Nie skreśliłam mojego dziecka kładąc go na wózek

Nie skreśliłam mojego dziecka kładąc go na wózek.

Wiele osób zarzucało nam, że się poddaliśmy. Wiele osób wytykało mi, że manipuluję, że nie chce mi się, idę na łatwiznę. Wiele osób mówiło: „to jeszcze nie ten czas, poczekajcie”. Wiele osób doradzało nie mając zielonego pojęcia o sytuacji, w której się znaleźliśmy. To normalne, przyzwyczaiłam się, że każdy ma coś w danej kwestii do powiedzenia, choć czasem nie ma o tym zielonego pojęcia. Ale jak się nie wypowie to chyba nie będzie mógł przeżyć do następnego dnia.

Umówiliśmy się. Pomiary się odbyły. 2 tygodnie później był już z nami.

Wózek.

Nie skreśliłam mojego dziecka kładąc go na wózek.

To nie jest łatwa decyzja, wiem o tym doskonale. Jednak to nie jest jedna z najtrudniejszych jaką przyjdzie nam podjąć w życiu. Na serio.

Pierwszy raz sprzeciwiłam się „znawcom tematu”, gdy chodziło o rehabilitację Arka. Wybrałam się na wizytę, pozwoliłam go zbadać i gdy usłyszałam, że szanse są niewielkie i że nie wiadomo jak to będzie, powiedziałam o nie. Nie będziemy ćwiczyć Vojtą. Zapisałam go na normalną rehabilitację, która odbywała się 3 razy w tygodniu przez wykwalifikowaną osobę, a nie przeze mnie w domu z 1 wizytą na miesiąc.

No tak zapomniałam, przecież go już wtedy skreśliłam. Przecież to taka cudowna metoda itp. Oczywiście, jest skuteczna, ale nie w przypadku dziecka z rozszczepem, który ma czucie w głowie i rękach i tu nie tylko chodzi o pobudzenie mięśni, ale o naukę życia, samodzielnego życia. A ja czułam to, że Vojta mu tego nie zagwarantuje, ona mu w tym nie pomoże, a czas może nam przelecieć przez palce, a my nadal będziemy stać w miejscu… Tego się bałam i musiałam się sprzeciwić, musiałam zawalczyć o samodzielne dziecko, a nie 4 letnią roślinkę, której pobudzanie punktowe nie pomogło i nadal nie wie jak siedzieć czy obracać się na drugą stronę. Ta wizja była najgorsza, dlatego też moja decyzja była taka a nie inna.

Bałam się też, że braknie mi siły, że nie dam rady 4 razy dziennie zmuszać siebie i dziecka do ćwiczeń. Bałam się, że nadejdzie taki dzień, że nie wytrzymam psychicznie i się poddam. To nie miały być ćwiczenia na jeden miesiąc czy rok, to mogło być znacznie dłużej. To mogło trwać do tej pory, czego sobie nie mogłam w żaden sposób wyobrazić. Nie jestem z kamienia. Też wysiadam, też mam dość.

My rodzice, cały czas żyjemy nadzieją, bo z naszymi dziećmi to nigdy do końca nie wiadomo co i jak. Tutaj każdy milimetr ma znaczenie. Tutaj każdy milimetr może przesądzić o życiu, ruchu, niedowładzie.Jest nam ciężej,ponieważ każdy wmawia, że przecież za chwilę to się może poprawić, wszystko może się zmienić, potrzeba czasu. Czasu, który ucieka nam przez palce. Te milimetry sprawiają, że jedno dziecko chodzi, inne całkowicie leży, a jeszcze inne porusza się na wózku. I tu zaczynają się schody, bo przecież kiedy ten wózek, po co ten wózek, dlaczego wózek.

Nie poddawajcie się, walczcie.

Najbardziej wkurza mnie takie pieprzenie. Kto się poddaje? W jaki sposób? Co Ty możesz wiedzieć o walce jaką staczamy każdego dnia. Co Ty możesz wiedzieć o poddawaniu się, a śmiesz mnie pouczać.

Te zdziwione oczy, które przemieszczały się za Arkiem każdego dnia i tak widoczna moja manifestacja, którą dopełniały teksty: „tak małego dziecka na wózku to jeszcze nigdy nie widziałem”.

Bo każdy podejmuje inną decyzję. My podjęliśmy taką. Nie będę mojego dziecka wozić w spacerówce, kiedy zdrowe dzieci już biegają. Niech on też będzie w jakimś sensie na tym samym poziomie. Na co mamy czekać? Jak cud ma się zdarzyć to i tak się to stanie nie ważne czy będę go pchać w spacerówce czy sam będzie przemierzał tą trasę za pomocą rąk. Wybór drogi, którą pozwolimy pójść naszemu dziecku zależy tylko od nas.

Nie skreśliłam mojego dziecka kładąc go na wózek.

Wręcz przeciwnie, uważam, że dałam mu więcej możliwości do rozwoju oraz poznawania świata. Pozwoliłam mu szybciej oswajać się z rzeczywistością, zmierzyć się z czekającym na niego światem. Pozwoliłam mu w jakimś stopniu aktywnie uczestniczyć w życiu społeczeństwa. Pozwoliłam mu integrować się z dziećmi, bawić, żyć.

Bo na tym to chyba wszystko polega. Nie ograniczajmy się tylko do jednego, bo przyszłość ani ten cud może nigdy nie nadejść, a życie tylko dla chodzenia czy innych marzeń czasem może nas przytłoczyć niż zmotywować. To, że dwa kółka są głównym źródłem przemieszczania, nie oznacza, że dwie nogi kiedyś nimi się nie staną, ale zawsze trzeba mieć plan B.

 

Nie skreślam przyszłości mojego dziecka i Ty też tego nie robisz, w momencie, gdy postępujesz inaczej niż inni. To Twoje dziecko, Twoja intuicja, Twój plan. Każda droga będzie tą dobrą jeżeli w odpowiedni sposób się nią będzie podążać. Twoje dziecko, twoja decyzja. Nikogo nie osądzam, nie potępiam. Chcę tylko pokazać, że czasem można postąpić na przekór wszystkim i wiedzieć, że zrobiło się dobrze.

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

2 odpowiedzi

  1. Racja 100%. Mam przyjaciele głucho-niewidomy po studiach germanistyka polonistyka teraz robi doktorat.Rodzice całe życie go prawie niańczyli nie miał orientacji przestrzennej czyli rechabilitacji nauki samodzielnego życia prowadzony za rączke. Zmienilo się kiedy oszedł na studia i oznał mieszanke paczki przyjaciól niewidomi i widzący którzy otrafią wiele idą na iwo, do kina, wyjeżdżaja na zwariowane wyjazdy. I my go nas rzygarneli namówili na samodzielność na jaką może sobie pozwolić, zglosił się do towarzystwa omocy głucho- niewidomym teraz cześć studiów zrobił za granicą ma narzeczoną srawną fajną dziewczynę racuje a żal ma do rodziców że doiero na studiach nauczył się jak zrobić kanake że od unktu a do b może sam iść nie muszą go niańczyć i zdaje sobie srawe że wielu zaniedbań nie da się nadgonić. A rodzice do nas mieli żal że taki samodzielny że rzeciez moze miec kiedyś imlat slimaka (na razie nie jest mozliwy)to po co cokolwiek robić
    pamietaj jedno arek daj boże niech chodzi kiedyś ale to co teraz się nauczy nie przeapdnie. Moja przyjaciółka z rozszczepem kręgoslupa zaczeła chodzić o kulach w wieku 9 lat ale nadal na dłuższe dystanse potrzebyje wózka

  2. No i racja popieram w 100 procentach. To Ty znasz Arka najlepiej. Wiesz czego Wam potrzeba. Żyjesz z tym na co dzień, a jak będziesz potrzebowała rad, to na pewno znajdziesz kompetentną osobę, która powie Ci co można zrobić. Trzymam kciuki za Was i życzę dużo siły. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *