie braknie. Pozdrawiam 🙂
Z boku wiele naszych zachowań wygląda dziwnie. Nie raz spotkałam się ze spojrzeniem „co z ciebie za matka” gdy Antek leżał na podłodze w sklepie i coś wymuszał, a ja odchodziłam na bok. Nie będę ustępować i robić dobrej miny tylko dlatego, żeby inni nie pomyśleli o mnie źle. A przecież chce jak najlepiej dla swojego dziecka, nie chce go wychować na rozwydrzonego brzdąca 😉
Święte słowa!!!! I tego trzeba się trzymać. W końcu to Ty jesteś matką dziecka a nie przechodząca pani obok i wiesz lepiej co oznacza jego zachowanie, jak z nim walczyć i co może pomóc 🙂
Płaczę, ale nie z litości. Ze wzruszenia. Nad siłą, odwagą i miłością. Podziwiam, bo wiem, że i u Was wymaga to bardzo wiele… Znam, mam blisko siebie kogoś kto nie miał wsparcia jako dziecko niepełnosprawne. Wiem, że gdyby miał, pewnie byłby innym dorosłym, miał więcej odwagi, optymizmu i wiary w siebie.
Wierzę i wiem, że to co robicie dla Arka zaprocentuje. Jesteś zajebistą mamą i podziwiam Cię każdego dnia.
🙂
Jak Ty napiszesz jakiś komentarz to po prostu nie wiem co napisać! Dzięki, że jesteś :*
Mega dziwnie się czyta taki tekst. Ja wychowywałam się z bratem który jeździł na wózku. Był ode mnie starszy. Kompletnie sparaliżowany do urodzenia od pasa w dół. Dla mnie to że on jeździ na wózku było normalne. Razem się ganialiśmy, biliśmy (jak to rodzeństwo), płakaliśmy, spiskowaliśmy przeciwko rodzicom. Gdy byliśmy na dworze trzymałam jego wózek z nim i biegłam! Teraz jak sobie pomyślę z perspektywy czasu to aż ręce mi się pocą. PRzecież mogłam mu powybijać zęby. Ale rodzice na nas nie dmuchali chuchali itd. Jako dziecko byłam chyba bardziej dojrzała niż teraz pod tym względem. Z wiekiem w człowieku rośnie opiekuńczość. Instynkt. Jako dziecko – wiedzieliśmy z bratem co jest w stanie sam wziąć a czego nie.
I teraz najlepsze: chodziłam z nim do szkoły integracyjnej. Rodzice chcieli bym miała na niego oko. Było tam kilka dzieci na wózku. Mało. To działo się ile… 15 lat temu? Uwierzcie szkoły i nauczyciele aż tak nie byli przystosowani do hmmm tematu/problemu jak dziś. O wszystko trzeba było walczyć. I wtedy usłyszałam od brata: traktują mnie jak kalekę. Wiadomo, po schodach trzeba było go wnieść. Ale to ludzie dorosli ludzie sprawiali że był niepełnosprawny. Nie on. To oni przez niewiedze przez zakłopotanie przez nieznajomość tematu nie wiedzieli co to dziecko jest w stanie zrobić samo a czego nie.
Więc po co komentarze złośliwe, po co „dobre rady” szeptane przez przechodniów pod nosem…? Takiej osobie co najwyżej można zaśmiać się w twarz.
Pięknie to opisałaś! Aż się wzruszyłm to czytając. Takiego głosu z wewnątrz brakowało. Mam nadzieję, że Twój brat wyrósł na mega człowieka!!!!!!!
Wiesz… może zabrzmi to jak jakieś podlizywanie, albo coś takiego…Ale wiesz mi to nic z tych rzeczy… uważam, że Twój synek nie mógł trafić na lepszą i rozsądniejszą mamę!!!! Wyobrażam sobie ile Cię muszą kosztować pewne decyzje i podjęte kroki! Wyobrażam sobie ile przeszliście i ile jeszcze przed Wami! Podziwiam Cię szczerze za Twoją siłę i zdrowe podejście do życia…A młodemu gratuluję mamy…
Pozdrawiam serdecznie!;*
tak trzymać – nasze dzieci muszą sie usamodzielnić, bo my nie będziemy żyli wiecznie …też pamietam pierwsze rehabilitacje mojego Krzysia w ośrodku i potem powtórki w domu przeze mnie – on płakał i ja płakałam – teraz ma 7 lat z kawałkiem i opłaciło się – porusza się samodzielnie, choć nikt mi nie wierzył. Bał się schodów, drabinek, przestrzeni – m.in.: agenezja ciała modzelowatego, zaburzenia całościowe integracji sensorycznej, problemy neurologiczne itd itp – teraz śpi w swoim piętrowym łóżku do którego wbiega kilkanaście razy dziennie po pionowej drabince. Po prostu zaklinamy rzeczywistość – umiesz! potrafisz! jesteś wspaniały! ostatnio nawet sam całkowicie się rozbiera i ubiera. Nie może się do wody przekonać, nawet nad jeziorem nie chce nóg zamoczyć – jakoś pokonamy kiedyś i to też – mój Supermen
Proszę zorientować się czy w Pani mieście nie ma zajęć dla dzieciaczkow z fundacji aktywnej rehabilitacji ? Są też organizowane obozy dla dzieci, na których dzieciaki są uczone w pełni samodzielności i ogólnie życia na wózku. Mój chłopak jest instruktorem na takich obozach i naprawdę wkladaja mnóstwo serca i energii, żeby dzieciaki wyniosły z obozów jak najwięcej ? Arek jest przez Panią wychowywany IDEALNIE! ❤ proszę mi wierzyć, że nie wszyscy rodzice dzieci niepełnosprawnych tak świadomie podchodzą do wychowania dzieci tak, żeby w przyszłości były w pełni samodzielne ? Arek będzie za to panstwu kiedyś bardzo wdzięczny ❤
Wzruszył mnie ten tekst. Tak, czasami trzeba postawić na swoim, aby dziecko osiągnęło pewną sprawność i doszło do tego SAMO. I nie ważne, czy jest to dziecko na wózku, czy nie.
Naszej córeczce też często powtrzam, że pewnego dnia nasza wspólna droga się skończy i dalej będzie musiała iść sama, bez wsparcia rodziców… Musi być dzielna i odważnie stawiać kroki. A ludzie, którzy widzą pewien wyrywek rzeczywistości z boku, nie znając szerszego kontekstu, nie rozumieją i oceniają to, co widzą…