Nie uwierzycie co spotkało nas na lotniskach!

Nie uwierzycie co spotkało nas na lotniskach! Zresztą sama nie mogę w to uwierzyć.

 

Ostatnio moja siostra do mnie napisała: „serio, ja nie wiem jakiego trzeba mieć pecha w życiu aby coś takiego się wydarzyło na samiusieńkim końcu tak długiej podróży.”

A ja twierdzę, że mieliśmy mega, mega szczęście, że to stało się na samym końcu a nie na początku. Wtedy już nie byłoby tak kolorowo, szczególnie że byliśmy w Azji, gdzie maluch na wózku to coś nowego.

Ale zacznę od samego początku.

 

Ponad 3 tygodnie temu, w mroźny niedzielny poranek zawitaliśmy na lotnisko aby udać się w naszą wymarzoną podróż. Kierunek Tajlandia. Jednak nie ma bezpośredniego lotu, dlatego też musieliśmy zrobić sobie małą przesiadkę w Doha. Stwierdziliśmy, że zwiedzimy miasto, dlatego przy kupowaniu biletów wybraliśmy opcję z 10 godzinnym postojem. Jesteśmy już przy oddawaniu naszych największych bagaży i Pani nam mówi, że na lotnisku w Doha nie ma możliwości dostania wózka Arka z powrotem na czas przesiadki. W myślach pierwsze co sobie pomyśleliśmy to: „zajebiście, już problem na starcie.” Tłumaczyliśmy obsłudze, obiecali pomóc. Sprawa skończyła się dobrze i na całe szczęście nie musieliśmy przez 10h wozić Arka na lotniskowym, dużym ortopedycznym wózku. Mogliśmy spokojnie zwiedzić miasto i zapomnieć o pierwszym stresie w trakcie podróży.

 

W całej naszej wycieczce odbyliśmy 7 lotów i odwiedziliśmy 6 różnych lotnisk.

 

Tylko w Warszawie nie musieliśmy tłumaczyć, jak to jest możliwe, że 6 letnie dziecko jeździ na wózku. Gdy pierwszy raz nas o to zapytali byliśmy w mega szoku. Nie rozumieliśmy, że oni czegoś tak dla nas podstawowego nie wiedzą. Gdy w innych miejscach zaczęło się to powtarzać wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Dopiero kiedy na instagranie zadałam pytanie jak to tu jest i moje obserwatorki potwierdziły nasze spekulacje, zrozumieliśmy wszystko. Dzieci z wadami, niepełnosprawnościami itp. u nich nie przychodzą na świat. Usuwanie w trakcie ciąży jest czymś naturalnym i bardzo powszechnym. Tym bardziej się cieszę, że u Arka nie wystąpiły, żadne kłopoty kiedy byliśmy w Azji, bo wiem, że nie mieliby pojęcia jak mu pomóc czy go ratować.

 

Kiedy nastąpił już ostatni etap naszej podróży, czyli powrót do Warszawy, ze spokojem wsiedliśmy do samolotu. Tyle lotów za nami, tyle kilometrów pokonanych, tyle przygód, więc co się może wydarzyć.

Ze spokojem odebraliśmy nasze bagaże z taśmy i czekaliśmy na ostatni – wózek.

No i masz Ci los.

Stało się to czego nawet nie braliśmy w najstraszniejszych scenariuszach pod uwagę. Miałam nadzieję na spokojny powakacyjny tydzień a tu zaczął się koszmar. Wózek nie nadawał się do użytku. Hamulce zostały zmiażdżone. Wózek chyba jeździł po całym luku bagażowym w samolocie, bo tak zgniecionych elementów nigdy nie widziałam. Dodatkowo jest wykrzywiony. Rama wózka też musiała nieźle dostać. Nie nadaje się on całkowicie do użytku. To jest straszne, bo wózek nawet nie miał 2 miesięcy. Złożyliśmy reklamację od razu na lotnisku. Wróciliśmy do domu i dziś jest już czwartek a nadal sprawa nie jest rozwiązana. Cały czas czekamy na decyzję linii. A każdy dzień jest tutaj na naszą a szczególnie na Arka niekorzyść.

I to jest straszne.

Z jednej strony mieliśmy fart, ze to stało się na ostatniej prostej naszego wyjazdu. Z drugiej ogromnego pecha, że to w ogóle miało miejsce…

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *