Decyzje, które podjęłam i ich nie żałuję, a nie każdy się z nimi zgadza i je rozumie.

Są takie decyzje w naszym życiu, które wymagają od nas poświęcenia, odwagi, zmiany swojego życia o 180 stopni czy otwierają przed nami nowe możliwości, o których wcześniej moglibyśmy tylko pomarzyć. Taką zmianą na pewno jest pojawienie się na świecie dziecka, które od samego początku jest zdane tylko na naszą łaskę i to od nas zależy jego początkowe życie. Uważam, że czym jesteśmy młodsi jakoś łatwiej idzie nam podejmowanie ryzyka i diametralnych zmian. Nie myślimy tak bardzo o tych złych konsekwencjach i zawsze mówimy sobie, że przecież damy radę i te problemy to są żadne problemy. Mniej analizujemy, mniej myślimy, działamy. Powiem Wam, że to jest piękne i taka spontaniczność często przynosi po czasie dużo dobrego. Sama wiem to po sobie, ponieważ spakowałam się i zmieniłam miejsce zamieszkania w ciągu 2,5 h licząc w tym trasę do Krakowa. Szybko, ale nie było innej opcji, gdyż Arek nie mógł się urodzić tam, gdzie obecnie mieszkałam. Wszystko na wariata, ale to już ponad 4 lata i nie żałuję tych i innych decyzji, które opisałam poniżej.

 

Wyprowadzka z domu.

Zaczynam od tego, bo to była moja najdłużej wyczekiwana zmiana. Mimo iż spontaniczna, pod chwilą czasu i bez jakiegokolwiek wyjścia, to nie mogłam się doczekać. Nie cierpiałam tego wszystko widzącego, wszystko interesującego, wszystko się wtrącającego środowiska. Żyłam na wsi przez 18 lat i pierwsze co to chciałam się stamtąd wyprowadzić. Nie lubię ograniczeń, na które nie mogę mieć większego wpływu. A wieś poniekąd takie stwarza. Wkurzało mnie ciągle dreptanie na autobus ponad 1.5 km czy wiało czy padało czy mroziło. Nie było zmiłuj. Przez 3 lata jeździłam do szkoły średniej autobusem 30 km od domu. Wkurzałam się, że nie mogę iść na imprezę, pójść później do kina czy zostać dłużej ze znajomymi bo ostatni odjeżdżał wtedy o 19.20 i nie było zmiłuj…  Lubię wieś kiedy mogę tam przyjechać i odpocząć, jednak nie dłużej niż tydzień, ponieważ już mnie denerwują te ograniczenia, które ona jednak narzuca. Choć teraz już mam samochód i nie muszę czekać na autobus i być na czyjejś łasce, bo tego najbardziej nie cierpię. Ponadto my chyba wszyscy tacy anty wiejscy ponieważ z całej naszej 6, jeszcze 2 niepełnoletnich zostało, choć długo w domu też miejsca nie zagrzeją, a pozostała 4 mieszka w większych miastach w Polsce i w Europie. Są plusy i minusy i nie sądzę, że kiedyś nie będę mieszkać na obrzeżach miasta jednak w tej chwili chcę być w jego środku.

 

Życie nie u rodziców.

Podobno w mojej sytuacji to najlepsza opcja. Podobno, bo dla mnie najgorsza. Wolę mieszkać biedniej, ale na swoim i na swoich zasadach. Nie wyobrażam sobie bym nadal musiała podporządkowywać się rodzicom w kwestiach, w których mamy totalnie inne zdanie i inne podejście. A tak by było gdybym dzieliła z nimi wspólną przestrzeń. Mamy inny sposób myślenia, postępowania, działania. Co innego nas w życiu rajcuje i sprawia nam przyjemność. Co innego też chcemy w nim osiągnąć, dlatego nie zniosłabym ciągłego suszenia głowy, akceptowania tego, co mi się strasznie nie podoba i dziwnych sytuacji. Na całe szczęście moi rodzice są przyzwyczajeni, że razem z otrzymaniem dowodu osobistego, każdy zaczyna podążać swoją ścieżką. Każdy dąży do swoich celów, ma jakieś wyobrażenie na temat swojego życia i powrót do rodziców byłby jego największą porażką, dlatego na stałe na pewno nas tam nie zobaczą z powrotem.

 

20161218-DSC_0403

 

Dziwne studia.

Pomijam fakt, że ten kierunek zawsze mnie fascynował i chciałam go skończyć. Udało się i ogromnie się z tego cieszę. Są też inne dziedziny, w których też chciałabym się realizować i blog oraz czynności z nim związane pozwalają mi poniekąd na to. Jednak te dziwne studia, które posiadam czyli Inżynier Wiertnictwa, Nafty i Gazu, daje mi respekt wśród ludzi czy lekarzy, którzy często myślą, że są ponad nami. Ogromnie przykro mi to pisać i wiedzieć, że takie coś istnieje, ale niestety bardzo duża część ludzi patrzy na nas przez pryzmat naszego pochodzenia czy wykształcenia. Nie raz na wywiadzie prowadzonym u lekarzy (szczególnie psychologów)  zostałam zapytana o wykształcenie, często też byłam pytana o to czy w ogóle ukończyłam jakąś szkołę (podstawówka czy gimnazjum) i gdy podawałam swoje wykształcenie i kierunek, który ukończyłam, ja i moje dziecko podskakiwaliśmy o 100 punktów i sposób rozmowy, traktowania był totalnie inny. Często też słyszałam takie teksty: „O jak dobrze, nareszcie  ktoś nie po psychologi, socjologi, politologi” itp.  Co z tego, że rynek pracy się strasznie skurczył i nie wiem czy kiedyś uda mi się całkowicie pracować w zawodzie, jednak w tej chwili za samo jego ukończenie zyskuję respekt, którym jak uważam powinien być każdy obdarowany bez uprzedzeń.

Forma bloga.

W ostatnim czasie blogi trochę odeszły od swoich standardowych form i stały się firmami, które w każdy możliwy sposób chcą na sobie zarobić. Niestety to bardzo widać i kiedy pojawia się setny post, który jest reklamą przestaje się je czytać i obserwować. U nas też było rozmyślanie na tym czy nie mocno zainwestować w bloga i zrobić z niego dobrze prosperującej firmy. Ale mnie o to nie chodzi. Nie czułabym się dobrze z tym. To też wymagałoby ode mnie odejścia od wielu tematów, które odstraszają reklamodawców, a tego robić nie chcę, dlatego nie biorę udziału w tym wyścigu szczurów i idę swoją drogą, wolniejszą, ale tą która mnie w 100% satysfakcjonuje i która może komuś pomóc w swoim życiu.

Wychowywanie dziecka.

Ja jestem tym „gorszym rodzicem”, który bardziej nadzoruje i więcej wymaga. Ale zawsze taka byłam, więc się nie dziwię, że przełożyło się to na moje macierzyństwo. Próbuję znaleźć równowagę, by moje dziecko wiedziało jak powinno postępować i co robić, by dobrze to wyszło, ale nie idąc na skróty i wykorzystując innych. O tak jestem uparta tak jak moje dziecko, jednak wiem, że wyjdzie mu to na dobre, mimo iż czasem toczymy spory i upieramy się nawzajem, to wiem, że owoce w późniejszym czasie będą słodkie i warte tego wysiłku teraz. Moje metody i decyzje są czasem niezrozumiałe, ponieważ powinnam na dziecko dmuchać i chuchać, gdyż i tak już ma pod górkę w tym życiu, jednak ja wiem, że z takiego wychuchanego dzieciątka w przyszłości może nic nie wyjść, a nim nikt się nie będzie przejmował kiedy nas zabraknie. Dlatego chcę go wychować na samodzielnego, wartościowego człowieka, który nie będzie bał się świata. Wręcz przeciwnie będzie z niego korzystał ile sił.

 

Zapisz

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

5 odpowiedzi

  1. uwielbiam Twojego bloga, to jeden z moich ulubionych blogów i staram się Ciebie czytać na bieżąco. z Twoich wpisów przebija naprawdę sympatyczna kobieta, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić 🙂 dla mnie takie trzy chyba najbardziej przełomowe momenty w życiu to była właśnie wyprowadzka od rodziców, choć kocham ich nad życie i uwielbiam z nimi spędzać czas, a z mamą na telefonie mogę wisieć godzinami to nasze identyczne i trudne charaktery po kilku dniach zaczynają się za bardzo trzeć. tata się czasem śmieje, że uwielbia kiedy przyjeżdżam, a jeszcze bardziej lubi jak odjeżdżam, bo znowu ma spokój 😉 wychował mnie na zadziornego uparciucha, który stawia na swoje i się o to potrafi kłócić, żebym sobie w życiu poradziła, ale nie wpadł na to, że w pewien sposób będę to obracać przeciwko niemu 😉 druga to był ślub, mimo że mnóstwo osób mówiło, że niecałe 23 lata to za młodo, to się uparłam i nigdy nie żałowałam. trzecia to dziecko, mimo tego, że mnóstwo osób mówiło, że tuż po ślubie, w trakcie studiów to za wcześnie. a tu guzik, jedne studia z dzieckiem skończyłam i zaczęłam drugi kierunek. jak się chce to można. i łączę się w posiadaniu wykształcenia, które budzi respekt – inżynier mechaniki i budowy maszyn oraz przyszły fizyk pozdrawia 🙂

  2. Rozumiem Cię w 100% jeżeli chodzi o kwestię pochodzenia i wyrwania się! Sama pochodzę z małej miejscowości i wiem dokładnie jak to jest kiedy tylko ktoś czeka na jakąś „aferę”, ostrzy na Ciebie pazury i intetesuje się wszystkim tylko nie swoim życiem… Ja też uważam, że moja przeprowadzka była najlepszą decyzją, bo nie daj Boże wsiąkła bym w to środowisko! Fajnie, że w taki sposób traktujesz Waszego syna i Wasze rodzicielstwo, które nie należy do najłatwiejszych. Dobrze, że o tym piszesz i masz w nosie ocenę innych! Najgorsze to robienie czegoś, co pragnie tłum i tylko pod publikę! Chwała Wam za to!
    Powodzenia;*

  3. Witam! Od jakiegoś czasu czytam Twój blog i podziwiam Twoją osobowość. Masz ślicznego synka. Widać, że jest kochany, mimo przeciwności losu jest pełen energii i samozaparcia. Zaintrygował mnie również ten wpis, gdyż mieszkam od paru lat na wsi i raczej na dzień dzisiejszy nie chciałabym wrócić do miasta. Nie zgadzam się, że mieszkanie w małej miejscowości to zaściankowość i same ograniczenia. czasy troszkę się zmieniły i pobyt na wsi nie zawsze wiąże się z zacofaniem i brakiem perspektyw na przyszłość. Wszystko zależy od nas samych, od organizacji i chęci realizacji planów. Wprawdzie mieszkam „zaledwie” 70 km od Warszawy ale zarówno tu jak i tam potrzebny jest samochód. Są czasy, w których każdy posiada komputery, smartfony, tablety i tym samym internet. Wiele imprez bądź wyjazdów możemy zaplanować z wyprzedzeniem, bookując wyjazdy online.
    Ale każdy z nas jest inny, ui ma

    1. Witaj Jessica 😉 nigdzie nie napisałam, że zaściankowość:) ale ograniczenia są jeżeli nie masz jeszcze 18 i prawa jazdy a do miejscowości nie dojeżdża miejski tylko busy, które jeżdżą parę w ciągu dnia 🙂 kiedy jest już się pełnoletnim oczywiście że sprawa wygląda inaczej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *