NIE BĘDĘ SPONSOROWAĆ MOJEGO DZIECKA W DOROSŁYM ŻYCIU

18 na karku.

Ciepłe gniazdko u rodziców. Gorący obiadek zawsze o tej samej porze na stole czeka.  Skarpety wyprane. Kieszonkowe z rokiem coraz większe. Przyjemnie.

 

18 lat później.  

Ciepłe gniazdko u rodziców. Gorący obiadek zawsze o tej samej porze na stole czeka.  Skarpety wyprane. Pensja na swoje wydatki cała.  Mamusia nie pozwoli się dołożyć. Przecież potrzebujesz bardziej. Stary kawaler mieszkający u rodziców.

 

Wybacz synu.

Będę okropną matką w przyszłości.

Nie będziesz dostawał soczystego przelewu na zawołanie, a telefon ze słodkimi słówkami nie pomoże, gdy zabraknie kasy na jedzenie, którą mam nadzieję, przepiłeś z kumplami, a nie wydałeś na inne głupoty!

 

Bo tutaj nie o to chodzi, by rzucić go na głęboką wodę i w wieku 18 lat wygonić z domu z patykiem i kromką chleba owiniętą w szmatkę i zawieszoną na końcu kija. By odciąć się całkowicie i wymagać stabilnego stania na nogach w kwestiach materialnych.

Wręcz przeciwnie, chciałabym nauczyć moje dziecko odpowiedzialności.

Odpowiedzialności za swoje życie i pieniądze, które będą przez cały czas towarzyszyć.

 

Nie chcę za 30 lat obudzić się i pytać co zrobiłam nie tak. Dlaczego moje dziecko nadal mieszka z nami, przemyca swoje brudne ubrania gdy widzi, że robię pranie i korzysta z tej samej lodówki, nie wkładając do niej nigdy nic.

Nie chcę co miesiąc wysyłać przelew, który ma zaspokoić jego największe potrzeby i pomóc przeżyć kolejny miesiąc.

 

Oczywiste jest, że dopóki nasze dziecko się uczy mamy łożyć na jego utrzymanie. Oczywiste jest, że my też tak będziemy robić jednak nie w taki sposób, aby mu zaszkodzić.

 

Mam wiele przykładów osób skrzywdzonych przez swoich rodziców.

Dzieci studiują zaocznie, rodzice opłacają mieszkanie, do tego wysyłają tak pokaźną sumę, która pozwala na wszystko. Zabawy, beztroskie życie bez końca. Kończą się studia, zaczyna się nowe, ponieważ po tych nie ma pracy. Bez doświadczenia też nikt nie przyjmie. A przecież żadnego nie ma, bo nie było potrzeby jakiejkolwiek pracy szukać, gdyż rodzice zapewniali finanse na wszystko. Zresztą jaki głupi w takiej sytuacji by pracował. Kończy się drugie studia zaocznie, dalej żyjąc na garnuszku rodziców i najczęściej wraca się do domu rodzinnego, bo tutaj już nie ma co robić, a pracy i tak nie ma. Mama nie musi o tym wiedzieć, że mi się nie chce jej szukać. Taki niestety jest przecież rynek, prawda?

 

Mam też przykłady, które cieszą oko.

Studiują dziennie, do tego zaocznie i jeszcze w między czasie pracują lub robią staże. Weekendy wolne od nauki też zajmowane są pracą. Rodzice opłacają lokum, a na resztę trzeba zapłacić samemu. Są też tacy, którzy nie mogą liczyć na żadne wsparcie, a wiedzie się im dobrze. Doświadczenie, własne pieniądze są najważniejsze. Skończone studia pozwalają znaleźć dobrą pracę, choć czasem bez nich też dzięki swojemu uporowi znajdują tą dobrą. Kombinowanie jak najbardziej stać się niezależnym. Rezygnowanie z rzeczy zbędnych.

Szukanie swojej drogi, a nie życie na garnuszku rodziców.

 

Lecz mi nie chodzi o to by zostawić nasze dzieci bez grosza przy duszy, lecz uczyć ich samodzielności i powoli pchać do przodu i wypychać z rodzinnego gniazda, gdzie wszystko jest podane na tacy.

Pomagać zawszę będziemy, ponieważ taka natura rodziców. Pomagać a nie utrzymywać, w wieku, którym oni sami powinni utrzymywać już swoje rodzimy.

 

Będę wymagać od swojego dziecka jak największej samodzielności.

Chcę by znał wartość pieniądza i wiedział, że to jak zaplanuje swoją przyszłość zależy od tego co zrobi.

Nie chcę by myślał, że rodzice mu wszystko kupią, na wszystko dadzą w dorosłym życiu. By wiedział, że na każdy grosz trzeba pracować i nic nie spada z nieba.

 

 

Wybacz synu.

Będę okropną matką w przyszłości.

Nie będziesz dostawał soczystego przelewu na zawołanie, a telefon ze słodkimi słówkami nie pomoże, gdy zabraknie kasy na jedzenie, którą mam nadzieję, przepiłeś z kumplami, a nie wydałeś na inne głupoty!

Będziesz musiał na to zarobić. 

 

 

 

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

9 odpowiedzi

  1. O nie! Jak ja nie lubię słuchać od znajomych, którzy mieszkają dalej z rodzicami, że im się dobrze powodzi i stać ich na torebkę MK czy na weekendowy wyjazd do Francji…momentami mam wrażenie, że gówno wiedzą o dorosłym życiu – a 18tkę skończyli kilka lat temu…
    Także popieram takie podejście.

  2. „Studiują dziennie, do tego zaocznie i jeszcze w między czasie pracują lub robią staże. ” Studia studiom nierówne. Gdy studiowałam na Politechnice (dzienne 5-letnie), nie było fizycznie możliwości by ktokolwiek był w stanie iść do pracy. Studia wymagające ogromu pracy (do wykładów, ćwiczeń tablicowych, laboratoriów – dochodzą od 3 roku zajęcia projektowe, mimo że rozległych projektów już naprawdę nie ma kiedy robić w domu). Dodatkowo – stopnień trudności poruszanych zagadnień jest na tyle wysoki, że dobra pamięć nie wystarcza – potrzeba dużo więcej wysiłku by zgłębić 12 przedmiotów w semestrze , zrozumieć i wyćwiczyć je na tyle dobrze by móc na kolokwiach i egzaminach rozwiązać zadania. Po pierwszym roku około 40% osób odpadło. Zaczynało pierwszy rok 1200 osób, dyplom po 5 latach uzyskało 400. Gdyby więc moje dziecko okazało się osobą pracowitą i uzdolnioną w tym kierunku, wolałabym by również poszło na studia techniczne (mimo konieczności wsparcia finansowego z mojej strony), zamiast stawiać za priorytet samodzielne utrzymanie się w wieku 20 lat… i studiować np. socjologię, zaocznie pedagogikę a po godzinach nalewać piwo w pubie. To nie jest wszytko tak jednoznaczne jak się może wydawać.

    1. przepraszam bardzo ale co jest złego w studiowaniu socjologii czy zaocznie pedagogiki ?? czy tylko studia które na pierwszym semestrze robią 40% przesiew są dobre?? a pedagogika jest faux pas ?? no chyba niekoniecznie …….. tym bardziej że to od tych pedagogów – (niedouczonych ?? ) w przeraźliwej większości zależy przyszłość naszych dzieci. Niestety…. nie zgadzam się z takim podejściem do sprawy. Ja uważam że dzieci powinny się usamodzielniać i to bardzo szybko. Moja córka ma 15 lat. Jej pasją są konie – uwierz mi – to cholernie droga pasja. Chodzi do szkoły, 4 razy w tygodniu ma treningi, dostaje kieszonkowe, ale na dodatkowe przyjemności zarabia. Tak zarabia – no prowadząc lekcje w stajni w której sama jeździ …… kocha to co robi a przy okazji uczy się że może jej to w przyszłości przynieść profity.
      pozdrawiam serdecznie

      1. Nie stwierdziłam, że jest COŚ ZŁEGO w studiowaniu socjologii czy pedagogiki. Przykład – pierwszy z brzegu- akurat osoby, które znałam studiowały np. socjologię i pedagogikę jednocześnie, mając przy tym czas by pracować zarobkowo (i to dużo czasu). Znajomi będący teraz lekarzami czy inżynierami – choć zaradni życiowo (co już można stwierdzić po 15 latach od skończenia nauki) i radzący sobie bardzo dobrze teraz, wówczas nie mieli zupełnie czasu i możliwości by wieczorami zarabiać. Wpis nie był o wartościowaniu czegokolwiek lecz ma wykazać na przykładzie, że aby pracować zarobkowo w czasie studiów nie wystarczy być samodzielnym, najważniejszą sprawą jest by mieć możliwości czasowe na taką pracę. Ps. Po studiach role się odwróciły. Moi znajomi mgr inż. czy lek med. teraz- po kilkunastu latach- pomagają finansowo własnym rodzicom, znaleźli niezłą pracę bez żadnych znajomości. Natomiast duży odsetek znajomych, którzy pracowali, studiując jednocześnie łatwe/pamieciowe kierunki studiów (nawet kilka naraz), żyją (okresowo bądź nie) z emerytur rodziców. Czasem warto więc pomysleć bardziej przyszłościowo i pomóc zdolnemu synowi czy córce finansowo, jeśli chce skończyć trudniejsze/ wymagajace dużego zaangażowania studia. To jedynie kilka lat, które później często zwraca się z nawiązką. Wymuszanie na dziecku by utrzymało się samo, w przypadku ambitnych studiów, często kończyło się wylotem z nich już po pierwszym roku, a potem studiowaniem „czegokolwiek” (czytaj. „robieniem magistra”). Dla nalewania piwa w pubie wieczorami w czasie studiów ( męcząca praca, człowiek ciągle niedospany) naprawdę nie warto było rezygnowac ze zdobycia dobrego zawodu, do którego miało się zdolności i sprawiałby satysfakcję. Piszę to z perspektywy osoby będącej kilkanaście lat po studiach, wiedząc jak potoczyły się losy wielu znajomych.

        1. Bardzo dobrze napisane. Temat jest szeroki. I nie można generalizować przyszłości człowieka porównując tylko do jego studiów. Aby dziecko spełniło marzenia trzeba stać w cieniu. Mieć ten portfelik bo nie od razu zbuduje swoją pozycję. Trzeba w przyszłość zainwestować i nie zawsze jest to dosłownie pieniądz a czas. Doba 24 h nawet zdolniacha się wypali. Ja również bez wsparcia zakończyłzm edukację. Usamodzielniłam się. Dorobiłam pozycji czy majątku. Ale w pewnym momencie następują zwroty w życiu zawodowym i okazuje się, że trzeba się cofnąć by sięgnąć po marzenia. I jeszcze najważniejszy minus bycia w korpo i w kredycie na start. Gdzie czas na rodzine i dzieci. Nawet jak są to wracam do czasu. 24 h i ani minuty dłużej. Zawsze się coś poświęca. A dzieci dorosną i czasu nie cofnę. Dlatego ja mając te doświadczenia inwestuję w dzieci pieniądz od ich poczęcia. By zyskały czas , który ja poświęciłam. Dorosłe leniuchy u mamy to inna bajka. Myślę, że to osoby bez ambicji życiowej. Każdy żyje jak chce.

  3. To chyba nie jest takie czarno-białe. Ja jako jedyna z rodzeństwa wyprowadziłam się z domu na czas studiów i od razu po nich spadł na mnie bicz opłaty za mieszkanie – najpierw wynajmowane a teraz moje na kredyt. Rodzina pomagała w trakcie studiów, a potem to najwyżej mogłam dostać słoik 😉 Mój mąż też był pozostawiony tak samemu sobie. Więc my od zawsze musieliśmy pracować, nie było opcji szukania pracy dłużej, innej lepszej. Nie było opcji bezpłatnego stażu, czy pracy na pół darmo. To ogranicza, bierzesz pracę na etat w korporacji, starasz się i właściwie nic nie możesz zrobić. Kiedy urodził się synek ledwo zdążyliśmy się wprowadzić do naszego mieszkania i wypstrykaliśmy się z oszczędności na wykończenie – nie było opcji urlopu wychowawczego. Teraz kiedy w końcu mamy trochę oszczędności i może mogłabym w końcu zacząć myśleć co bym chciała robić i jaka praca przyniosła mi satysfakcję pracuję już od tylu lat, nagromadziłam już tyle doświadczenia „dobrze, że etat i płacą”, że to jest dużo bardziej trudne niż pod koniec studiów. Moje rodzeństwo zostało w domu rodzinnym, kończyli studia w rodzinnym mieście. Do tej pory mieszkają w tym samym domu z mamą. Moja siostra pod koniec studiów stwierdziła, że to co studiowała w ogóle jej nie kręci, przebranżowiła się. Najpierw pracowała za darmo, bo się uczyła, potem na stażu z urzędu pracy, za grosze, które nie starczyłyby mi na mieszkanie. Trochę popracowała w firmie, która ją w końcu wkurzyła i założyła własną firmę, która rozkręca się po malutku. I żyje, ma gdzie mieszkać i co jeść. Realizuje swoją pasję – gdyby nie mieszkała w domu rodzinnym to nie byłoby możliwe. Mój brat pracował w czasie studiów, ale na czas pisania pracy inżynierskiej wziął sobie kilka miesięcy urlopu, pisał na spokojnie. Ja swoją magisterkę pisałam biegając na zajęcia i do pracy. Jego praca była dopieszczona i pisana z całkiem dużym zadowoleniem twórczym, moja na odwal, byle szybciej, byleby była.
    Niby oni mają niefajnie, bo dalej nie na swoim. Niby mniej zaradni. Ale jakoś bardziej szczęśliwi,wyluzowani. A ja jak w więzieniu kroporacyjno-kredytowym. Może swojemu synowi nie będę finansować wszystkiego, ale chciałaby, żeby chociaż mieszakanie dostał od nas i nie zaczynał swojego życia od razu z pętlą na szyi 🙂

  4. Temat ciekawy i kontrowersyjny, choć niestety nie czarno-biały…
    Moich rodziców nie było stać na finansowanie moich studiów, więc zaciągnęłam kredyt, z którego opłacałam mieszkanie, jedzenie, książki etc (na moim kierunku nie było fizycznej możliwości jednoczesnej pracy zarobkowej, a zaocznych nie było). Tak więc studia skończyłam nawet nie na zerze, ale z potężnym długiem i świadomością, że muszę natychmiast znaleźć pracę i to nie najgorzej płatną… I znalazłam. Dziś wiedzie mi się całkiem nieźle. 🙂 Ale nie wiem czy własnemu dziecku byłabym w stanie zafundować tak twardą lekcję samodzielności…

    Choć faktycznie, rodzice którzy swojemu dziecku chcą dać nawet gwiazdkę z nieba, tak naprawdę często robią mu krzywdę. Bo potem taki 30-40 latek nie potrafi, nie chce, nie ma potrzeby ani umiejętności by żyć na własny rachunek, do tego dochodzi przyzwyczajenie i wygoda…

    1. Ja jestem w podobnej sytuacji i widzę tylko same korzyści dla siebie..
      Oczywiście, że chciałabym dać mojemu dziecku wszystko co najlepsze ale bez przesady. Nie chce go skrzywdzić. Musi wiedzieć jak smakuje grosz zarobiony przez siebie 🙂 I ile to trudu jest 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *