TO NIE JA

 

Co ranek w porze letniej budzi ją pierwszy promyk słońca, a w zimę niechętnie podnosi głowę znad poduszki, by opuścić ciepła kołdrę i zacząć codzienną monotonię. Gdy wstanie później, po prostu się nie wyrobi. Śniadanie dla swojej gromadki, ostatnie sprawdzenie plecaków, zmiana butów, bo prognoza się nie sprawdziła i wyprawienie do szkoły.
Przed pracą załatwia miliard innych nie czekających zwłoki rzeczy. Odbębnia 8 h przy biurku, w trakcie zastanawiając się kiedy zrobić zakupy, czy będzie padał deszcz, bo pasuje zrobić pranie, odwiedzić plac zabaw czy odrobić z całą gromadą zadanie. Kolacja, kąpanie, prasowanie, zmywanie. Wykończona zasina zanim nawet zdążyć otworzyć pierwszą stronę książki, która czeka chyba nawet od roku aż jej zmęczone palce znajdą chwile by przemierzać jej wersy.

Nowy dzień, nowy poranek, ta sama historia.

 

Przecież obowiązkiem matki jest odpowiednio przygotować dzieci, zadbać o stałą temperaturę ogniska domowego i ją utrzymywać.

 

To nie ja.

 

Może to przez ten wiek. Może inny sposób wychowania albo inne doświadczenia z młodości  wpłynęły na mnie i w moim móżdżku wyryło się, że pierwszym i najważniejszym punktem jaki będę przestrzegać gdy będę mamą to: nie będę się poświęcać dla dzieci.

 

Nie jestem typem matki ofiarnej.

 

Wiem, wiem możesz mnie nazwać dziwakiem, matką wyrodną, wariatką, ale nie będę i już. Każda z nas jest inna i doskonale to rozumiem. Nie neguję innego spojrzenia na macierzyństwo, innego wyobrażenia, innych celów. Ja jestem taką osobą i tego nie zmienię. Uważam, że macierzyństwo nie musi całkowicie zmieniać naszego spojrzenia na świat oraz naszych marzeń czy celów. Umiejętność łączenia rzeczy jest bardzo ważna. Znalezienie kompromisu jeszcze ważniejsze.

 

Chciałam być studentką – poszłam na studia.

Wiele osób mówiło: ”poczekaj, teraz będzie Ci trudno, daj sobie czas, studia nie zając, nie uciekną”. Mieli rację, na samym początku było ciężko, ale dałam radę. Znalazłam też na swojej drodze osoby, które mówiły: idź, zrób coś dla siebie, nie odkładaj marzeń na później.

Nie odłożyłam.

Skończyłam inżyniera i jestem z tego cholernie dumna. Na nie jeden egzamin uczyłam się na szpitalnej podłodze, nawet maturę pisałam  godzinę po ściągnięciu szwów Arka po pierwszej operacji. Nie ugięłam się, udowodniłam sobie, że mogę realizować siebie będąc mamą. Nie muszę rezygnować ze swoich celów, tylko dlatego że mam dziecko. Dziecko to dla mnie nie wymówka.

 

Chciałam ćwiczyć – chodzę regularnie na siłownię.

”Mało Ci zajęć? Idź sobie pobiegaj wokół bloku.” Nie nie lubię biegać wokół bloku, w ogóle nie lubię biegać, ale ostatnio zauważyłam, że sprawia mi to frajdę  i staram się to zmienić. Może nawet się zaprzyjaźnię z trasami dla biegaczy. Niektórzy mogą tego nie zrozumieć, wiem, wiem.  Dobrze znam reakcje ludzi na moje dziwne zainteresowanie.”’No jaka baba takie sporty uprawia?” Hmm, a no ja i moja siostra i jeszcze innych. Czasu jest jak na lekarstwo, jednak coś sobie postanowiłam i staram się to regularnie wykonywać. Godzina 18.00: „Mamuś idziesz ćwiczyć? Dziś nie. „Idź ćwiczyć.” Nawet syn mnie wygania…

Nie odłożyłam.

I nie odłożę, choć teraz pogoda nie zachęca do wylewania siódmych potów w zamkniętej sali, ale na to też znajdę sposób. Może to będzie bieganie, które pokocham albo jazda na rowerze czy rolkach. Jest masa zamienników na okres wakacyjny z czego ogromnie się cieszę. Na pewno sport nie odejdzie w zapomnienie. Nie u mnie.

 

Chciałam mieć bloga – mam bloga.

Pomysł był od dłuższego czasu na coś takiego swojego, nielimitowanego, przyjemnego. Czym dłużej o tym myślałam tym bardziej uświadamiałam sobie, że to może być fajny pomysł. Szukałam szablonu, nazwy, aparatu, zdjęć. Doszkalałam się czytając różne teksty. Nie wiązałam z tym jakiś wielkich nadziei, lecz z każdym dniem wciągałam się coraz bardziej. Jestem w tym miejscu, tu i teraz i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

 Nie odłożyłam.

Nie jeden raz już miałam dość. Niejednokrotnie chciałam z tym skończyć. To normalne. Chwile zwątpienia dotykają każdego. Coś idzie nie tak, coś się nie udaje. Też tak mam, jestem człowiekiem. Ale zawsze wracam, bo to moje miejsce, które wygląda dokładnie tak jak sobie wyobraziłam i lubię tu wracać.  Chcę tu wracać. To poczucie, że buduję coś swojego co całkowicie zależy ode mnie i wygląda tak jak ja chcę jest cudowne. Ludzie, którzy mnie czytają są najcudowniejszymi osobami jakie spotkałam. Wiesz, to takie moje małe marzenie. Mieć coś swojego, które właśnie od roku się spełnia.

 

Chciałam podróżować – podróżuję.

Zawsze mnie ciągnęło w nowe miejsca. Te uczucie, gdy odwiedza się nowe miejsce, które widziało się tylko na zdjęciach jest niezwykłe. Kocham to.  Zaczynaliśmy powoli od małych lokalnych miejsc. Objechaliśmy przez rok troszkę Polski z czego się ogromnie cieszę. Nie wybrzydzamy, nie musimy żyć w luksusach, liczy się zwiedzanie i możliwość poznawania nowych miejsc. Teraz planujemy wyprawy do  dalszych miejsc na mapie.

 Nie odłożyłam tego.

Choć mogłam. Przecież dziecko jest pewnym utrudnieniem, a co dopiero  na wózku. Jasne, ale zależy jak na to patrzymy. Niepełnosprawność Arka uświadomiła mi, że życie bywa różne i trzeba żyć tu i teraz. Czasu jest tak mało, a obowiązki i wymówki zawsze się znajdą, więc co mam do stracenia? Obiecałam sobie, że za rok to będzie Nowy York. Trzymaj kciuki!

 

 

Moje dziecko od samego początku widzi, że my rodzice mamy prawo do czasu dla siebie. Wspólnie wypracowaliśmy pewien rytm, który pozwala nam spełniać swoje cele, zachcianki, marzenia, nie zaniedbując przy tym dziecka. Chcę nauczyć go jak największej samodzielności. By wiedział, że kanapki do szkoły może zrobić sobie sam, a za braki w plecaku odpowiada on a nie mama. Obiad zawsze może pomóc zrobić, a uczestniczenie w zakupach jest czymś naturalnym, a nie obowiązkiem mamy czy taty.

Że mam prawo usiąść i wypić kawę czy przeczytać książkę, tak jak on ma prawo w spokoju obejrzeć bajkę czy pobawić się. Jeżeli on ma czas na swoje zajęcia dodatkowe, granie w piłkę czy zajęcia plastyczne, tak i ja mam prawo do pójścia na siłownię i umówienia się u kosmetyczki na paznokcie.

Na wszystko powinien być czas i tego się trzymam. Szczęśliwsza spędzam bardziej intensywniej czas z moim dzieckiem. Mam większą tolerancję, pokłady cierpliwości i chęci. Każdy z nas jest zadowolony i szczęśliwy.

 

Nie jestem typem matki ofiarnej.

 


 

 

 

Wie Pani mam syna. Wykształcony. Bo to zdolny chłopak. Od małego taki był. Łamigłówki, równania, zadania z polskiego nigdy nie były dla niego problemem. Nawet malować umiał, a u chłopaków to wie Pani różnie z tym jest. Zawsze starałam się mu wszystko podać na tacy. Nie pracowałam, by zawozić go na dodatkowe zajęcia, pomagać w odrabianiu zajęć, pilnować by o niczym nie zapomniał. Obiad zawsze ciepły na stole na niego czekał, kanapki w plecaku na drugie śniadanie zawsze takie jakie lubił. Odbierałam, odwoziłam, dmuchałam, chuchałam. Był najważniejszy, chciałam by został kimś. I został. Jednak o matce już nie pamięta, bo ze mnie to tylko zwykła kura domowa była. Gdy żył jeszcze mąż to nas odwiedzał, bo tata to był ktoś, a mama tylko podaj, przynieś, zanieś. A ja dla niego całą swoją karierę, życie poświęciłam…

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

8 odpowiedzi

  1. Oj matka. Nic tylko z Ciebie brać przykład. 😉 naprawdę podziwiam Cię. Piona za wytwałość. Ja muszę popracować nad swoim mamuśkowaniem. Chociaż dzisiaj Antek trochę obrywał od starszego kolegi i ja nie leciałam od razu głaskać i całować. Zbierał się dzielnie z gleby sam.

  2. I dobrze robisz. Podziwiam ze masz na to wszystko siłę i tyle samozaparcia. Ja się staram w wolnej chwili zrobić coś dla siebie, tych chwil mało, bo dziecko małe i samo nie zostanie a zostawić nie mam z kim. Ale staram się, to nic ze w domu nie zawsze posprzatane :))

  3. Masz zdrowe podejście i dystans do tego Co robisz , a to bardzo ważne by nie zwariować w dzisiejszych czasach. Ja tez nie chucham i nie dmucham na synka, chuchanie to nie dowód miłości …często może być odwrotny skutek i można zrobić dziecku krzywdę. Uważam ze szczęśliwą mama to szczęśliwe dziecko, przecież kaŻde dziecko chce widzieć uśmiech na twarzy mamy . Sama chodzę na siłownię, do kosmetyczki , spotykam się z znajomymi, czasem napije się lampkę wina i z tego powodu nie czuje się wyrodna matka. Bądźmy dobre dla samych siebie.
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości. ;))

  4. bardzo ładnie to wszystko ujęłaś 🙂 ja się często spotykam z tekstami typu: „ja to Cię podziwiam, na wszystko masz czas”..głównie jako komentarze do zdjęć na fb, gdzie albo szaleję nad jeziorem albo jeżdżę na snowboardzie albo w jeszcze innej sytuacji..względnie teksty typu „zazdroszczę Ci, że tak potrafisz to wszystko ogarnąć”..ale wszystko zależy od punktu widzenia..ja jeszcze będąc w ciąży założyłam, że dziecko nie będzie dla mnie utrudnieniem, czy ograniczeniem. Mało tego z niecierpliwością czekam na dzień kiedy zacznie ze mną dzielić pasje. A tak na prawdę, jeśli mi na czymś zależy to stanę na rzęsach i będę klaskać uszami, ale to osiągnę..

  5. Najgorzej być ślepo wpatrzonym w dzieci i zatracić w tym wszystkim samą siebie. Popieram Twoje zdanie i życzę i Tobie i sobie i wszystkim innym mamom wytrwałości w rozwijaniu naszych pasji!

  6. I to rozumiem. Nie wiem jaką będę kiedyś matką. Ale chciałabym być tą którą jesteś Ty. Grunt to nie zatracić siebie na cześć kogoś innego..

  7. Bardzo dobrze to ujęłaś. Też chciałabym być tak świetnie zorganizowana jak Ty i mieć w sobie tyle siły w dążeniu do realizacji swoich marzeń. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *