MAMO, GDZIE JESTEŚ?

Jeden średni pokój. Cztery łóżeczka czekające na małych lokatorów. Barierki pomalowane na zielono. Idealnie, bo w kolorze nadziei, gdyż niekiedy zostaje tylko ona…

 

To był piękny słoneczny dzień, w którym od samego rana przez okna i barierki przebijały się ciepłe promienie słoneczne. Czule gładziły policzki i zmuszały zaspane oczka do pobudki i rozpoczęcia dnia. To był piękny dzień, jednak czy w szpitalu może być taki? Zmęczone oczka, które w nocy nie mogły spać spokojnie, bo musiały czuwać, powoli zaczynały się otwierać i uciekać przed mocnymi promieniami letniego słońca.

 

Był zbyt mały i bezbronny by poradzić sobie z nim inaczej niż je z powrotem zamknąć.

 

Nie było nikogo,kto mógłby pieluchą uniemożliwić im dostęp. Był sam. Mały miesięczny bezbronny człowieczek, błąkający się miedzy szpitalami szukając miejsca, gdzie w końcu ktoś mu pomoże, ktoś go pokocha.

Pierwszy raz spotkaliśmy się, gdy Arek miał wymienianą zastawkę, gdzie pisałam tutaj. Izolatka, dwa małe łóżeczka. Jedno zajmował malusieńki trzy tygodniowy chłopiec. Oczka wyrażające głęboką potrzebę miłości oraz płacz proszący o pomoc i zainteresowanie. Odzewu brak…

Płacz odbijał się od wszystkich ścian nie przynosząc żadnego efektu.

 

Płakał, bo inaczej nie umiał.

Piękne, długie kruczo czarne, gęste włosy pokrywały całą główkę i dodawały ogromnego uroku. Całość dopełniały oczy pragnące miłości. To były trzy dni – ciężkie trzy dni. Płacz nie przerwanie brzmiał przez cały dzień. Nie można było go dotknąć, gdy nie jest się personelem medycznym. Pomagała rozmowa, która sprawiała, że czuł iż ktoś nim się interesuje. Lecz nagle nastał nie oczekiwany zwrot akcji. Zabrali go. Do innego szpitala. Tu nie było dla niego miejsca. Nasze drogi się rozeszły…

Jednak nie na długo. Gdy wróciliśmy na oddział z gronkowcem, zajmował łóżeczko pod ścianą. Wydoroślał. Minęły tylko dwa tygodnie, a on był nie do poznania, jednak jedno pozostało bez zmian. Podkrążone i zapłakane oczka oraz płacz błagający o przytulenie czy krótkie zainteresowanie.

 

 

Serce pękało.

 

Jak tak można? Mamo, gdzie jesteś?

 

Wysoka, o ciemnych włosach weszła na salę. Rozpoznać można było ją od razu. On też wiedział kto to. Mimo iż widział ją pierwszy raz od porodu, rozpoznał. Popatrzyła i wyszła. Przez dwa dni nie pokazała się w ogóle. Wróciła ponownie by zostać z nim dłużej. Mówiła mu, że nie da rady. Że jego choroba to poważna sprawa, a ona sobie z tym nie poradzi. Wyszła. Mijały kolejne dni gdzie pojawiała się coraz częściej. Zmieniła zdanie. Zostawała na noc. Płacz ustał. Przytulała, całowała i wszystko zbliżało się do wielkiego happy endu. Były wielkie plany, można było wracać do domu.

 

Nastał długo wyczekiwany dzień. Cały personel cieszył się ogromnie, że Mały w końcu będzie mógł zobaczyć swój dom i zaznać szczęścia. Wypis gotowy czekał na stole. Nie przyszła…

 

Przenieśli go do innego szpitalu, gdzie czekał na szczęście. 

Mam nadzieję, że je odnalazł.

 


 

Posiadał poważną wadę, która powodowała wiele przeszkód w normalnym funkcjonowaniu, jednak to nie powinno dyskwalifikować go do pełni szczęścia. Niestety nie każdy decydując się na dziecko, potrafi udźwignąć ciężar, którym zostaje obarczony, gdy wyrastają poważne przeszkody. Dlatego wszystkim walczącym o swoje dzieci, chylimy czoła!

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

49 odpowiedzi

  1. czytam ze łzami w oczach… dlatego że z Marcelkiem nie raz byłam w szpitalu i kilka razy musiałam go zostawić.. 🙁 dlatego że na Intensywnej terapii nie mogłam być non stop i na noworodkach też.. bardzo serce mnie bolało ale wyjścia nie miałam..
    Nie wyobrażam sobie zostawić Marcelka bo jest ciężko chory i wiele przed nami… 🙁
    Serce boli bo coraz więcej się słyszy o dzieciach zostawionych 🙁 ;( ehhh

  2. kur….. jak tak można ja też się bałam jak to będzie i nie wiedziałam czy dam radę.. Może i miała powody, bała się i nie miała nikogo kto by ją wspierał….. niewiem:( można tłumaczyć jej zachowanie na wiele sposobów ale ja i tak wiem że tak nie powinno być……….

      1. Ja nie wybrałam, Melania wybrała, nie planowałam dzieci ale podjęłam się obowiązku. To nie chodzi o to czy ktoś chciał dziecka czy nie, tu chodzi o miłość i czułość jaką naturalnie wyzwala macierzyństwo i ojcostwo. Nigdy nie opuscialabym dziecka- planowane czy nie, chciane czy nie. To mój skarb, krew z krwi.

  3. ciężki temat ale tak to już bywa – mój syn urodził się w 27 tyg, skrajny wcześniak, od początku wszelkie możliwe komplikacje + SEPSA, pamiętam dzień jak lekarz nam mówił żeby się pożegnać bo dziecko już długo nie pociągnie. udało się, Adaś ma dziś 4,5 roku, co prawda jest autystą i kiepsko widzi(retinopatia wcześniacza). ale nie oddaliśmy, nie zostawiliśmy, wierzyliśmy że da radę. niestety obok dziecko jakieś „gówniary” – 16 lat zapiła się w ciąży i zaczęła rodzić w 20 tyg. dziecko w stanie krytycznym nie działały jelita, wylewy do mózgu itd, też przyszła RAZ zobaczyła (nasze dzieci były razem na intensywnej) tylko się skrzywiła (ktoś kto widział dziecko z 20 tyg wie że to do końca nie wygląda jak różowiutki bobasek) coś mruknęła o oczekiwaniach od życia i poszła. ja też nie byłam szczególnie dorosła bo miałam zaledwie 19 lat ale wszystko wzięłam „na klatę”. dziś mam 25, zdrową półroczną córkę i powtarzam jak mantrę – NIE ROZUMIEM TYCH RODZICÓW

    1. Widzę, że miałyśmy tyle samo lat 🙂 Dlatego tym bardziej należą Ci się ukłony i wielkie brawa! Wiem jak jest ciężko, ale też wiem, że gdybyś miała kolejny raz wybierać wybrałabyś tak samo 🙂 Adaś ma cudownych rodziców i ogromne szczęście !

        1. „miałam zaledwie 19 lat ale wszystko wzięłam „na klatę”. dziś mam 25″
          i 4,5 letniego Adasia? Chyba gdzieś jest błąd.

    2. Nie rozumiem takich ludzi, sama zostałam mamą krótko przed osiągnięciem 18 roku życia. Syn urodził się z wadą genetyczną może nie tak poważną jak małego bohatera tego bloga ale też zmagamy się z wieloma problemami. Sama go wychowuję odkąd skończył 3 miesiące, czasami miałam myśli że może lepiej by go było oddać, że przecież nie zapewnię mu tego co potrzebuje ale myśli przeszły a syn ma już 5lat i jestem dumna z tego jak sobie radzi mimo swojej niepełnosprawności

  4. Serce się kraje od samego czytania. Nie rozumiem jak można porzucić zwierzę, a co dopiero dziecko – własne, chore dziecko. Nie mogę tego pojąć.

  5. tak niestety jest na tym świecie 🙁 bardzo smutno az sie robi..
    sama zaczełam się borykać z chorobą Kuby(RkiW) w wieku 19 lat , dość szybko. Ale nigdy nie załowałam swojej decyzji , musimy być silni. . Dziś Kubulek już prawie 3 lata :))

  6. Bardzo to smutne…
    W takich chwilach należy tylko wierzyć, że znalazł się ktoś kto przytulił to maleństwo i dał mu miłość i bezpieczeństwo.

    Jesteście bardzo silni. Gratuluję wam życiowej mądrości, wytrwałości w dążeniu do lepszego życia waszego synka i trzymam kciuki by nikt nie stawał wam na przeszkodzie, by wszystkie drogi dla Arka były proste, słoneczne i pełne życzliwych osób.

    przesyłam buziaki i ogrom siły 🙂

  7. Kurde straszne to jest, że jak kobieta jest w ciąży to zakłada, że dziecko będzie piękne, zdrowe itd. i wtedy nie ma innej opcji – jasne, każda chce takie dziecko. Tylko czy decyzja o posiadaniu/urodzeniu dziecka nie powinna być z całym dobrodziejstwem inwentarza? Bo ciąża może być ciężka, poród traumatyczny a dziecko „wymagające” bardziej niż „inne”. A przecież to nie zmienia faktu, że TO dziecko jest naszym dzieckiem! Okropnie współczuję wszystkim opuszczonym dzieciom – i tym chorym i tym zdrowym – że trafili na takich „rodzicieli” a przed Wami rodzice dzieci chorych chylę czoła!

    1. Ja myślę tak samo jak Ty i wydaje mi się to czymś naturalnym i oczywistym. Jako gowniaz oczekiwali ode mnie innego zachowania niż od Pani 40 letniej. Jednak wiek tu nie ma znaczenia, jak widać. Sam człowiek musi mieć to cos i przede wszystkim ponosić odpowiedzialność. Dziękujemy 🙂

  8. :(( Nigdy nie zrozumiem… Niestety. Ale może jestem jeszcze zbyt młoda.
    Gdy Ja leżałam w prokocimiu też przez tydzień mieliśmy małego chłopca. Miał zajęczą wargę, tylko tyle pamiętam… I pamiętam że płakał o mamę… Był sam. Z tym że ostatniego dnia, gdy oboje zostaliśmy wypisani jego mama przyszła. Okazało się, że nie mogła się nim opiekować, bo w domu miała jeszcze jedno, maleńkie dziecko, a była samotna… To skończyło się happy endem… Jakoś tak mi się przypomniało. 🙁

  9. Przykre… Co to mówi o rodzicach? Tak łatwo niektórym pozbyć się odpowiedzialności za drugiego człowieka – partnera, dziecko 🙁 Zapominają, że nic nie jest dane raz na zawsze. Jedynie miłość, ta prawdziwa, pokonująca przeciwniści losu jest. Szkoda, że nie wszyscy potrafią tak kochać…

  10. Aż się popłakałam. Serce pęka, gdy słyszy się o takich historiach. Nie potrafiłabym zostawić swojego dziecka. Skoro przychodziła to musiała go kochać, a ogromna rana w jej sercu pozostanie do końca życia i wyrzuty sumienia.

  11. Może jestem dziwna, może zbyt uczuciowa, ale ja… decydując się na dziecko chciałam je po prostu kochać. Oczywiście! Każdego dnia modliłam się o zdrowie dla córci, kochałam ją od momentu pojawienia się pod moim sercem. Wiem, ze choroba to straszna rzecz, ale… bez miłości ten mały człowieczek jej nie pokona. Skoro mam siłę, możliwości i chęci by kochać się, kochać innych to muszę mieć siły i chęci również w tych trudnych sytuacjach. W końcu tak jak w małżeństwie, przed Bogiem – na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie… biedny maluszek… ;(

  12. Dlaczego nie można było dotykać tego maleństwa? Mój Boże, aż serce się kraje…. 🙁 Przecież takie maleństwo Potrzebuje każdego choćby najmniejszego przejawu czułości i bliskości ,przytulenia… ;( Siedzę i ryczę jak bóbr 🙁

  13. Jestem mama Amelki z rozszczepem, wodoglowiem, corka ma 2,5 roku i czytalam to ze łzami…. Gdy Amelka leżała po operacji plastyki przepukliny i jak dołączyłam do niej po cc, na naszej sali też był chłopiec, płakła.. przeraźliwie, tak jak tutaj pomagała rozmowa, chwilowe pojawianie się w jego poblizu. Do tej pory zastanawiam się jak potoczyły się jego losy.. My wychodziliśy po 2 tygodniach on nadal był.. i chwilami łapię się na tym, że chciałabym cokolwiek wiedzieć jak żyje, jak się czuje i czy znalazł kochającą rodzinę, rodziców widziałam jego może dwa razy – przyjechali na 5 minut, ciężko było im nawet go nakarmić… A sama nie jestem wielce dorosła, bo urodziłam Amelkę jak miałam 21 lat..

  14. Brak mi slow, serce boli gdy sie mysli o tych wszystkich zostawionych dzieciach 🙁 Nie wyobrazam sobie nawet jak ciezko moze byc z chorym dzieckiem skoro ja mam dwoje zdrowych a nieraz tak daja popalic ze wyc sie chce ale nie wiem jak mozna tak wlasne dziecko zostawic 🙁

  15. Smutne to bardzo jednak nie nam oceniac. Nie znamy pelnej historii. Jak bylam z mala na intensywnej terapii tez mialysmy taka mala do ktorej nikt nie przychodzil. Nie miala nawet wypisanego imienia na kartce przy cieplarce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *