Przewijam tablicę z góry na dół i tylko wyskakują mi zdjęcia znajomych z wakacji w ciepłych krajach. Ta Grecja, ten Kreta inny zaś Hiszpanię postanowił nawiedzić. No nie powiem, że gdy człowiek tak sobie popatrzy to ochoty nabiera na taki wypad i wylegiwanie się w ciepłym kraju z świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy, która dopiero dojrzewała na pełnym słońcu. Gorączkowo człowiek poszukuje last minuta, aby znaleźć jakąś cudowną ofertę, która pozwoli nam spędzić tam choć chwilkę czasu i zobaczyć to co inni wstawiają sobie na swoje tablice lub chociaż mieć podobne foty.
Nie powiem, że takie wakacje w ciepłym kraju nie są moim marzeniem, bo to nie prawda. Są i mam nadzieję, że kiedyś się spełni i ta plaża i woda w 100% będą takie same jak na zdjęciach. Podobno to siara w moim wieku nie mieć już paru takich wycieczek w gorące strony zaliczonych, no ale muszę się z tym pogodzić, ponieważ są ważniejsze rzeczy, których nie przebije żadna egzotyczna wycieczka.
Byliśmy ostatnio w Londynie na parę dni. Wycieczka była dla nas (rodziców) cudowna, choć Arek też nie narzekał i bardzo wpasował się w to miasto. Po powrocie i setce pytań skierowanych do niego odpowiedź zawsze brzmiała podobnie: „Leciałem samolotem do Londynu. Byłem z mamą i tatą. Zgubiłem parasolkę w autobusie. Nie mam jej. Musimy po nią lecieć. Do Londynu po parasolkę”. Nie pamiętał, że jechał wózkiem po Oxford Street, jadł okropnie ostre frytki z batatów w Camden Town, ani że widział Londyn z 30 piętra. Nie pamięta też zaczepiających go ludzi i rozmowy i wymieniania się czapką z policjantami.
Wiem, że teraz byłoby podobnie. Pamiętałby lot samolotem, miasto, które odwiedził, może jeszcze plażę i ciepłą wodę i w tym by się streściły całe 2 tygodnie wakacji. Jednak nie mam mu tego za złe, wręcz przeciwnie bardzo się cieszę, że pamięta gdzie był nawet jeżeli tyczy to się w 90% zgubionej parasolki i każdy zna już tą historię. Tak samo jak pamięta to, że do Warszawy jeździmy pociągiem, a do Krakowa od babci i dziadka samochodem. Po prostu teraz interesują go inne rzeczy i bardziej tkwią w pamięci niż wyjazdy, które swoją ceną przewyższają wszystko i tak naprawdę są dla nas rodziców.
Jednak nawet za największe pieniądze, nie kupi się dziecku wspomnień i tego się trzymam. Chcę, by pamiętał swoje dzieciństwo jak najlepiej. By miał co wspominać, o czym opowiadać, gdzie wracać myślami i w późniejszym życiu mówić swoim dzieciom: „A tutaj siedziałem i patrzyłem jak krówka je trawę. O a tam biegały kurki i kaczki. Każdego ranka chodziliśmy z ciocią i zbieraliśmy prosto z grzędy jajka na śniadanie, które jedliśmy na tarasie.”
Już teraz widzę, że zrobiliśmy dobrze i zamiast wycieczki, która zabrałaby cały urlop wybraliśmy się na wieś. Może pogoda nie była w 100% idealna i zamiast pięknego lata większą część odpoczynku chodziliśmy w bluzach czy kaloszach, jednak było idealnie. Serce mi się raduje, gdy słyszę jak opowiada o pobycie u dziadków, gonieniu kurki, jeździe na wszystkich czterokołowych pojazdach czy przyglądaniu się żniwom i pracy w polu. Kiedy wymienia wszystkie zwierzątka, które widział, opowiadając co, gdzie i kiedy robiły oraz co jadły, wiem, że to zostanie mu na długo w pamięci.
Te wspomnienia nie zginą, imiona wszystkich piesków nie uciekną z głowy i będzie wiedział u której babci jest jakie zwierzątko oraz co robi kombajn. Jak się pali grilla oraz jak smakuje kiełbaska kiedy na zewnątrz nie widać nic.
Ekscytacja nadal trwa, a historie co robił i z kim towarzyszą od rana do wieczora opowiadane przez Arka bez przerwy. To cieszy i daje potwierdzenie, że zrobiliśmy dobrze. W tym wieku ta droga wycieczka nie zapewniłaby mu tylu wrażeń, co mogłoby się wydawać zwykły wyjazd na wieś, gdzie zamiast all inclusive trzeba było samemu wydoić krowę i pozbierać jajka, by zjeść śniadanie. Z jednej strony to takie banalne, ale z drugiej ja do tej pory pamiętam dokładnie wakacje u dziadka i nie zamieniłabym ich na nic innego.
Bo wspomnienia to najcenniejsze, co nam zostaje. A żadne pieniądze ich nie kupią.
Jedna odpowiedź
Wakacje marzeń 🙂 Też, chciałabym aby mój Kuba przeżył takie wakacje, ale niestety mimo tego, że część rodzinki mieszka na wsi to nie ma gospodarstwa, a po podwórku biegają góra dwa psy 🙂 Ale na pewno coś wymyślimy.