BEZINTERESOWNA MIŁOŚĆ ISTNIEJE

 

Nie mogła uronić ani jednej łzy, nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. A mimo to on wiedział, że płacze.

 

Przytulał ją do siebie, opowiadał, czytał bajki, całował w czółko, głaskał i ściskał dłoń, bacznie przy tym obserwując każdy ruch. A było ich niewiele. Bardzo nie wiele… Czuwał dzień i noc. Nie narzekał. Nie marudził. Uśmiechał się, rozmawiał. Był. Non stop był.

Nie odchodził. Bał się, że ją straci. Bał się, że odejdzie, a on nie zdąży się z nią pożegnać. Nie przytuli jej ostatni raz. Nie powie, że będzie tęsknił. Nie powie, że ją kocha. Nie będzie go przy niej na ostatniej jej prostej.

Bał się.

Bo kochał ją nad życie.

Mówili mu milion razy by przestał walczyć, by odpuścił. Nie słuchał. Zostawił prace i przejął obowiązki żony, ona jego. Miała lepiej płatną i mogła ich utrzymać, kiedy on czuwał. 3 rok mijał, kiedy on o nią walczył. O nich. Nie widziała, ale doskonale czuła jego obecność. Wiedziała, że może na niego liczyć. Wiedziała, że będzie stał za nią i podtrzymywał całymi swoimi siłami mur, który ona buduje ostatkiem sił, a który inni chcą zburzyć.

Nie warto.

Nie ma sensu.

Ona nigdy nie będzie normalnym człowiekiem. Mówili, że nie czuje, nie ma świadomości, to przecież nie jest dziecko. Nie ma oczu, nie ma normalnych ust, nosa, nie ma czucia w większej części ciała.

Trzeba było usunąć, głuptaki.

„Jak? W 8 miesiącu? Może siekierą pociachać?! Przecież to dziecko, nasze dziecko.”

Wspominał, z uśmiechem patrząc na jej twarz całą zakrytą sprzętem medycznym. Każdego dnia walczyli o nią. Nie pozwalali jej niszczyć leczeniem na odczep. Skrupulatnie prowadził codziennie dzienniczek. Ile zjadła, wypiła, temperatura na daną godzinę, lekarstwa. Chorowała, ale organizm dzielnie walczył. Musiał, miała dla kogo żyć.

Lekarze nie.

Nie miało to dla nich znaczenia, że ona dla kogoś jest całym życiem. W tym szpitalu, na tym oddziale nie było już dla nich miejsca. On się cieszył, przenieśli ich bliżej domu. W tamtym szpitalu lekarze o nią walczyli. Wierzyli. Ciocie przychodziły z nią ćwiczyć. Rehabilitacja codzienna, 2 razy w tygodniu logopeda, psycholog. Walczyli wszyscy.

 

Mówili, że ona nie czuje, że nie ma żadnych uczuć.

Mylili się.

Do tej pory pamiętam jej reakcję na głos jej taty.

Do tej pory mam łzy w oczach.

 

Wielki promienny uśmiech.

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

10 odpowiedzi

    1. ja tez. Nigdy nie zapomne bezdusznosci personelu szpitalnego..
      Ale to sie ma nijak do tego, co ci ludzie przechodzili…

  1. Nie że mam poczucie straconego czasu czy coś w tym guście, ale jeśli pisze się coś dla innych, co ma zainteresować, wzruszyć, chyba uczciwie byłoby poinformować czy rodzice wygrali tę walkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *