Poznań, środek dnia. Spacerujemy po rynku z ogromną ciekawością zaglądając w każde miejsce. Od samego początku porównujemy niestety wszystko do Krakowa, ponieważ jesteśmy nim zauroczeni, co nie wpływa zbyt dobrze na nasze zwiedzanie. Często pojawiają się sformułowania typu: ” bo w Krakowie jest inaczej, lepiej”. Łapiemy się na częstym porównywaniu i znajdowaniu gorszych stron zmieszanego miasta. Przemieszczając się dłuższą chwilę, nasze spojrzenia przykuwa pewna sytuacja mająca miejsce obok nas.
Ojciec idzie i ciągnie za rękę dziecko, które z całych sił próbuje stawiać opór. Wyrywa się i krzyczy, że chce tamtą zabawkę i mają mu ją kupić. Koniec i kropka. Nie podzielający jego zdania rodzice, nie dają za wygraną. Buzia cała czerwona od płaczu i głośny krzyk. Obok szła jeszcze dwójka, prawdopodobnie rodzeństwo, które patrzyło na niego wzrokiem typu ”ale robisz wstyd”. Była też mama, która skwitowała całe jego zachowanie: „mam już dość tego dziecka”.
Ma rację też bym miała dość, gdyby dorosła osoba zachowywałaby się w podobny sposób jak chłopiec. Jednak starszej młodzieży to już nie przystoi, ale nie oznacza to, że dzieci powinny się tak zachowywać. Gdzieś leży główny czynnik wpływający na jego zachowanie. Starałabym się, aby moje dziecko nie zachowywało się w taki sposób. Jednak gdyby taka sytuacja zaistniała w jego obecnym wieku, zrobiłabym wszystko tak, aby się już więcej nie powtórzyła. Chłopiec miał około 10 lat, a więc jest już w wieku, kiedy nie tłumaczy się zachowań sformułowaniami typu: „jeszcze jest mały”, ”ma czas”, ”nie rozumie” itp.
Wymuszanie u dzieci płaczem, krzykiem towarzyszy od najmłodszych lat. Kto nie miał z Was słynnych sytuacji w supermarkecie czy innym sklepie, gdzie maluch wymusza zabawkę swoim płaczem, tupaniem, rzucaniem się na podłogę i wrzeszczeniem wniebogłosy? My też je mieliśmy i zdarzają się już bardzo rzadko, prawie wcale. Spowodowane jest to tym, że staramy się za każdym razem wytłumaczyć dość dobrze sytuację i poczekać aż złość przejdzie.
Są też takie przypadki, gdzie rodzic ulega dziecku, by zachować twarz przed innymi ludźmi. Inni wręcz biją dzieci, potrząsają nimi na oczach innych. Są jednak i tacy, którzy pomimo bardzo trudnej emocjonalnie chwili zachowują spokój, przeczekując atak wymuszania u swojego dziecka.
To ostatnie zachowanie jest najodpowiedniejsze, lecz najtrudniejsze.
Przecież wymuszanie u dzieci to nic innego jak sprawdzenie na ile ono może sobie pozwolić przy dorosłym. Maluchy stosują czasem różnorodne chwyty, tylko po to, by uzyskać to czego pragną. Niestety bywa często tak, że rodzice w sposób mało świadomy popełniają błędy wychowawcze, które wraz z dojrzewaniem dziecka pogłębiają się. Wówczas kiedy dziecko ma kilkanaście lat, rodzicom „opadają ręce”, bo ich latorośl zachowuje się skandalicznie i nie mają oni już na niego większego wpływu.
Jak uniknąć wymuszania?
Od najmłodszych chwil trzeba odpowiednio reagować na zachowanie dziecka. Gdy dziecko zaczyna swój pokaz trzeba jak najszybciej zareagować, a nie mówić, że w domu to załatwimy, a teraz masz ją i bądź już cicho.
Sytuacji wymuszania jest tyle, ile jest dzieci na świecie. Jednak trzeba być w swoim zachowaniu konsekwentnym. Często z tym ostatnim jest najwięcej problemów. Obraz płaczącego dziecka czy wręcz błagającego o przytulenie i spełnienie jego pragnień, powoduje, że rodzice „łamią się” i w ostatecznym rozrachunku kolejny raz ulegają dziecku. Niestety takie postępowanie niesie za sobą jeszcze gorsze konsekwencje. Przy kolejnym wymuszaniu dziecko będzie czuło, że jeżeli już kiedyś mu się udało to tym razem też się uda.
Wiem, że to bardzo ciężkie, ponieważ sama na własnej skórze doświadczyłam ile trzeba nerwów zjeść i nagimnastykować się, by pozostać przy swoim zdaniu i nie ulec dziecku dla świętego spokoju. Gdy dziecko się uspokoi warto je przytulić, wytłumaczyć jego zachowanie i dalej kontynuować przerwaną czynność.
36 odpowiedzi
Mam dwójkę dzieci, chłopcy 5 i 9 lat, nigdy nie mieliśmy akcji tupania, płaczu, krzyku i wymuszania rodem z piekła 😉 żeby nie było do świętości im daleko 😉 pytania w sklepie też były czy kupię to albo to, ale słowo nie znosili i znoszą całkowicie w ciszy 😉 młodszemu raz zdarzył się foch w stylu że założył ręka na rękę i z miną cierpiącego dziecka świdrował mnie swoimi słodkimi oczętami i minką w podkówkę, ale kolejne moje ” nie bo…” i nagle się okazywało że wcale ta rzecz nie była niezbędna 😉 co do tego czy rodzice ulegają z powodu wstydu bo inni patrzą hmm, to chyba nie do końca tak, przynajmniej wśród moich znajomych…z reguły obserwuję że ulegają Ci którzy za wszelką cenę chcą pozbyć się marudzącego dziecka ” a niech ma” albo „dobra kupię zajmie się ” Ci którzy mało wkładu i pracy poświęcają w tłumaczenia „bo po co” to tylko 5-10 zł i mam spokój, żadnej rozmowy i tłumaczenia a później młode „jedzie na patencie” …szczerze, nie wyobrażam sobie mojego 9 letniego syna z akcją jak Wasza zaobserwowana, może nie z racji tego że nigdy tego nie robił ale z racji tego że to jest już duże, mądre dziecko i jego własne poczucie wstydu by mu na to nie pozwoliło…tak naprawdę to nie jestem w stanie sobie wyobrazić tak dużego dziecka z taką akcją 😉
Może masz rację, że marudzenie dziecka jest bardziej męczące niż wzrok innych 🙂 Mi też, ale niestety nie każdy go ma ;/
Bo Kraków nie ma sobie równych 🙂
Ja mam szczęście, bo radzę sobie z wymuszaniem córki. Uczyłam się obserwując moją mamę i siostrę w akcji 😉
Ojj! Nie ma :PP
Gdyby nas było na niego stać to już dawno byśmy wrócili, ale… nie ma tego złego 😛
eee jeszcze nie jest tak źle 🙂
Z czym? 🙂
Z cenami za życie w Krk 🙂
To albo znany inny Kraków albo tak fatalne propozycje pensji dostawał mój mąż. Jak mówię, gdyby było nas stać wrócilibyśmy na stare śmieci 😉
Nasz 3 latek całe szczęście nigdy nie wymuszał od nas zabawek w sklepie, nie było jęku i placzu że to chce i koniec ale wymusza od nas często telefon czy tablet, ciężko jest mu odmówić i wytrzymać jego płacz ale nie dajemy za wygraną, czasami, owszem, zdaża się i muszę się do tego przyznać że ulegamy, niestety. Ale pracujemy nad tym i zdaza się to bardzo rzadko. Pozdrawiam
Elektronika strasznie wciaga i uzależnia dzieci. U nam „mama jeden sama”. czyli żeby mu bajkę znowu puścić.
U nas się zdarzyło, że ten starszy jak był mały coś bardzo chciał, ale od razu było tłumaczenie. Czasem kończyło się delikatnym płaczem i fochem na „niedobrych” rodziców, ale to szybko przechodziło. Potem wpadliśmy na pomysł z kieszonkowym w dość wczesnym wieku i to był strzał w 100! Pisałam jakiś czas temu o tym na swoim blogu 😉
WoW! Muszę koniecznie zajrzeć do Twojego postu! Czuję, że to świetny pomysł 🙂
Zapraszam 😉 u nas kieszonkowe się sprawdziło. Młody teraz zanim wyda kasę, zastanowi się kilka razy. Nauczył się w końcu zbierać. Widzę, że im więcej ma, tym trudniej mu wydać 😉 A jeszcze jak stówki są w portfelu, to już w ogóle nie ruszy 😉
Wymusza, wymusza. Mówię do niego tak jak do dorosłego, tłumaczę. Czasami uda mi się olać jego krzyk i to działa momentalnie, bo Antek zapomina o co ta cała afera.
A jeśli chodzi o wymuszenie w stylu 'daj mi cycka’ to poległam po całości…
Jej to takie słodkie…
Na szczęście wymuszenia zdarzają się co raz rzadziej. Młody ma jasno powiedziane, że idziemy po zakupi i nie kupujemy żadnych zabawek. Jeśli wpada w histerię i wymusza, to odkładam zakupy i wychodzę ze sklepu, staję przed drzwiami i na spokojnie czekam aż się uspokoi, tłumaczę co i jak i jeśli jest chętny, to wracamy skończyć zakupy. Czasem jest tak, że zaczyna przedstawienie w momencie, gdy kasjerka kasuje zakupy. Podchodzi, dorzuca coś do taśmy, ja odkładam… Zaczyna się płacz i krzyk… Nie reaguję. To nie jest moment na tłumaczenie. Nikt nie będzie stał w kolejce nie wiadomo ile, bo ja dziecku tłumaczę. pakuję zakupy, biorę go na ręce i na zewnątrz pytam czemu się tak zachowuje… Na szczęście są to jednorazowe sytuacje i rzadko się zdarzają.
Masz rację, przy kasie ciężko prowadzić dłuższą rozmowę! Masz super podejście 🙂 Oby jak najwięcej osób tak się zachowywało !
Mam 2-letnią córkę i na szczęście nie mam z nią problemu by iść do sklepu. Od początku ją uczyłam, że nie zawsze wchodząc do sklepu kupię jej zabawkę czy czekoladkę. Zdarzało się, że dawałam jej zabawkę do koszyka bo chciała zobaczyć i tłumaczyłam, że dziś jej nie kupimy bo już mam sporo pluszaków. Gdy mała sobie obejrzała zabawkę odkładałam na półkę i szłyśmy dalej po zakupy. Jak na razie żadnej histerii nie miałyśmy 🙂
Mam podobnie. Nawet potrafimy iść do sklepu z zabawkami i nic w nim dla nich nei kupić a wybrać np. prezent dla kogoś. Czasem jest foch ale rozumieją.
Super z Was mamy ! 🙂
witam :)) fajny tekst :)) u nas też kiedyś były fochy i prośby o zabawki ale tłumaczyliśmy od zawsze, że to badziewie i zaraz się zepsuje itp… i działało, bo na początku kupiliśmy kilka razy to „wymarzone coś” i okazywało się, że w trakcie zabawy była promocja (zabawka robiłą się w 2-3 częściach) i przypominalismy/przypominamy do dziś takie sytacje ;)) teraz stosujemy też i inną metodę „bo przecież zbieramy na…” i nie kupujemy byle czego :)) działa… choc czasem widzę iż Staś chciałby zrezygnować z wymarzonej zabawki na korzysć chwilowego kaprysua, ale tylko czasem… tak, jak ostatnio gdy uparł się na plastykową zbroję no dziadostwo jakich mało, badziewie takie, że gorszego nie widziałam… łzy rozpaczy bo przecież takiej to On nie ma i marzy o tym by mieć ;)) … ale przypomnienie Felka (wóz strażacki z Tomka i przyjaciele zdziałało cuda ;)) może to i nie do końca pedagogiczne, ale u nas działa… Staś dostaje raz na 2/3 miesiace zabawkę (zestaw) i wie, że kupilismy ją dlatego, iz oszczędziliśmy, nie wydawaliśmy pieniędzy na straganach i na tandetę :)) zawsze o tym wspominamy :)) a jesli już kupuję to używane na a… i często jest to cały zestaw… (jak np. listonosz Pat z pocztą, sortownią, busem, motorem, helikopterem, wozem policyjnym i figurkami, więc dla Niego a.. jest takim sezamem, magicznym miejscem ;)) pozdrawiam Ania
Witam serdecznie! Bardzo dziękuję za miłe słowa!!! 🙂
Bardzo dobry pomysł, moja siostra stosowała zabawę za 5 złotych to nie szkoda i u niej w mieszkaniu cały pokój zajmują zabawki, którymi się nie bawią, a zasada dalej działa ;/ Ja jestem podobnego zdania, lepiej jedno a porządne! Buziaki i pozdrawiam 🙂
Mój Synek jest jeszcze taki malutki, że wydaje mi się, że nie wymusza, tylko komunikuje swoje potrzeby, póki co jakoś się dogadujemy. Choć jak piszesz – wymuszanie to naturalny etap w rozwoju dziecka i na pewno się zacznie.
Oby nie 🙂
Oli właśnie próbuje na wszelkie sposoby dopiąć swego – płacz to jedna z jego mocniejszych stron 🙂 Ale matka jest nieugięta… ! Szybciej zdecydowanie wymięka tatuś aczkolwiek nie ma ku temu (na szczęście) za dużo okazji
U nas jest podobnie! Ja nie wiem co te tatuśki takie mięczaki czasem 😀
Powiem Ci w sekrecie: to słaba płeć jest 🙂
Tak myślałam 😀
Ja zawsze się bałam takich sytuacji, bo nie wiedziałam jak miałabym się zachować… Na szczęście Pierworodny NIGDY nie zrobił mi takiej sceny w sklepie. Nie wiem z czego to wynika. Co nie zmienia faktu, że na placu na dużym skrzyżowaniu płakał jakby go ze skóry obdzierali… Ale przetrwalismy 🙂
Oby już ich nie było na żadnym skrzyżowaniu 🙂
Szczerze powiem że z moją starszą Zosią nigdy nie było takich problemów, nigdy nie wymuszała w taki sposób że gdzieś się kładła, tupała nogami czy krzyczała. Jest energiczną ale raczej grzeczną dziewczynką. Zdarzają się jednak sytuacje w domu gdzie umawiamy się na 1 cukierka a ona po tym zjedzonym przychodzi i prosi o jeszcze i wtedy czasem płacze i wymusza. Tak przyznaje się czasem ulegam, ale tylko w kwestii tych cukierków, zamiast 1 zje 2 ale nie przykłada się to na inne sytuacje poza domem, bo poza domem nigdy nie ulegałam i ona nie ma powodu się wściekać bo i tak wie że nie ulegnę.
Później musi podwójnie u myć zęby, przynajmniej my tak stosujemy 🙂
Genialne nie wpadłam na to 🙂
U nas była krótka piłka. Prosiłam o odłożenie na półkę tego co wziął, jak nie chciał to ja odkładałam NIE KUPUJEMY TEGO – DO WIDZENIA PANU! I szłam do kasy/do wyjścia. Mały zawsze się ogarniał i dreptał szybko za mną.
Dzieci nie wymuszają. Dzieci bardzo czegoś pragną (tak samo, jak my, dorośli) i okazują to tak, jak potrafią: dorosły powie „Mężu/żono, strasznie mi zależy, żeby kupic sobie X. Myślisz, że możemy sobie na to pozwolić?”. Dorosły może sobie na wymarzoną rzecz zapracować, może wziąć nadgodziny w pracy, może wziąć kredyt i go spłacać, może poczekać do urodzin, Gwiazdki albo premii w pracy. Dziecko ma tylko jedną możliwość zdobycia wymarzonej rzeczy – dostać ją od dorosłych. Dorosły zna wartość różnych rzeczy, wartość swojej pracy i wartość pieniądza – dziecko jeszcze nie. Dorosły ma porównanie – wie, zs nie tylko on sobie nie może na niektóre rzeczy pozwolić, że są ludzie w gorszej sytuacji, że ma szansę jeszcze swój status materialny poprawić – dziecku brak doświadczenia, ono nie rozumie, czemu inni mają a ono nie, czemu jedne rzeczy kupujemy, a z innych rezygnujemy, czemu wypłata nie na wszystko wystarczy (i warto to dziecku tłumaczyć, ale nie można oczekiwać, że zrozumie – żeby to zrozumieć trzeba mieć jakiekolwiek doświadczenie w obracaniu pieniądzmi).
To nie znaczy, że należy zachcianki dziecka spełniać. To znaczy jedynie, że dziecko nie jest wrogiem, którego należy skutecznie rozbroić, czy dzikim zwierzakiem do poskromienia, ale maluchem, który cierpi z przyczyn, których nie potrafi zrozumieć. Nie należy każdego cierpienia od dziecka odsuwać, ale nie ma też sensu tego cierpienia niepotrzebnie przysparzać…