To nie rower

Park, centrum miasta. Przyjemna zielona okolica. Ładne trasy spacerowe. Krocze za moim pierworodnym z odpowiednim dystansem. By miał swobodę. Nagle skrzyżowała się droga jego z chłopcem. Mały konflikt interesów, bez bolesnych skutków. Jeden i drugi zawinił, po problemie. Idziemy dalej. Ja parę kroków za ekipą.

Po całym zdarzeniu chłopiec mówi do rodziców.

 

Chłopiec: Mamo zderzyłem się z chłopczykiem.

Mama: Nic Ci się nie stało?

Chłopiec: Nie.

Mama: To dobrze.

Tata: W ogóle chłopiec powinien mieć dzwoneczek i dzwonić jak jedzie, by unikać takich sytuacji.

 

 

Jestem oazą spokoju, serio.  Nie mam dla mnie problemów, których się nie rozwiąże. Serio. Ale jak mnie ktoś wkurzy, moje ironiczne poczucie humoru uaktywnia się podwójnie. A w tym to chyba jestem już mistrzynią. Nie mogłam tego tak zostawić, szczególnie że przechodziłam obok nich kiedy to zostało wypowiedziane.

 

JA: To nie rower, proszę Pana. To nogi.

 

nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi nogi 

 

Nie tak zajebiste jak Twoje, bo gumowe ale NOGI!

Kurwa no! (wybaczcie, damie nie przystoi, wiem, ale może to Was przybliży do tego jakie emocje w tym momencie mną zawładnęły kiedy to usłyszałam). Nawet teraz kiedy to pisze czuję to złość z tego, że musiałam taką osobę spotkać na swojej drodze. Ja wiem, że to jednostki ale coraz częściej spotykam te jednostki na swojej drodze i boję się, że w zastraszającym tempie się rozmnażają.

Czy Ty droga duszo stąpająca po tym świecie, masz przywiązany do nogi dzwoneczek abyś mógł informować wszystkich, że idziesz?

 

Wózek to nie rower, to nogi. Nigdy nie korzystaliśmy ze ścieżki rowerowej, bo to nie rower!

 

Ja wiem, że zaraz napiszecie aby to olać, nie przejmować się itp. Ja wiem, olewam, ale nie mogę przejść obok tego obojętnie. Musze coś zrobić. Muszę uświadomić tym ludziom wagę ich słów. Że to jest słabe. Dziwne. Bez sensu i żeby nie byli tacy pewni swojego  życia, bo za chwilę sami mogą słyszeć by jeździli z dzwoneczkiem.

 

I ciekawe czy wtedy będzie tak fajnie, przyjemnie i może jeszcze będą tym dzwoneczkiem szpanować.

 

Takie sytuacje pokazują mi jak wiele jeszcze trzeba zrobić. Jak dziwne ludzie mają myślenie na temat niepełnosprawnych, niepełnosprawności i wszystkiego co z tym związane. Czasami się zastanawiam ile wody musi jeszcze upłynąć aby zmieniło się coś w naszym społeczeństwie, aby było inaczej. Żeby każdy posiadał choć minimalną wiedzę w tym temacie. Cały czas się nad tym zastanawiam, kiedy ludzie przestaną mówić: „jak ja Ci współczuję” „jak Ty masz przechlapane” „jak Wam jest ciężko” „taki mały a taki biedny” „co to za życie” „ja w takiej sytuacji to chyba bym się załamała” „i co to za życie”.

 

I wtedy przypominam sobie co zrobiłam, jak wyglądało nasze życie przez ostatnie 6 lat od pojawienia się Arka, a jak wyglądało bez niego. I powiem, Wam, że może jeździć z tym dzwoneczkiem byle by to życie rozwijało się tak dalej.

A Ty przyjrzyj się czy to poniżej wygląda jak rower!

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jedna odpowiedź

  1. Nie nie wygląda jak rower i przyznaje się, że czasami nie rozumiem ludzi. Jestem zdrowa w miarę, ale czasem też zdarza mi się nie widzieć. Nie zauważyć czegoś, kogoś, ale nie wymagam od całego całkiem zdrowego i każdego innego świata, że by miał sygnał dźwiękowy specjalnie dla mnie. Zupełny brak empatii i wyczucia ze strony tego pana. Powodzenia dla Arka i siły wytrwałości w zmienianiu świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *