Przywitało nas słońce. Dortmundzką kolejką dotarliśmy do samego centrum miasta. Ciepłe, odbijające się słońce od kolorowych liści, wywarło na nas niezapomniane wrażenie. Było pięknie. W Dortmundzie mieliśmy być tylko przejazdem ale postanowiliśmy przyjechać o dwa dni wcześniej i zwiedzić to miasto, które w Polsce zaistniało bardziej dzięki naszym piłkarzom.
Było warto?
Na początku muszę od razu zwrócić uwagę na świetną komunikację miejską. Przez centrum miasta kolejka porusza się pod ziemią, dzięki czemu nie zatrzymują go żadne światła czy skrzyżowania . Co kilka minut jeździ coś we wszystkich kierunkach świata, przez co dostanie się do konkretnego miejsca nie zajmuje dużo czasu. Wszystko jest jasno oznaczone, tak że czuliśmy się jak u siebie w Krakowie. Bardzo byliśmy z tego powodu zadowoleni.
Centrum Dortmundu to same galerie. Jedna na drugiej. Dlatego to też przyjemne miejsce gdy posiadamy parę wolnych środków na zakupy. Jednak warto pamiętać, że niedziela jest wolna od handlu i nie ma co się na szaleństwa zakupowe wybierać. Z kawiarniami, oprócz barów, jest trochę ciężko. Po obejściu całego centrum znaleźliśmy jedną małą kawiarenkę otwartą w niedzielę, gdzie można było napić się kawy i zjeść ciasto.
Ludzie mieszkający tutaj są zakochani po uszy w swoim klubie – Borussii Dortmund. Na każdym kroku spotykaliśmy kibiców ubranych od stóp do głów w żółte kolory . Czapka, szalik, buty, plecak, rękawiczki, torebka czy kurtka w barwach swojej drużyny to podstawowy zestaw, który posiada każdy fan.
Dortmund zwiedzaliśmy przez niecałe 3 dni. W sobotę czy poniedziałek miasto tętni życiem. Masa ludzi przewija się po ulicach. Jednak z nadejściem niedzieli miasto opanowuje spokój. Ilość ludzi napotkanych na drodze była minimalna. Dla nas było super, gdyż mogliśmy zobaczyć wszystko bez najmniejszego tłoku czy pośpiechu jaki towarzyszy większej ilości ludzi.
Bardzo nam się podobało. To miasto jest piękne i jak najbardziej może służyć za miejsce przesiadki między np. lotami czy wizyty turystycznej. Wiele muzeów, parków, sklepów czy pubów (w których można spróbować ich piwa), zadowoli każdego.
Nosorożce w Dortmundzie
Przemierzając kolejną uliczkę i napotykając kolejnego zwierzaka na swojej drodze zaczynaliśmy się zastanawiać o co tu chodzi. Przegrzebaliśmy wujka Google i znaleźliśmy wiele informacji na ten temat.
„Stoją na ulicach, w sklepach, nawet jeden wyfrunął na balkon. Mimo iż wielkie (2m długości; 1,5 wysokości) i ciężkie, to są to całkiem przytulne zwierzaki. W całym mieście jest ich około 120 (liczba się cały czas zmienia, bo zniszczone trzeba restaurować, a i ciągle pojawiają się nowe). Pierwszy z nich pojawił się w 2000 r. przy okazji otwarcia Filharmonii Dortmundzkiej. Potem, przy okazji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej odbywających się w Niemczech w 2006 roku, dołączono zwierzaki w kolorach flag państw, biorących udział w rozgrywkach. Mieszkańcy bardzo szybko zaakceptowali i polubili nowe stworzonka, dlatego zaczęto stawiać ich jeszcze więcej. Wybór padł właśnie na to zwierzę z dwóch powodów: po pierwsze, nosorożce mają doskonały słuch, co pomaga im delektować się muzyką (która swoją drogą w Filharmonii w Dortmundzie brzmi znakomicie). Skrzydła, jakie są nieodłącznym elementem każdej z figur, mają kojarzyć się z Pegazem – skrzydlatym koniem, który pomaga poetom i artystom.
Dzisiaj nosorożce stanowią głównie przestrzeń reklamową, (wcale nie tanią, bo taki zwierzak kosztuje do 3.000€) i można znaleźć na nich wszystko – loga szkół, instytucji, sklepów itp. itd. Są dostępne również oczywiście dla turystów w wersjach pomniejszonych – breloczków, naszywek, kubków itp.”
źródło: http://pijmy-zdrowie-katarzyny.blogspot.com/
[line]Na swojej drodze spotkaliśmy wielu pozytywnych ludzi. Na pewno tam wrócimy 🙂
KURTKA: KSIM