Nie ze stali

Niby do pewnych rzeczy można się przyzwyczaić.

Niby pewne rzeczy po czasie nie wywierają na nas żadnych emocji.

Niby do pewnych rzeczy można się przygotować.

Niby pewne rzeczy po czasie mogą okazać się bez znaczenia.

Niby.

 

Czasem żałuję, że nie istnieje taka cudowna tabletka na wszystkie złe rzeczy, których tak bardzo nie chcielibyśmy w swoim życiu doświadczyć. Każdy dostawałby takie ze dwa opakowania i mógł je sobie podzielić na cały okres swojego życia. Ale byłoby fajnie. Zero trosk, niepożądanych sytuacji, a czasem wręcz wykańczających. Marzenie ściętej głowy.

W naszym życiu to wszystko jest takie pogmatwane. Nic nie jest takie proste, kurde a szkoda. O ile byłoby łatwiej. O ile byłoby milej. Ale nie, zawsze musi być pod tą pieprzoną górkę pokrytą lodem i z towarzystwem koszmarnego deszczu. Tak, wiem, przynajmniej się człowiek nie nudzi i nigdy nie wie czym może go zaskoczyć życie. Cały czas niespodzianki, czy to nie cudowne?

Nie.

 

Nie cierpię lekarzy. Każdą wizytę mogłabym odwlekać w nieskończoność, tylko niestety na dłuższą metę tak się nie da. Nie cierpię, dlatego że często muszą przekazywać  mi te mniej oczekiwane złe wiadomości. Że często człowiek wybiera się na zwykła kontrolę, a dostaje zamiast kartki „wszystko dobrze” kolejne skierowania i nowe terminy na badania. Ale to i tak nie jest najgorsze. Moment, który zawsze zwala z nóg to ta pieprzona diagnoza, która nigdy nie jest taka jak powinna.

Chciałabym być ze stali. Chciałabym, aby nic mnie nie ruszało i tylko tak się odbiło i powędrowało dalej.

Pamiętam ten pierwszy raz, kiedy usłyszałam: „wie pani, nie jest dobrze”. Pamiętam co czułam, jak się zachowywałam, czego się bałam i jak bardzo chciałam, aby wszyscy się mylili. Jak strasznie ciężko się odbiera takie wiadomości. Jak ciężko się z tym żyje. Pamiętam te łzy, ten ból, powstanie i siłę do walki. Mimo iż myślałam, że jestem na to odporna i po czasie poradzę sobie ze wszystkim, to nadal dziękuję Bogu za drogę powrotną, którą ledwo pamiętam, bo łzy zamazywały cały obraz, kiedy prowadziłam samochód. Nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli. I kiedy myślimy, że już nic nie stanie na przeszkodzie, rozczarowujemy się najbardziej.

Ty, co widzisz na zewnątrz to otoczka, która nadaje naszemu życiu pewien sens. Tylko za drzwiami mieszkania ona pryska. Rozmazuje się makijaż, znika uśmiech i głowa zajmuje się rozwiązaniem problemu albo znalezieniem sposobu na życie z nim. Bo nie wszystko da radę rozwiązać. Są takie sytuacje kiedy trzeba nauczyć się z tym żyć.

 

Takie życie jest ciężkie.

Jednak kiedy te małe oczka witają Cię każdego dnia wiesz, że warto je kontynuować. Wiesz, że warto o jak najlepszy jego stan walczyć. Wiesz, że warto robić wszystko, by na tej malutkiej buzi, każdego ranka pojawiał się uśmiech, mimo iż wywołanie go kosztuje bardzo dużo. Wiesz, że warto nałożyć nowy makijaż, ubrać buty i stawić czoła wszystkiemu co nadejdzie.

 

A prawo do słabości ma każdy, Ty też.

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

2 odpowiedzi

  1. Też odwlekam. I boję się tego, co usłyszę. Już wiem, że moje problemy z oczami to coś poważniejszego niż oczy. I różne inne takie sprawy. Strach, no po prostu strach.

    Przytulam Cię mocno!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *