Ubrania, do których mam sentyment + konkurs

 

Każda z nas ma często ten sam problem: nie ma w co się ubrać. Codziennie ta sama sytuacja. Stoisz przed szafą i nie możesz się na nic zdecydować. Ja też to dobrze znam, ojj za dobrze. Czasem mam ochotę przez cały tydzień chodzić w jednym i tym samym zestawie, w którym czuję się wręcz doskonale i nic mi więcej nie potrzeba niż on. Każda z nas na pewno taki ma. Są też ubrania, których za nic w świecie nie wyrzucimy. Każdego dnia obiecujemy sobie, że się ich pozbędziemy, ponieważ zagracają nam szafę i zabierają sporo cennego miejsca, jednak kiedy przychodzi co do czego, nie ma takiej opcji, by choć jedna z nich znalazła się gdzie indziej niż w tej małej, ledwie mieszczącej wszystkie ubrania szafie. Co z tego, że każdego ranka nie mamy się w co ubrać. Co z tego, że każdego ranka chcemy zrobić ich ostrą selekcję. Co z tego, że postanowienie nie zostaje za każdym razem zrealizowane. Kiedy do tych ubrań mamy szczególny sentyment i przypominają nam o tych lepszych i gorszych chwilach, które kiedyś nam dodały skrzydeł, w których pokonywałyśmy przeszkody czy kończyłyśmy pewne etapy w życiu.

 

Sentyment do ubrań podobno mogą mieć tylko kobiety. To prawda. Moja mama ma wielką 5 metrową przesuwną szafę, która zawiera ubrania z jej młodości, w tym pierwszy kożuch kupiony przez dziadka za jałówkę, którego za nic w świecie nie może się pozbyć, ponieważ może jeszcze nadejdzie taka sroga zima, że się przyda. Są też sukienki po mnie i moich siostrach, w których przystępowałyśmy do komunii, występowałyśmy na akademiach czy tańcowałyśmy na imprezach andrzejkowych. Najlepsze jest to, że niektóre z nich służą do dziś. Są też bodziaki, w których nasze maluchy do teraz grasują. Pierwsze kombinezony, garnitury czy sukienki studniówkowe. To cudowne móc po czasie znów przymierzyć swoją wtedy najpiękniejszą sukienkę i porównywać z siostry, która miała studniówkę 5 lat wcześniej i jej idealna suknia wyglądała totalnie inaczej. Wszystkie ubrania, mimo iż nie pierwszej nowości i aktualnej mody świetnie potrafią się komponować z nowymi trendami i dobrze połączone niczym nie odstają od najnowszych kolekcji.

Ja też w swojej szafie na mieszkaniu przechowuję niewielką część ubrań z szafy mamy, do których mam pewien sentyment i mimo upływu czasu nadal mogę z nich w pełni korzystać i towarzyszą mi w codziennym życiu idealnie komponując się z nowinkami, które zalewają sklepy.

 

 

Jako, że teraz jest okres zimowy, najczęściej użytkowane są przeze mnie swetry, które mogę łączyć w każdy sposób. Najbardziej lubię ten szary, puchaty, który może poszczycić się nie małym wiekiem. Dawniej ciężko było o ubrania. Mówię tu o okresie młodości naszych dziadków, gdy czasy były niezbyt przychylne. Duża część rodziny mojego dziadka uciekła wtedy za wielką wodę, by spróbować lepszego życia w USA. Kiedy już mogli spokojnie przylecieć w odwiedziny do kraju, postanowili obdarować cudami tamtego świata swoją rodzinę. Tak więc moja babcia dostała ten piękny, szary, zagraniczny sweter, który w tamtych czasach był rarytasem. I tak babcia przechowywała go jak najcenniejszy skarb, no bo on z Ameryki i chroniła przed wszelkim robactwem, że teraz wygląda jak ledwo zdjęty z wieszaka w sklepie. Cudownie się komponuje z każdym, dokładnie każdym moim wyborem. Pięknie wygląda i jest milutki w dotyku.

 

 

 

Sukienka (podobna tutaj i tutaj) | Buty (podobne tutaj) | Wełniane sweterki

 

Mam dobrą pamięć, tak mi się przynajmniej wydaje. Jednak za nic w świecie nie jestem w stanie sobie przypomnieć od kiedy mam swoją najukochańszą czapkę, z którą mimo spędzonych długich lat nie potrafię się rozstać. Jest żółta, cudownie żółta, aż sama nie mogę się nadziwić jak ten kolor może pięknie komponować się ze wszystkim co ubieram. Może też tak być, że nawet jak nie pasuje to ja uważam inaczej. No ale tak to jest, gdy jakąś rzecz darzymy wielkim uczuciem, choć nawet nie pamiętamy kiedy tak naprawdę to się zaczęło. Stała się ona w okresie zimowym moim znakiem rozpoznawczym. Kiedy zmierzam po Arka do przedszkola i mijam któregoś z jego kolegów czy koleżankę z grupy często słyszę: „zobacz to mama Arusia, ona zawsze ma żółtą czapkę”. Nie powiem słodkie to. Za to uwielbiam ją jeszcze bardziej.

Jednak doskonale pamiętam zakup pewnej chusty, który na pewno na długo będzie gościł w mojej pamięci. Wakacje dobiegły końca, miałam zacząć nowy etap w swoim życiu: liceum. To było dla mnie wielkie wow. Nareszcie mogłam wyrwać się z mojej wioski i przez większość dnia przebywać w szkole, która była dla mnie dużym sukcesem i marzeniem. Tak więc harowałam całe wakacje robiąc burgery, gofry, nakładając lody i parząc kawę na pobliskiej plaży przy jeziorze, by móc trochę podszlifować swoją garderobę przed nowym etapem w życiu. Dostałam ostatnią wypłatę, która była przypieczętowaniem mojej codziennej harówy i udałam się na pierwsze zakupy za swoje ciężko zarobione pieniądze. Jak wiadomo, trudniej wydaje się swoje groszówki, dlatego każdy mój zakup musiał być sto razy przemyślany, by nie wydać na byle co pieniędzy, na które od rana do wieczora pracowałam przez całe lato. Przechadzając się między stoiskami, zobaczyłam ją. Niebanalny wzór z dodatkiem kwiatów zauroczył mnie. Jak na tamte czasy kosztowała trochę, jednak mam ją do dziś i nie żałuję, że nadszarpnęłam swój budżet, by ją mieć. Każdego razu, gdy mam ją na sobie przypomina mi o tamtych szalonych i pracowitych wakacjach. O swoich pierwszych poważnych pieniądzach oraz nowej szkole. Tak pięknym i beztroskim czasie.

 

Chusty i apaszki  | Zimowe czapki

 


KONKURS!

Przygotowaliśmy dla Was razem z firmą Zalando niespodziankę. Jest nią konkurs, w którym do wygrania są

3 bony: 250, 150 i 100 zł na zakupy w Zalando

Co musisz zrobić?

Wystarczy, że w komentarzu pod spodem tego posta podzielisz się swoją opowieścią na temat sentymentalnej rzeczy ze swojej szafy.

Konkurs rozpoczyna się dziś  (03.02. 2017 r.) Na Wasze anegdoty czekam do soboty (11.02.2017) do godziny 23:59, a wyniki ogłoszone będą w tym samym wpisie w poniedziałek (13.02.2017).

Regulamin konkursu


 WYNIKI KONKURSU

 

Miejsce 1:

 

Anula Wawrzyniak

Staram się nie trzymać w szafie zbyt wielu rzeczy – cenię minimalizm i porządek. Ale dla tego kompletu – spódnicy i żakietu – zrobiłam wyjątek, choć mają już ponad 50 lat.

Tak, tak, mam w szafie komplet mający jakieś pół wieku.

To zestaw, który uszyła sobie kiedyś moja babcia – krawcowa. W trudnych czasach, w których raczej trudno było o dostęp do najnowszych osiągnięć świata mody, babcia potrafiła wyczarowywać na swojej starej singerce prawdziwe cuda, dzięki którym zawsze wyglądała dobrze, mimo skromnych funduszy i niewielkich zapasów materiału, które udało jej się zgromadzić.

Żeby było zabawniej – babcia była niziutka i pulchna. Ja jestem postawną, w dodatku wysoką dziewczyną. A mimo to stroje po mojej ukochanej babci pasują – to, co dla niej było długą spódnicą, na mnie okazuje się modelem midi, żakiet z długim rękawem – zmienia się w żakiet z rękawem 3/4 i tak dalej… Jedno się nie zmienia – solidny, dobrej jakości materiał, który przetrwał już sporo lat i z pewnością przetrwa kolejne, jeśli będę go dobrze traktować. I wzór, którego trudno szukać dziś w sklepach. 🙂

 

 

Miejsce 2:

 

Agnieszka

U mnie jest to magiczna apaszka Christiana Diora 🙂 Babcia zawsze była bardzo elegancką kobietą, mimo, że razem z dziadkiem żyli bardzo skromnie, ona zawsze wyglądała idealnie. Dziadek nazywał ją swoją wizytówką. Mimo tego, że nie powodzilo im się finansowo, dziadek kupił babci na rocznicę ślubu apaszkę Christiana Diora. Wiązała ją na swojej szyi zawsze, kiedy z dziadkiem szli na randkę. Idealnie uzupełniała, klasyczną, prostą stylizację. Wtedy był to dla nich ogromny rarytas i mało kto mógł sobie pozwolić na tak markową rzecz. Dziadek poprosił babcie by podarowała mi ją, kiedy będę szła na swoją pierwszą poważną randkę, tak bym wyglądała elegancko i by przyniosła mi tyle szczęścia ile im. Randka się udała, a facet z którym na niej bylam jest u mego boku do dziś. Apaszkę trzymam w szafie i czasem zakładam ją na kolację z moim Maćkiem – on mnie w niej uwielbia a ja czuję, że to magiczna rzecz, przypominająca o pełnych miłości, rodzinnych związkach – pokoleniowych :-)”

 

Miejsce 3:

 

Kaja

Znacie młodzieżową książkę „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”? Ja też mam taką rzecz. Nie są to co prawda spodnie, a… klapki japonki. Dla złośliwych: nie, to nie grzybica wędruje między członkami „klubu” 🙂 Klapki te są świadkami małych i dużych podróżny całej mojej rodziny. Okoliczności i ich zakupu były odarte z mistycyzmu: co prawda pochodzą z tajemniczej Sycylii, jednak to nie żaden mafioso podarował mi je w prezencie, tylko koncern Lidl. I to nie za darmo. Byłam tam na obozie młodziezonym i rozpadły mi się 2 pary klapków – musiałam kupić jakiekolwiek, więc wpadłam do sklepu i wybrałam najtańsze, nie zaprzątając sobie głowy rozmiarem. Był to rozmiar H – jak Hobbit (dla niewtajemniczonych: ogromny). Było to 10 lat temu. Wkrótce po powrocie z Sycylii czekała mnie jeszcze wycieczka do Paryża, ojciec miał je w Norwegii, moja siostra w Grecji, Chorwacji, a nawet na … egzaminie wstępnym z pływania, żeby dostać się na AWF. Zdała, była pierwsza – chociaz nie wiem czy to zasługa japonek (w sumie są takie wiekie, że dobrze sprawdziłyby się jako płetwy). Ostatnio trzy miesiące spędziły ze mną na stypendium w Hiszpanii. Wiele tam razem przeżyliśmy i wiele żyć wspólnie odebrałyśmy (dezynsekcja dla ubogich). Kiedy już miałam wracać, okazłało sie, że klapki nijak nie zmieszczą mi sie do bagażu. Jednak nie poddawałam się. Klapki zostały tymczasowo rozdzielone i jeden zgiety przyjechał w kieszeni, drugi na wierzchu walizki. Przy kontroli bagażowej, po otwarciu torby, surowy Pan kontroler wskazał mój samotny but i zapytał: „Y dónde está el otro zapato?”. Gdy ujawniłam jego lokalizację, Pan rozchmurzył się, zapytał skąd jestem i zapytał czy McGyver na pewno nie był Polakiem (co do tego ostatniego nie jestem pewna, aż tak dobrze po hiszpańsku nie mówię ;))

Cała historia zaczęła sie od lenistwa – nikomu nie chciało się kupić własnych, porządnych klapków – w końcu i tak nie chadzamy w nich na codzień. Teraz, nie zamieniłabym moich japonek na żadne inne. I chociaż człapię w tych butach jak ogr, czuję, ze podróż bez nich to już nie byłoby to samo. Już w czwartek lecę do Edynburga, nie mam pojęcia co ze sobą zabiorę – poza tą jedną rzeczą (no dobra, dwiema, tym razem nie zamierzam ich rozdzialać :)).

 

Gratuluję i proszę o kontakt: blog@nakolkach.com

 

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

166 odpowiedzi

  1. Moją sentymentalna rzeczą w szafie jest Kurtka zimowa. Dostałam ja od taty na święta. Zaraz po tym jak wyprowadził się z domu. Prezenty zostawił pod choinka a przed okno patrzył na nasze reakcje. Pomimo ze byly to smutne swieta i smutny czas w moim zyciu, do kurtki mam sentyment. Nie chodzę w niej już bardzo dawno bo jest za mała ale bardzo szkoda mi jej wyrzucać. Czeka sobie w szafie.. 😉

  2. Na dnie szafy leży sobie bluzka kupiona za pierwszą wypłatę, ma już prawie 11 lat i jest o pięć rozmiarów za mała 🙂 Poza nią nie mam już takich eksponatów, nie przywiązuję się do rzeczy.

  3. Przyznam się że pomimo że czytając ten post uśmiechałam się pod nosem bo ja nie mam żadnych moim zdaniem cennych, zabytkowych ubrań które bym trzymała pomimo biegu czasu…. Kurde… Czytałam ten post na głos co słyszał mój mąż i byłam chyba bardzo dumna że ja nie przywiązuję uwagi do rzeczy i w miarę często wyrzucam z szafy ubrania w których nie chodzę, zaczęłam komentować na głos i w tym momęcie usłyszałam jego śmiech i zdanie skierowane do mnie które trochę mnie zbulwersowało ale też zawstydziło: D= A ten szary płaszczyk który masz już 10 lat i wiele razy próbowałaś go wyrzucić ale jeszcze jest w miarę dobry twoim zdaniem pomimo że się trochę zużył delikatnie mówiąc…. A te różowe majtki które są ponoć tak bardzo wygodne i zakładasz je jak masz gorszy dzień? One też nowe to chyba nie są i się trochę już sprały…… Owszem mam taki płaszczyk 🙂 Tak i majtki na gorszy dzień też, te których tak nie lubi mąż 🙂 Ale to nie jest standardowe zaleganie szafy przez ubrania to tylko dwie rzeczy…

  4. Miałam niezły ubaw czytając ten wpis. Myślałam, że tylko ja jestem takim straszliwym chomikiem, ale nie! Nie jestem sama! Od razu mi lepiej! 🙂
    Moja szafa pęka w szwach. Otwiera się przesuwne drzwi, a tam jest napakowane na grubo, ubrań i butów, od podłogi aż po sam sufit. Kilka ładnych metrów sześciennych… Ale są tam dwie rzeczy, których pomimo upływu czasu nie umiem pożegnać 😉 Pierwsza z nich to buciki typu sportowego, ze Smurfami. Moje pierwsze! Warto nadmienić, że urodziłam się w stanie wojennym, a więc już trochę wody w Wiśle upłynęło 😉 Trzymałam je przez te wszystkie lata z sentymentu, ale i z nadzieją, że kiedyś wciśnie je na stópki moje dzieciątko. Macierzyństwo trochę mi się hmmm… przesunęło w czasie i gdy jesienią ubiegłego roku postanowiłam odgrzebać wspomniane buciki, okazało się, że czas już zrobił swoje. Podeszwy popękały, cholewki sparciały, no po prostu obraz nędzy i rozpaczy. Nie nadają się do użytku, ale… jakoś tak nie umiem ich wyrzucić. W końcu to niepowtarzalna pamiątka, kawałeczek mojego szczęśliwego dzieciństwa!
    Drugim reliktem przeszłości jest coś, co u nas w domu funkcjonuje pod nazwą „bluza hokejowa”. Jest to zwykła biało-niebiesko-zielona bluza z logo jednej z drużyn NHL. Mój Tata kupił ją dla mojej starszej siostry na początku lat 80-tych, za ciężke pieniądze, w sklepie o wdzięcznej nazwie Pewex. Młodszym czytelnikom bloga wyjaśnię, że był to sklep, w którym w czasach słusznie minionych można było za dewizy nabyć kawałeczek zachodniego luksusu. Ceny były zbójeckie, ale można było dopaść porządny ciuch i szpanować nim przed koleżankami 😉 Ta oto bluza gdzieś w połowie lat 90-tych przeszła na mnie i m.in. służyła mi do jazdy konnej. Miała być wygodna i z tego zadania wywiązywała się doskonale. Oczywiście dziś jest podziurawioną staruszką, z przetarciami na rękawach, ale dalej jest wygodna. A poza tym nikt takiej nie ma, jest to unikat na skalę światową, już prawie zabytek! UNESCO wprawdzie jeszcze się nie wypowiedziało na ten temat, ale kto wie, kto wie… 🙂

  5. Krótkie zastanowienie i rzeczywiście sentymenty mam to fakt. I to nie tylko do wspomnień z przeszłych dni codziennych, lecz również do ubrań. Zacznę od katany dżinsowej 🙂 przeleżała rok albo i ponad i ma na nadchodzącą wiosnę zamierzam ją „odpicować” zgodnie z trendami, czyli przyozdobić, ożywić termo naszywkami w jakichś kobiecych motywach 🙂 Mam tak, że ponoszę daną rzecz i nie czuję się w niej super po upływie czasu. Być może to ze świadomości, że nic dawno sobie nowego nie kupiłam 🙂 Wracając do tej dżins katany to posiada na łokciu rozdarcie(wygląda jakby była taka kupiona no i jak na czas 5 lat wstecz to pamiętam koleżanka pytała czy sama tą dziurę zrobiłam, a ona teraz jest trendy od sezonów), dziurkę pod pachą no i jest jakaś poplamiona od spodu. Mam do niej sentyment, ponieważ ma ponad 5 lat, byłam wtedy nastolatką bez kieszonkowego, bez zarobków jakichkolwiek i byłam z mamą w second hand.. „wygrzebałam” ją z takiej skrzyni „WSZYSTKO ZA 1 ZŁ”. Cieszę się, że ją mam. Nosiłam oj dość często do stylówek licealnych. Tej wiosny ponownie będę w niej śmigać 🙂 kolejnym przykładem jest marynarka… pomarańczowa ekstra intensywny kolor. Idealnie pasuje do moich blond włosów i fajnie odbija kolor w połączeniu z kolorytem skóry. Dostałam ją na 19 urodziny, kupiona w jednej ze znanych sieciówek. Obecnie wisi 2 rok w szafie ze względu na zmechacenia, brudną beżową podszewkę przy wywiniętych rękawach no i… jednak już o rozmiar za mała 😀 Jestem tak zakochana w tym kolorze i fasonie, że dosłownie wczoraj szukałam używanej takiej samej na jednym z portali sprzedażowych 🙂 i co najśmiesznieksze- znalazłam! lecz w tym samym, przymałym rozmiarze… 🙁 No i jeszcze znalazły by się legginsy czerwone, ale już z dziurką i pewno inne. Sentyment mam do odzieży ale i do zdjęć. Każdą wyżej opisaną rzecz garderoby mam uchwyconą w kadrze 🙂

  6. Życie pisze nam historie, które budzą
    sentymenty, dla kobiety są to często
    ubraniowe elementy

    Dla autorki artykułu moc stanowi
    chusta w kwiaty, sama zarabiając
    na nią, może wspomnieć
    dawne czasy

    A ja darzę sentymentem wypłowiałą
    już koszulkę, z którą jednak mimo
    wszystko nadal rozstać się
    nie umiem

    Starowinka liczy sobie już jakieś
    czternaście lat, ale często
    ją zabieram w marzeń
    sennych świat

    Sprezentował mi ją tata, kiedy
    jeździł w delegacje, przysłał
    w paczce z USA- do dziś
    ten podarek mam

    Choć sędziwą jest koszulką, wciąż
    dobry materiał ma, kolor melanż
    oraz nadruk- oczy
    wesołego psa

    Czemu darzę sentymentem bluzkę, w której
    nie mam szans by wyróżnić się
    wśród ludzi, zawojować świat?

    Bo mi zawsze przypomina, że był
    lepszy czas, kochająca się
    rodzina i prostszy,
    dziecięcy świat

  7. Czytając posta nie mogłam wymyślić niczego z czym mogłabym być tak emocjonalnie związana. Po natchnienie poszłam do szafy i nagle wszystko stało się jasne – zawartość mojej szafy to w znacznej ilości rzeczy do których mam ogromny sentyment. Jest jednak kilka wyjątkowych ubrań o których chcę napisać.

    Mała czarna która jest przynajmniej dwa razy starsza odemnie. Dostałam ją od mamy kilka lat temu w trakcie porządków na poddaszu. Wtedy jeszcze brakowało mi do niej kształtów. Dzisiaj to sukienka w której pisałam maturę, chodziłam na pierwsze rozmowy kwalifikacyjne i czarowałam wyglądem na pierwszej randce.

    Dżinsowa ramoneska kupiona za pierwszą wypłatę. Sprana do granic możliwości, przetarta, ale jednak moja. Chodziłam w niej na kurs prawa jazdy całe lato.

    Czerwone spodnie, które ze mną podróżują już parę lat. Są wyjątkowe dlatego zakładam je tylko na specjalne okazje. Są prezentem od Taty. Przez ostatnie lata dużo podróżuję i te spodnie zawsze mają swoje miejsce w walizce na dłuższe czy krótsze wyjazdy.

  8. Opowiem o pewnej rzeczy ze swojej szafy, która jest sentymentalna ale
    nie dla mnie tylko dla innego członka mojej rodziny. Jest to futro,
    funkiel nówka sztuka nieśmigana. Futro to zostało zakupione jakieś 40
    lat temu. Tata kupił je za swoją całą pierwszą wypłatę (babcia też swoje
    musiała dorzucić), a kupił je … uwaga … SOBIE! Po zakupie tata
    ubrał to futro raz. RAZ. Dla żartu założył je kiedyś na jakiś
    urodzinach, wyglądał jakby właśnie wrócił z polowania na
    niedźwiedzie. Szczerze nie żałuję, że w nim nie chodzi (widok
    przekomiczny), ale dlaczego ono ciągle jest w mojej szafie i jakim cudem
    nie mam jeszcze w tej szafie moli? Nie wiem co mnie teraz bardziej
    nurtuje 🙂

  9. Ja opowiem o mojej sukience ze studniówki, która jest już ze mną 20 lat. Przez ten czas parę razy przeprowadzałam się oraz zmieniałam szafy, ale ona wciąż w nich wisi. Trzymam ją z sentymentalnego i praktycznego powodu i jestem z niej dumna. Jest to mała czarna, dobrej i dość drogiej firmy, którą przed studniówka kupiła mi dobrze sytuowana ciocia. Wiedziała ona, że naszej rodzinie nie powodzi się za dobrze i chciała podarować mi coś ładnego na tę wyjątkową okoliczność. Sprawiła mi tym podarunkiem bardzo dużą radość. Sukienka towarzyszyła mi jeszcze wiele razy podczas wyjątkowych okazji. To jeśli chodzi o sentymentalny powód trzymania jej w szafie. Ale jest jeszcze praktyczny cel. Dumna jestem z siebie, że pomimo upływu tylu lat nadal w nią wchodzę. Na szczęście moja figura nie zmieniła się zbyt mocno i patrząc na tę sukienkę mogę pomyśleć o tym. A przydaje się taka pociecha w różnych ciężkich i nie miłych dla kobiety chwilach. Kiedy patrzę na pojawiające się zmarszczki wokół oczu lub podejrzanie srebrzący się włos, to pocieszam się tym, że przynajmniej wchodzę w sukienkę ze studniówki, więc nie jest ze mną tak źle. I choć przybyło w mojej szafie różnych sukienek, to wiem, że ta mała czarna może mieć jeszcze swój kolejny wielki dzień, a jej jakość jest nadal godna marki na metce.

  10. Mam podobnie. W mojej garderobie jest kilka rzeczy których nie mogę się pozbyć… Pierwszą jest czarna spódnica ołówkowa-wyjatkowa bo uszyłam ją samodzielnie. Że tak powiem- moja pierwsza szyciowa spódnica. I choć nie jest idealna,bo wiadomo że dopiero z czasem człowiek nabiera wprawy, to noszę ją czasem z czerwonym sweterkiem który uwaga dostałam 9 lat temu od wtedy jeszcze chłopaka, teraz już męża pod choinkę. Nie mogę ich wyrzucić bo tworzą zestaw idealny!

  11. Połowa lat 80-tych XX wieku. Czasy kiedy ekspedientki zwykle
    odpowiadały „nie ma” na pytania klientów, a szczęściarzem mógł się nazywać ten,
    kto kupił tenisówki – chińskie oczywiście – dzieciom do szkoły.

    Pewnego dnia pojechałam z mamą do Krakowa i natknęłyśmy się na dostawę
    obuwia zimowego w jednym z tamtejszych sklepów. Najbardziej w pamięci – z tego dnia – utkwił mi wielki tłum w małym
    sklepiku i przepychanki. Nikt nie zwracał uwagi, że gdzieś stoi niewielkiego
    wzrostu dziecko, które jest popychane przez tłum pragnący szybko dostać się jak
    najbliżej lady.

    W sklepie tym udało się mojej mamie – za gigantyczną kwotę – kupić
    wysokie, czarne kozaki na szpilce. Pamiętam je do dziś – były po prostu extra!
    Moja mama wyglądała w nich jak prawdziwa gwiazda filmowa. Sama też wiele razy
    je przymierzałam – choć mama nie była tym zachwycona – i mówiłam, że jak urosnę,
    to też sobie takie kupię.

    Tak bardzo podobały mi się te kozaki, że raz z moją koleżanką
    postanowiłam zabawić się w przebieranki. Ubrałam czerwoną tunikę mamy, do tego
    założyłam czarne klipsy, korale i bransoletkę no i oczywiście moje marzenie,
    czyli kozaki. Według mojej koleżanki wyglądałam pięknie! Niestety schodząc po
    schodach… przewróciłam się. Mój upadek był tak bardzo pechowy, że złamałam nie
    tylko obcas w jednym kozaku, ale również kostkę prawej nogi. Mama była tak
    przerażona moim upadkiem, że nawet nie nakrzyczała na mnie za to, że
    zniszczyłam jej nowe kozaki.

    Nie od dziś wiadomo, że… marzenia się spełniają! Za moją pierwszą
    pensję kupiłam sobie mega wysokie kozaki z czarnej lakierowanej skóry, które
    dodawały mi nie tylko wzrostu (wszak przy moich 159 cm jestem raczej niska),
    ale również odwagi i pewności siebie.

    Jednak, aby nie było zbyt słodko, o mało nie straciłam mych
    kozaczków, gdy szef wysłał mnie w
    delegację do Anglii. Ja dojechałam na miejsce, a walizka z moimi ukochanymi
    kozakami przepadła L Jednak strona angielska naszej firmy stanęła na wysokości zadania (i dzięki im za
    to) – tak długo interweniowali na
    lotnisku i zobowiązywali pracowników lotniska Gatwick do odnalezienia mojego bagażu, że tydzień po
    moim powrocie do Polski dostałam maila z informacją, że właśnie mój bagaż jest
    wysyłany do Polski. Gdy moja walizka dotarła i znów zobaczyłam me ukochane
    kozaczki, to aż łzy stanęły mi w oczach… moje jedyne, wyjątkowe i wymarzone
    kozaczki znów mogłam założyć na nogi J Od tego czasy minęło już ponad 10 lat, a
    ja nadal posiadam te kozaki i zakładam je tylko na wyjątkowe okazje J

  12. https://uploads.disquscdn.com/images/6b4b6d7040d81a15afd49c6e052763fbd99d07c7891d1a4a279062d125bfb4f3.jpg Dzień po tym, jak na świat przyszedł mój najukochańszy synek odwiedziła nas moja mama. Na szpitalnym łóżku położyła delikatnie niewielki pakunek przewiazany wstążką i wyraźnie wzruszona powiedziała: „To dla Was”. Otworzylam szybko zawiniątko a w środku ten piękny, włóczkowy kocyk i urocze paputki. „Różowy?!” – zawołałam z uśmiechem, ale nie kryjąc zdumienia.? „Tak, bo to jest Twój kocyk córciu. Dostałaś go od swojej prababci w dniu narodzin, nie pamiętasz jej nawet, ale był to Twój pierwszy prezent jaki otrzymałaś. Teraz znowu jest Twój.” ☺ Wychodząc ze szpitala synek był już dumnie okryty biało-różowym splotem. W drodze do auta jeszcze jakaś starsza, nieznajoma pani pogratulowała nam ślicznej córci, a ja z mężem wymieniliśmy tylko porozumiewawcze uśmiechy. Teraz włóczkowy kocyk i buciki czekają spokojnie w pudełku, zawinięte w pergamin i muszę przyznać, że po tylu latach wciąż wyglądają jak nowe. Mam nadzieję, że kocykowa historia będzie miała swój dalszy ciąg i kiedyś w przyszłości wywoła ponownie tyle wzruszeń i radości. A synkowi w różu ładnie do dziś 🙂

  13. w mojej szafie pełno ubrań, do których mam sentyment. Ale jest rzecz szczególna. To torebka mojej mamy, ma około 30 lat, z czasow (jak to mówi mama) „Kiedy jeszcze byłam panienką. Kiedy to było?!”. Teraz, gdy sama jestem w wieku, kiedy mama ją kupiła, doceniam jej piękno. Jest prosta, w kolorze beżowym, zapinana na coś w rodzaju bigla. Z odpinanym paseczkiem. Zakładam ją do stroju w stylu vintage. W szafie zajmuje szczególne miejsce. Jest ważna i dla mnie, i dla mamy. Uwielbiamy ją!

  14. Uważam, że ubrania mają dusze, są przedłużeniem naszej osobowości, snują opowieści o naszych życiach, nastrojach i marzeniach. Dlatego niewiele mam ubrań z którymi nie jestem związana emocjonalnie. Nie pozwalam w mojej szafie dominować rzeczom, które wśliznęły się do niej podstępem czy przypadkiem i wcale nie chcą być noszone.
    Ogromny sentyment mam do sweterka, który odziedziczyłam po Mamie, a jego oczka czule splatała na drutach Babcia. Nie zestarzał się wcale! Dalej wzbudza podziw ze względu na niebywałą staranność wykonania, o dziwo (!) nowoczesny krój i przytulność… Ja podśmiewam się czasem, że babcia wynalazła model Miu Miu przed Miuccią. Czczę ten sweterek i często zabieram ze sobą – prawdziwy z niego podróżnik.
    Dużo czułości wzbudza mocno złachana pierwsza bardziej ekskluzywna torebka, którą sobie kupiłam wydając całkowicie nierozsądnie dwie wypłaty (!). Do dziś pamiętam ten dreszczyk emocji połączony z podziwianiem każdego detalu, wszystkich elementów wykończeń oraz fakt, że towarzyszyła mi w stresie pierwszej randki z Ówczesną Wielką Miłością. Randka i torebka bardzo udane – zmieniły w tamtym czasie moje życie.
    Miłość od pierwszego wejrzenia? Buty Kennel&Schmenger złowione na Zalando! Czy udało mi się załączyć zdjęcie? Pewnego ciepłego dnia scrollowałam sobie w najlepsze, niczego nie podejrzewając 😉 a one wyświetliły się na monitorze powiedziały do mnie: „Mamo!” i za chwilę były moje. Umierałam ze strachu otwierając pudełko, bo miałam obawy czy będą wygodne…. Okazały się awangardowe, nowoczesne w wyglądzie i mięciusieńkie i delikatniusieńkie jak kapciuszki. Nigdy nie miałam tak wygodnych butów. Są dla mnie symbolem jednych z najbardziej marzycielskich wakacji jakie przydarzyły mi się w życiu, szalonych podróży i wygranego konkursu na stylizację w konkursie u jednej ze znanych blogerek. Poza tym zakładając je – natychmiast czułam się jak księżniczka. „Syndrom Kopciuszka” – true story!

  15. Cześć wszystkim!Jestem zwykłą czerwoną koszulą w czarną kratę,
    której życie zmieniło się kilka lat temu. Leżałam sobie w ciucholandzie
    pomiędzy innymi, brzydkimi, zmechaconymi swetrami oraz bluzkami i byłam
    przekonana, że moje intensywne kolory i niska cena nie są na tyle atrakcyjne, aby przebić się przez ten stos szmat. I nagle pojawiła się ona – szalona, z rozwichrzonym włosem i od razu, bez przymierzania, ale z wielkim uśmiechem na ustach powędrowała ze mną do kasy.
    Od tamtej pory moje życie się zmieniło. Zostałam starannie wyprana i wyprasowana, a na moich kieszeniach pojawiły się fantastyczne naszywki.
    Moja radość sięgnęła zenitu, kiedy moja właścicielka postanowiła założyć mnie na bardzo ważną randkę. Miotała się, krzątała, chyba ze sto razy zmieniła fryzurę i makijaż (pominę tu brzydkie słowa, które padały np. podczas malowania lewego oka), ale założywszy mnie do czarnych legginsów wyglądała naprawdę zabójczo. Nie twierdzę, że to tylko moja zasługa, ale przystojniak, z którym się umówiła zupełnie stracił dla niej głowę, chociaż randka obfitowała w przeróżne klapy, z których chyba najgorszą był tekst właścicielki po pierwszym pocałunku. Ta, zamiast powiedzieć coś czarującego, wydała z siebie jakiś dziwny skowyt i stwierdziła: „Rozruszałeś mi 77 par mięśni okrężnych ust”. No, żenada, ale ten chłopak chyba był naprawdę zdeterminowany, bo od tamtego czasu często się z moją właścicielką spotykał. Rok temu, właścicielka zabrała mnie ze sobą w góry na romantyczne wczasy, bo jak stwierdziła „może i nie jestem pierwszej świeżości, ale do podbijania szczytów to się jeszcze nadaję”. Byłyśmy nierozłączne: ja, moja pani (i jej chłopak). Spacer po Karkonoszach okazał się balsamem na mój poprzecierany materiał i wypłowiałe kolory. Kiedy schodziliśmy ze szlaku i mijaliśmy wodospad Kamieńczyka, ten chłopak nagle uklęknął i zapytał się mojej pani czy spędzi z nim resztę życia. Oczywiście ona była zachwycona i z radości chyba za mocno podniosła rękę, bo rozerwałam jej się pod paszką. Ale tak to bywa z miłością – jest uczucie, muszą być i jego ofiary.
    Dziś jestem już zacerowana, co prawda nie chodzę z moją panią do pracy (co wychodzi mi na dobre, bo jej uczniowie ciągle mnie miętosili, obśliniali, płakali w moje rękawy itd.), ale jestem noszona po domu i czasem wychodzę do kiosku na plotki do pani Marzenki. Pewnie moja właścicielka nie założy mnie na swój ślub, ale skoro byłam obecna na wszystkich etapach związku to liczę na to, że założy mnie przynajmniej na początek nocy poślubnej 😀
    Pozdrawiam – szczęśliwa koszula 🙂

  16. Rzeczą, do której mam największy sentyment jest torebka. Noszę ją zapamiętale od kilku lat – od momentu, gdy mama stwierdziła, że jestem na tyle dużą dziewczynką, że zadbam o rzecz, którą dostała od swojego męża, a mojego taty, gdy wzięli ślub. Teraz między nimi jest różnie. Więcej się kłócą niż rozmawiają, ale ta torebka z włoskiej skóry, na którą tato wydał prawie całą swoją pierwszą wypłatę pokazuje, że i ja i mój brat jesteśmy owocami miłości, a nie przypadkowego spotkania dwojga ludzi.

  17. Miałam wyglądać w niej jak Holly Golightly. Prawie.
    Miała być „sukcesową” kiecką. Była.
    W niej oblewałam ukończenie studiów. UAM, a ja czułam się jak Legalna Blondynka z dyplomem Harvardu w kieszeni. Pamiętam, że oryginalnie była nieco dłuższa, ale moja walka z żelazkiem (nigdy nie miałam aspiracji Perfekcyjnej Pani Domu) skończyła się wypaleniem dziury tuż nad kolanem (okazało się, że spokojnie daję radę jako strażak) i poszukiwaniem krawcowej. Skróciła.
    Sukni to nie zaszkodziło. Chyba zrobiła wrażenie, bo scena dawania pierścionka wyszła Mu lepiej niż Rhettowi Butlerowi. A potem? A potem okazało się, że sukienka ma ukryty potencjał, bo pięknie spadała na ziemię? Błyszcząc, szeleszcząc. Impresjoniści by się zachwycili!
    https://uploads.disquscdn.com/images/b4355a534dd6745af2316365fdc0d7d2b93e4c5d7cd08c34401bf0284ece8475.jpg

  18. Znacie młodzieżową książkę „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”? Ja też mam taką rzecz. Nie są to co prawda spodnie, a… klapki japonki. Dla złośliwych: nie, to nie grzybica wędruje między członkami „klubu” 🙂 Klapki te są świadkami małych i dużych podróżny całej mojej rodziny. Okoliczności i ich zakupu były odarte z mistycyzmu: co prawda pochodzą z tajemniczej Sycylii, jednak to nie żaden mafioso podarował mi je w prezencie, tylko koncern Lidl. I to nie za darmo. Byłam tam na obozie młodziezonym i rozpadły mi się 2 pary klapków – musiałam kupić jakiekolwiek, więc wpadłam do sklepu i wybrałam najtańsze, nie zaprzątając sobie głowy rozmiarem. Był to rozmiar H – jak Hobbit (dla niewtajemniczonych: ogromny). Było to 10 lat temu. Wkrótce po powrocie z Sycylii czekała mnie jeszcze wycieczka do Paryża, ojciec miał je w Norwegii, moja siostra w Grecji, Chorwacji, a nawet na … egzaminie wstępnym z pływania, żeby dostać się na AWF. Zdała, była pierwsza – chociaz nie wiem czy to zasługa japonek (w sumie są takie wiekie, że dobrze sprawdziłyby się jako płetwy). Ostatnio trzy miesiące spędziły ze mną na stypendium w Hiszpanii. Wiele tam razem przeżyliśmy i wiele żyć wspólnie odebrałyśmy (dezynsekcja dla ubogich). Kiedy już miałam wracać, okazłało sie, że klapki nijak nie zmieszczą mi sie do bagażu. Jednak nie poddawałam się. Klapki zostały tymczasowo rozdzielone i jeden zgiety przyjechał w kieszeni, drugi na wierzchu walizki. Przy kontroli bagażowej, po otwarciu torby, surowy Pan kontroler wskazał mój samotny but i zapytał: „Y dónde está el otro zapato?”. Gdy ujawniłam jego lokalizację, Pan rozchmurzył się, zapytał skąd jestem i zapytał czy McGyver na pewno nie był Polakiem (co do tego ostatniego nie jestem pewna, aż tak dobrze po hiszpańsku nie mówię ;))
    Cała historia zaczęła sie od lenistwa – nikomu nie chciało się kupić własnych, porządnych klapków – w końcu i tak nie chadzamy w nich na codzień. Teraz, nie zamieniłabym moich japonek na żadne inne. I chociaż człapię w tych butach jak ogr, czuję, ze podróż bez nich to już nie byłoby to samo. Już w czwartek lecę do Edynburga, nie mam pojęcia co ze sobą zabiorę – poza tą jedną rzeczą (no dobra, dwiema, tym razem nie zamierzam ich rozdzialać :)).

    I chociaż do moich klapeczków jestem bardzo przywiązana, niech nie zwiodą Was pozory: do innych części garderoby nie mam tyle szcześcia, więc bon na pewno by się u mnie nie zmarnował ;D

  19. Moją najbardziej sentymentalną rzeczą w szafie jest czarna piżama w różowe paski i z kokardką na kieszonce u bluzki. Ma też kaptur i różowy napis „love girls”. Kupił mi ją tato jak miałam 10 lat, czyli połowę mojego życia temu. Ta piżama była dość droga, ale bardzo mi się podobała mój tato nigdy mi niczego nie żałował. Piżama została, szkoda że mojego taty już nie ma…

  20. Sporo mam ubrań po babci i mamie, ciągle do nich wracam i noszę. Do tego masa rzeczy z lumpeksów posiadających swoje własne historie, których nie będzie dane mi poznać. Oczywiście oprócz tego w domu rodziców mam wielką szafę rzeczy „na lepsze (czyt. chudsze) czasy”, ale z większością z nich mogłabym się rozstać jeśli przyszłaby taka konieczność. Największym sentymentem darzę jednak pewną niepozorną, brązową, skórzaną torebkę na długim pasku. Pamiętam ją od zawsze. W starym mieszkaniu leżała w szufladzie mojej mamuśki. Dzisiaj wisi na honorowym miejscu w mojej szafie i często jest używana. Ma jakieś 30 lat, widać po niej ślad czasu, ale skóra tak pięknie się przecież starzeje. A najlepsze są w niej sprytnie ukryte hieroglify. Ściągi z łaciny ukryte między małymi kieszonkami – napisane bezpośrednio na skórze. Jeszcze z licealnych czasów mojej mamy.

    https://uploads.disquscdn.com/images/c01c769151ae0e09b9ee5c183d3f639c3aa4bfd00bb9005f5a40b2c98a0473b7.jpg

  21. Tę koszulę moja babcia wypatrzyła… na swojej siostrze i zaczęła się nią zachwycać. Ciocia nie wahając się ani chwili, podczas majowego grilla, zdjęła ją z siebie i dała siostrze. Babcia nosiła ją przez wiele lat, aż ja wypatrzyłam ją w jej szafie i zaczęłam się nią zachwycać. Szybko przeszła w moje ręce i gości od kilku lat w mojej szafie. Mam nadzieję, że i u mnie któreś młodsze pokolenie ją wypatrzy i będę mogła przekazać ją dalej. Ta koszula ma jakieś 40 lat, ale nadal jest w świetnym stanie, nie mówiąc o intensywności koloru. Prawdziwa perełka i choć nie chodzę w niej często, to i tak zajmuje szczególne miejsce w mojej garderobie. 🙂

    https://uploads.disquscdn.com/images/726640b417004bd5c33283423a9ca7f0594e884b2e91de2dbd345bd227691928.jpg

  22. Czytając teraz post na Twoim blogu w głowie miałam swoj ukochany sweter w paski. Niby nic specjalnego, dłuższy sweter czarno- niebieski… Kupiłam go kiedyś w jakiejś sieciowce, nie kosztował duzo bo wtedy na początku szkoły średniej nie zarabiałama na siebie samodzielnie, mialam jedynie kieszonkowe. Sweter się znudził, rzuciłam go w kat a ja wyjechałam do szkoły, układałam sobie swoje zycie a w domu rodzinnym bywałam rzadziej. Kiedyś zobaczyłam moja mamę w tym swetrze, ucieszyłam się ze ma drugie życie i ze skoro ona go lubi to niech jej się dobrze nosi. Ona wtedy powiedziała mi, że to jest jej ulubiony sweter bo przypomina jej mnie, i lubi go zakładać w zimne wieczory kiedy za mną tęskni. Kilka lat później moja mama zmarła, dużo chorowała i niestety przegrała walkę z chorobą. Musiałam zmierzyć się z ciężką sytuacja i załatwić mnóstwo formalności wiec spędziłam kilka nocy w swoim rodzinnym domu. Przesiedzialam kilka wieczorów w tym swetrze. Bo tak jak ona za mną kiedyś, ja wtedy tęskniłam za nią. Mam go do dziś w swoim domu w szafie. Nie jestem w stanie go wyrzucić, jest dla mnie bardzo ważny i czasem po prostu muszę go założyć.

  23. Dla mnie rzecz do której mam największe serce wisi w szafie. …mojej babci. Odkąd pamiętam każde odwiedziny u babuni prędzej czy później kończyły się pod ów szafą gdzie wisiała ONA! Najpiękniejsza najcudowniejsza zwiewna koronkowa bajkowa -wręcz mistyczna….suknia ślubna mojej mamy! 🙂 Za zgodą babci wyciagalam drzacymi rękami niemal z namaszczeniem kolejne warstwy koronek. I ten tren! Bajkowy! Przebieralam się w tą suknię przewiazujac paskiem talię żeby się jakoś suknia trzymała i ku uciesze połowy wsi i wszystkich sąsiadów paradowalam sobie w tej sukni po tarasie babcinym. Heh dzisiejsze Elzy mogły się wtedy przy mnie schować! Wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach a ja byłam w tamtych momentach najszczesliwsza małą dziewczynką na świecie! Gdy kilkanaście lat później szłam do ołtarza w mojej pięknej koronkowe sukni ślubnej w pamięci miałam obraz tej małej dziewczynki. A suknia ślubna mojej mamy wisi dalej i czeka aż dorośnie do niej moja malutka córeczka 🙂

  24. Jeśli chodzi o ubrania to nie jestem sentymentalna;często robię porządki w szafie, wrzucam zniszczone lub oddaje te jeszcze dobre ciuchy… Poza jedną sukienką.. Tą ze studniówki.. Właśnie minęło jej 10 lat..wymarzyłam sobie prawdziwa balowa sukienkę, taka do kostek z mnóstwem falbanek i tiulu pod spodem. Zobaczyłam ją na jednej z wystaw sklepowych, ale jej cena była poza moimi skromnymi możliwościami. I tutaj z pomocą przyszła moja kochana mama, która ze zdjęcia uszyla mi takie właśnie cudo: gorset bez pleców z czerwonej tafty, a na wierzchu czarna siateczka z tiulu,do tego spódnica do kostek z tych samych materiałów z mnóstwem falbanek pod spodem. Prawdziwa balowa suknia,którą wszyscy podziwiali oraz chwalili talent mojej mamy. Pomimo iż, już nie mieszczę się w gorset, nadal zajmuje honorowe miejsce w mojej szafie;-)

  25. Mam jedną taką rzecz – zwykły, gruby szary sweter. Niby nic, ale pamiętam jak wziąłem go cztery lata temu na pewien bardzo ważny spacer, z ówczesną wtedy moją dziewczyną. Zrobiło się zimno, więc mogłem go rycersko zaproponować lubej i przy okazji nabić sobie kilka punktów bonusowych. Chwilę później, było oberwanie chmury i oboje zmokliśmy do suchej nitki. Sweter też. Dziewczyna wzięła go do swojego domu, powiedziała, że go wysuszy, wypierze i wtedy mi odda. I tak zaczęła się wędrówka mojego swetra. Co mi go oddała, to do niej wracał (bo zimno, bo sama go wykradała, bo „taki milutki”) i z powrotem. W zeszłym roku nastał kres podróży mojego ciucha – Dziewczyna stała się Żoną i sweter leży w naszej wspólnej szafie, w naszym wspólnym domu.

  26. Ja również mam swoją zachowaną rzecz w szafie – otóż sweter mojej mamy. Po ciężkiej przegranej walce z nowotworem, pozostał mi po mojej ukochanej jej ulubiony sweter na guziki w wzorki. Pamiętam jak zawsze po domu przechadzała się w nim gdy tylko było jej chłodno. Teraz gdy coś mnie trapi, lub ciężko mi na sercu, wygrzebuje go i wtulam się w niego czując wciąż jej zapach, ciepło i obecność.

  27. Ja mam taką jedną rzecz, która tak de facto nie jest tylko rzeczą sentymentalną, a taką co przypomina mi o pochodzeniu mojej rodziny. Otóż jest to góralska chusta. Niby nic nadzwyczajnego a dla mnie znaczy tak wiele. To czarna chusta z uroczymi frędzelkami i czerwonymi kwiatami, którą otrzymałam od mojej prababci. Było to już dobrych kilka lat temu, a prababcia miała wtedy już 93 lata. Zmarła rok później, a owa chusta wciąż zajmuje ważne miejsce w mej szafie, ale przede wszystkim i w sercu. To ona nawiązuje do góralskich korzeni mojej mamy, która to urodziła się w wiosce pod Zakopanem, skąd z całym swym dobytkiem, zabrali ją jej rodzice, a moi dziadkowie. Kiedyś tereny te nie były tak popularne, a i uprawianie gospodarstwa było czymś trudnym, dlatego kiedy moja mama miała rok, przeprowadzili się dalej, na tereny nizinne, tu wybudowali dwa domy, stworzyli gospodarstwo, z krowami, świniami, i hektarami gruntów pod uprawy. Ta chusta jest dla mnie namiastką bycia góralką, bo gdzieś tam w głębi duszy czuję, że we mnie płynie ta gorąca, pełna temperamentu, góralska krew. Pozdrawiam, Paulina Terlecka

  28. Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam przyglądać się pewnej wystawie sklepowej, na której stały różowe baletki.
    Tańczyłam już wtedy w zespole dziecięcym i miałam swoje baletki, ale były czarne, tak jak większości pozostałych dziewczynek, a mi marzyły się te różowe.
    Dziadek odbierał mnie z zajęć tanecznych i zawsze pozwalał przystanąć w drodze powrotnej do domu przed tą witryną sklepową i marzyć o różowym cudeńku. Jakaż była moja radość, kiedy pewnego dnia weszłam z Dziadkiem do tego sklepu, a pani sprzedawczyni zdjęła z wystawy baletki i podała mi do przymierzenia. Pasowały jak ulał. Dziadek poprosił o ich zapakowanie, zapłacił i podał mi paczuszkę mówiąc: ”Kto pilnie ćwiczy i ma cierpliwość, temu spełniają się marzenia.” Baletki mam do tej pory, trzymam je z sentymentu…

  29. Hej! Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem delikatnym, ciepłym, żółtym sweterkiem. Dawno temu przygarnęła mnie urocza Pani o pięknych brązowych włosach i radosnym uśmiechu. Moja Pani ubierała mnie, dbała o mnie i prała w płatkach mydlanych. Ja w zamian obdarowywałem ją ciepłem. Moja Pani miała córeczkę. Drobną brunetkę o piwnych oczach. Kiedy pewnego sierpniowego popołudnia wyszliśmy na pierwszy wspólny spacer małej zrobiło się chłodno. Mama więc ściągnęła mnie i owinęła wokół tej małej kruszynki, ona wtuliła się we mnie. Po latach, gdy moja Pani odeszła, by nigdy już nie wrócić, stałem się symbolem matczynej miłości, czymś więcej niż zwykłym swetrem. Mała dziewczynka dorosła, lecz trzyma mnie nadal na pamiątkę i nieraz zakłada na siebie tylko po to, by przypomnieć sobie tamten letni spacer i uśmiech swojej mamy….

  30. W swojej szafie mam jedna rzecz do ktorej mam sentyment! 🙂 koszula nocna w ktorej urodziłam swoje dzieci…tak tak! Dwóch z moich trzech synów urodzilam w, tej samej koszuli! 🙂 przetrwala 6 lat różnicy to i polezy jeszcze troszke!!! 🙂 nie wyrzuce jej za nic…
    Oj juz tak sie nie krzyw 😉 jest wyprana,pachnąca bez plam i dziur haha!!! Pierwszego syna nie moglam w niej rodzić bo kazali szpitalne wdzianko ubrac…przy kolejnych porodach juz bylam madrzejsza i wiedzialam ze nie chce miec Tylka i piersi na wieszku i wyklocilam sie o porod w swojej koszuli …za to po porodzie pierworodnego po pierwszym prysznicu ubralam wlasnir ja!!!
    Sentyment ktorego chyba nie musze.tlumaczyc 🙂
    Pozdrawiam was cieplutko

  31. Jest w mojej szafie pewna torebka. Torebka po przejściach. Ma już zmarszczki i kurze łapki, otarcia i odciski. Ma plamy i łaty na podszewce. I jest piękna! Każda jej wada to moja historia. Pamiętam, że otarcie na spodzie powstało, gdy zsunęła się na ziemie podczas pierwszego pocałunku z moim przyszłym mężem. Jej upadek przerwał tą romantyczną chwilę, ale wywołał też uśmiech na twarzach. Od pierwszej randki opowiadałam mu, że tylko mi zdarzają się takie wpadki! Plama od podkładu powstała, gdy prawie zaspałam na pierwszy egzamin i malowałam się w tramwaju – trudno uwierzyć, że właśnie skończyłam studia! Ozdobny frędzel stracił kilka elementów, gdy utknął między deskami pomostu, na którym oświadczył się mój mąż – i znowu dowód, że mam pecha do wpadek 😉 Rączka naderwała się, gdy zamieniła się z mojej torebki w torebkę mamy-studentki. Notatki, kosmetyki, grzechotki i organizer na pieluchy? Miała prawo nie wytrzymać. A to tylko kilka blizn i cudnych chwil. Była ze mną na drinkach z przyjaciółkami, na niezliczonych filmach w kinie, na rozmowach o praktyki i staże. Dzisiaj dostała emeryturę w szafie. Nie mogłabym jej po prostu wyrzucić….. Ona ma duszę. To taki mój horkruks 😉

  32. Moja szafa jest uboga, z resztą jak większości facetów! Nie rajcują mnie zakupy, choć wiadomo, nastaje czas gdy wyniszczone ubrania pora wyrzucić i zastąpić je nowymi. Tak bywa na całym świecie. Jednak zapewnie każdy z Was , tak jak i ja , ma w swoje szafie choć jedną rzecz z którą ciężko byłoby się rozstać nawet gdyby rozpadała się już w dłoniach od starości i zużycia.

    I właśnie. Gdy byłem już prawie dorosły, było to kilka lat temu , babcia wydziergała mi na drutach sweter, w kolorze granatowym, z przodu z reniferem. Nie podobał mi się, ale ubrałem go na święta by nie sprawić jej przykrości. I tak co roku. Sweter nie był w moim typie, nawet za bardzo go nie lubiłem! Z babcią miałem bardzo dobry kontakt, uwielbiałem słuchać jej opowieści i dotrzymywać towarzystwa.. Gdy pojechałem z nią do lekarza, w święta, właśnie na ten sweter zwróciła uwagę jedna z pielęgniarek, lekko żartując. Dziś ? jest moją żoną! Babcia odeszła z tego świata, a sweter? Stał się moim ulubionym! Teraz? Nie wyobrażam sobie świąt i w ogole zimy bez noszenia go! I choć całe lato, wiosnę i jesień wisi w szafie, to spoglądam na niego każdego dnia z wielkim uśmiechem! Bo przypomina mi moją babcię ! Bo jest w nim „coś” co wywołuje sentyment i łezkę w oku! Widząc ten sweter czuję obecność babci która zawsze wspierała, rozweselała i mimo swego wieku zawssze dawała najlepsze porady. Była inna niż wszystkie babcie, bo wyjątkowa. I to dzięki niej poznałem miłość życia. Z tym swetrem? Nigdy się nie rozstanę! Nawet gdy sie już w niego nie zmieszczę, to w szafie zajmie honorowe miejsce. Pozdrawiam kochacwszystko@o2.pl

  33. Dawno dawno temu, kiedy moja mama była jeszcze nastolatką, uszyła sobie bluzkę z gaci swojej prababci. Tak tak z galotów, i to nie z dwóch, a z jednej nogawki. Ach cóż to musiały być za gacie. Aż trudno mi to sobie wyobrazić. Otóż owa bluzka była ulubioną mojej mamy. Miała ją na sobie na pierwszej randce z moim tatą. Później bluzka leżała i leżała, aż dorosłam ja i wygrzebałam ją z szafy mojej mamy. Hm, fajna bluzka. Przymierzyłam i … no cóż, za duża. A trzeba pamiętać, że to przecież kiedyś była nogawka gaci. A na mnie za duża. Ech… No cóż, wyciągnęłam maszynę i zrobiłam z bluzki spódnicę (a w zasadzie spódniczkę). Przerabianie ubrań mam widać we krwi po mamusi. Spódnica towarzyszyła mi w wielu momentach mojego życia (np. na egzaminie na prawo jazdy). Śmiem twierdzić, że to szczęśliwa spódnica, bo prawko zdane. A kiedy na jednym ze spotkań z moim chłopakiem opowiedziałam mu, że mam na sobie spódnicę uszytą z bluzki, która była uszyta z gaci mojej praprababci, stwierdził, że w ogóle tego po niej nie widać. A więc to właśnie jest historia mojej ukochanej spódnicy.

  34. Jest taka biała sukienka mini, klasyczny krój, dekolt w łódkę, materiał w wytłaczane kwiaty, typowa dla lat 70, troszkę luźna na mnie. Kiedy trafiam na nią w szafie obiecuję sobie że ją przerobię (wystarczy odrobinę) i w końcu założę, ale jakoś nie mam czasu, i tak sobie leży do następnego spotkania. Jest to sukienka ślubna mojej mamy, której niestety już nie ma przy mnie, ale sukienka pomimo lat nic nie straciła ani uroku ani jakości. Małe rzeczy potrafią natchnąć nas nadzieją i pozytywnym myśleniem na długo, zaledwie po krótkim spotkaniu.

  35. Czy ja mam setyment do ubrań? I tak i nie ;). Są rzeczy, z
    którymi nie mogę się rozstać nawet gdy już są niemodne i znoszone, ale są też
    takie ciuszki, których bez żalu pozbywam się po jednym wyjściu.

    Mam też jedną bluzkę, którą trzymam w szafie jak relikwię.
    To bluzka, w której moja mama „x” lat temu pozowała do swojego zdjęcia
    dowodowego. W tej bluzce ja także pozowałam do swojego pierwszego dowodowego
    zdjęcia (a były to czasy zielonych książeczek).

    Za każdym razem kiedy patrzę na obydwie fotki łezka kręci mi
    się w oku jakie jesteśmy do siebie z mamą podobne mimo 30 lat różnicy. I tak
    marzę sobie, że już za niedługo zestawię te nasze zdjęcia z trzecim portretem. Wierzę,
    że moja córcia przywdzieje TĘ nieśmiertelną błękitną bluzeczkę i dołączy do naszego
    grona silnych, niezależnych i troszeczkę sentymentalnych kobiet.

  36. Dzień dobry, mam na imię Marta. Przez ostatnie -naście lat chudłam i tyłam jak w kalejdoskopie 🙂 Raz 12 kg w przód, a raz w tył. W związku z dość znaczącymi wahaniami wagi, zmuszona byłam na bieżąco dopasowywać ubrania do „aktualnej” figury 🙂 W pierwszej kolejności zmieniałam przede wszystkim spodnie. Wiadomo: wprost proporcjonalnie do przybywających kilogramów, wprost proporcjonalnie rośnie tyłek i uda. W nadziei na lepsze (w tym wypadku chudsze!:) czasy chowałam na dnie szafy lub pozbywałam się kolejnych par, które okazywały się za małe.

    Jednak przez te wszystkie lata (co najmniej 12!) jako jedyne nietknięte pozostały czarne spodnie z RIVER ISLAND. Dla mnie osobisty fenomen- spodnie niezniszczalne i uniwersalne (nieważne czy tyłek gruby czy chudy:) Sekret tkwi w ich kroju i materiale: kiedy ważyłam 54 kg wyglądały na luźne, a kiedy 67 na obcisłe. Ot, cała filozofia, proste prawda? 🙂 Gumka w pasie gwarantowała z kolei dopasowywanie się raz do kaloryfera a raz do oponki na brzuchu.
    Poza tym, że to jedyny ciuch, który pozostał mi wierny bez względu na moją wagę, sentymentem darzę je jeszcze z innego powodu… Marka RIVER ISLAND te -naście lat temu kojarzyła mi się z trudno osiągalnym luksusem. Mimo, że odkupiłam je od kogoś innego (czyt. nie były nowe) traktowałam je jako absolutny skarb i czułam się dzięki nim jak światowej sławy 18- letnia fashion victim 🙂 To właśnie w nich poszłam na swój pierwszy w życiu „clubbing”. I mimo, że samej zabawy nie pamiętam (spokojnie- nie za sprawą alkoholu :), to doskonale pamiętam w co byłam ubrana. Moje spodnie na gumkę dodawały mi pewności siebie i dzięki nim czułam się taka „światowa”. Myśląc o tym dziś, śmieję się z samej siebie 🙂 Co za czasy 🙂 A „luksusowe” czarne spodnie wciąż leżą u mnie w szafie i chętnie je zakładam:)

    PS. obecnie są na mnie luźne, tj. panują chude czasy! 🙂

  37. Dzien dobry☺Mam na imie Ania.Czy ja mam sentyment do rzeczy?zapewne tak i nie…mam kilka takich ciuszkow ktorych zal mi sie ich pozbyc bo mi sie nadal bardzo podobaja a po ciazy nie ma szans zebym sie w nie zmiescila…chyba tak zostana w szafie az coreczka urosnie anoz moda wroci i beda sie jej podobaly….jak narazie maja swoje miejsce na dnie szafie..☺

  38. Kilka lat temu kupiłem spodnie. Zupełnie przypadkiem, przechadzając się z jednym z trójmiejskich centrów handlowych. Spodnie były w promocji, było tylko kilka ostatnich sztuk i akurat pasowały. Niby zwyczajne jeansy, które nie mogą być aż tak wygodne. A jednak. Przebyły już połowę świata i zestarzały się w dobrym stylu. Jeszcze wtedy nie były modne żadne dziury czy przebarwienia – jeansy musiały być klasyczne. Od noszenia i prania, trochę straciły swój kolor, poprzecierały się. Podążyły za trendami mody. W zeszłym roku w wakacje, materiał uległ zmęczeniu i… w spodniach, nad kolanem, pojawiła się dziura. Lekko szarpana i… może to dziwnie zabrzmi, ale – stylowa. Będą w Mediolanie, widziałem spodnie jak moje w cenie 80-100 EUR. Widziałem też spodnie z dziurami, przetarte za… 800 EUR. Te spodnie są moimi ulubionymi, bo mimo zmian wagi, przemijania – dostosowują się do mnie. Z pewnością jeszcze trochę je ponoszę, mimo, że już dobrych kilka par w tym samym czasie przenosiłem od nowości do wyrzucalności.

  39. Z zasady staram się nie przywiązywać do rzeczy, szczególnie do ubrań, posiadam jednak jedną rzecz, sukienkę, której nigdy w życiu nie wyrzucę ze swojej szafy… Pracowałam za barem, gdzie często pojawiał się ON, jednak ON mnie nie zauważał jak sądziłam…aż pewnego dnia po bardzo długim czasie zaprosił mnie na kawę, miałam zwyczaj odkładania napiwków, kupię za nie coś na czarną godzinę, ale to był ten moment, moment gdy kilkumiesięczne oszczędności zostały wydane na sukienkę w dopasowaną górą w biało-czarne paski i rozkloszowanym granatowym dołem, piękne, wyjątkowa, zjawiskowa wręcz…. towarzyszyła nam na pierwszej randce i towarzyszyć będzie do końca. To ubranie do którego mam największy sentyment i która pozostanie ze mną na zawsze…

  40. Ubranie, do którego mam niesamowity sentyment to spodenki, które mama kupiła mi, gdy miałam zaledwie roczek. Były w biało-różowe paseczki, wykonane z rozciągliwego materiału. W lecie często byłam w nie ubierana, bo były wygodne i lekkie. Nie zostały jednak wykonane z materiału niesamowitej jakości, gdyż strasznie się rozciągały, choć można też powiedzieć, iż rosły razem ze mną.. Nosiłam je przez wiele, wiele lat. Swoje ostatnie chwile przeżyły, gdy byłam już 9latką i na koloniach przysiadłam na pniu drzewa pokrytym żywicą. Spodenek nie udało się odratować, ale na pamiątkę wycięłam z nich kawałek materiału, który trzymam w moim pudełku z pamiątkami. Przypomina mi o pięknych, pierwszych latach mojego życia, wakacyjnych wyjazdach i życiu bez żadnych zmartwień.

  41. Nigdy w życiu nie nosiłam skór (zwłaszcza wężowych), nie miałam dodatków w kolorach żywszych niż szary, a moje torebki musiały (po prostu musiały) być rozmiaru małego nesesera, bo do większości kopertówek wchodził mi sam portfel. Do czasu. W moich rękach jest raczej od niedawna, ale za to w rodzinie… na niejednej imprezie ta torebka pewnie już była i gdyby mogła mówić (zatem może lepiej, że nie może?), to zapewne przytoczyłaby niejedną ciekawą historię. Sporo osób przechowuje apaszki, sweterki, niektórzy mają płaszcze z dożywociem – ja znalazłam kilka lat temu w babcinej szafie torebkę. Kopertówkę na długim pasku, sztywną, bordową, i jakkolwiek kiczowato by to nie zabrzmiało, w gustowny wzór wężowej skóry. Leżała w szafie od wieków, na eleganckich wyjściach towarzyszyła też siostrze mojej mamy. Ja ją tylko lekko odkurzyłam, wytrząsnęłam z kieszonek zaplątane kurzowe koty… i zaczęłam nosić dalej. Kto wie czego jeszcze będzie świadkiem 😉

  42. To prawda, że kobiety mają sentyment do ubrań, przynajmniej w moim przypadku sprawdza się to stuprocentowo. Myślałam, że łatwo będzie mi przypomnieć sobie o tej jednej, najważniejszej rzeczy wiszącej w mojej szafie, okazało się, że to nie jest jednak takie proste zadanie! I to nie dlatego, że nie mam takich ciuchów- wręcz przeciwnie- jest ich wiele. Najważniejszą z nich jest chyba szara bluzka z długim rękawem. Miałam ją na sobie podczas pierwszej randki z moim partnerem. Byliśmy wtedy na koncercie plenerowym i świetnie się bawiliśmy. Gdy wyszliśmy z tłumu,aby chwilę odpocząć i stanęliśmy przy bungee, on po raz pierwszy mnie pocałował. Byłam bardzo przejęta i nie zauważyłam nawet kiedy podbiegla do nas dziewczyna z pędzlem i zieloną farbą. Namalowala nam ślaczki na szyjach i z uśmiechem pognała dalej. Śmiałam się z tej sytuacji, bo nie do końca wiedziałam o co chodziło, dopóki nie zauważyłam, że moja koszulka też została pomalowana. W domu okazało się, że farba jest bardzo odporna na pranie. Dziś, po pięciu latach od tego wydarzenia nadal mam tę koszulkę, choć mogę nosić ją jedynie w domu. Zielone kropki wciąż przypominają mi o tamtym wieczorze i początku mojego związku. Nie wyrzucę tej bluzki nigdy! 🙂

  43. Nie ukrywam! Jestem sentymentalna i z każdą rzeczą i osobą ciężko mi się rozstać, bez względu na warunki i okoliczności jakie między nami były ! I właśnie ! Mam bluzkę która była „kością niezgody” między mną a siostrą! Bluzka piękna, czarująca i kobieca. Był to prezent do ciotki z ameryki, i jednocześnie ją zauważyłyśmy. I bach! Pokłóciłyśmy się! Nie odzywałyśmy się przeszło miesiąc (najdłużej jak dotąd). I właśnie. Po interwencji trzeciej siostry doszłyśmy do porozumienia. Bluzką dzieliłyśmy się po miesiącu. Wszystko było ok, rok czasu a my byłyśmy szczęśliwymi posiadaczkami tej bluzki. Zaszłam w ciąże. Bluzka idealnie na mnie pasowała nawet z brzuchem co wywołało w nas szok. Jako, że siostra widziała, jak lubię tą bluzkę , powiedziała że już pora skończyć naszą ugodę i że bluzka może zostać w moim posiadaniu. Bluzka jest niesamowita. Ubieram ją ciągle. Pasuje do wszystkiego, począwszy od spodni po spódnice. Jest boska.

    Ilekroć ją zakładam przypominam sobie „gest” siostry której jestem wdzięczna. Nie wyobrażam sobie tygodnia w ciąży bez tej bluzki. Ona? Przyniosła mi szczęście! Ma w sobie to „coś”, co sprawia, że łezka kręci się w oku. Ta bluzka tyle przeżyła,tyle niesamowitych przygór zarówno ze mna jak i siostrą , że na jej historię brakło by książki . Obecnie? Nie mieszczę się już w większość rzeczy, jednak ta bluzka nadal pasuje! Czary? Być może ! Jestem oczarowana jej wygodą, wyglądem i doskonałym dopasowaniem. Jej obecność na moim ciele potrafi zniwelować mdłości i złe samopoczucie! Jest po prostu „mi pisana”. Nie wyobrażam sobie życ bez niej. Zawsze leży w szafie, i sama świadomość, że jest jest dla mnie motywująca i zaskakująca . Pozdrawiam, edyta5@amorki.pl

  44. Raz na pół roku szafę opróżniam ze zbędnych rzeczy
    Nikt u mnie w domu po nich nie beczy
    Sentymentalna jestem czasami
    Lecz prawdę mówiąc tak między nami
    Nie wiele w mej szafie ciuchów znajdziecie
    Mam dwie półki pełne – najzwyczajniej w świecie
    Jedna tylko rzecz z sentymentem się ostała
    To moja szatka chrzcielna – choć już nie jest biała
    Może jeśli bon z Zalando trafi w moje ręce
    To zawieszę oko na jakiejś sukience
    I wtedy już w swojej szafie na pewno będę miała
    Coś co z sentymentem będę wspominała
    Będę wtedy mówić: w konkursie udział wzięłam
    I dzięki Areczkowej Mamie – celu swego dopięłam.

  45. Witam. Ja jestem typowym zbieraczem, mam 20 lat a w mojej szafie widnieją rzeczy nawet z podstawówki 🙂 Rzeczą do której mam największy sentyment jest spódniczka z ktorą mam wiele wspomnień, pamiętam jak przez kilka tygodni błagałam mame zeby mi ją kupiła, gdy nadszedł ten magiczny moment i w końcu mi ją kupiła to chodziłam w niej non stop, nie było dnia żebym jej nie założyła, wycieczki ze znajomymi, nasze zabawy w podchody, beztroskie zycie, a ona zawsze była ze mną… Teraz moge tylko sobie na nią popatrzeć i powspominać jak kiedyś było fajnie, zabawy na dworze do samego wieczoru,a teraz wszystko toczy w domu przed komputerem, te czasy nigdy nie wrócą ale zawsze będą w naszej głowie. Niby takie nic a tak cieszy :))

  46. Ubranie, do którego mam sentyment po dzień dzisiejszy to moje ukochane sprane, podarte jeansy. Kupiłam je kilka lat temu, właściwie to wraz z przyjaciółką kupiłyśmy te same. Może to wydawać się zabawne, ale uważam, że przynosiły mi szczęście :)) Gdzie w nich nie poszłam, tam zawsze coś mi się udawało. Również w nich poszłam na swoją maturę, mimo, że to może wydawać się nieeleganckie, ale czułam, że bez nich nie dam rady. Tak się do nich przywiązałam, że pomimo dziur i przetarć po dzisiaj mam je w szafie. Zawsze przypominają mi o trwałości przyjaźni, dlatego nie mogę się ich pozbyć. Pomimo, że z przyjaciółką nie widzimy sie już często (spora odległość), to planujemy kiedyś wcisnąć się w nasze stare jeansy i przyjść tak na nasze spotkanie :)) Mimo, że nie wygladają idealnie, to dziury jednak nadal są w modzie hihi.

  47. Moje pierwsze Nike kosztowały zawrotną sumę ponad 900 złotych, limitowana edycja prosto z USA. Wydałam na nie wszystkie oszczędności życia, zbierane grosz do grosza. Dziś mimo, że to było ponad 8 lat temu sportowe buty mają honorowe miejsce w mojej szafce. Nadal wyglądają świetnie, chętnie je nosze, ale dbam o nie jak o największy skarb. Nie chodzi tu o wydanie zawrotnej sumy pieniędzy, ale o sentyment. Oszczędzałam na nie sama, czekam z niecierpliwością na paczkę ponad miesiąc. To moje wymarzone ukochane buty od nich zaczęła się moja przygoda z kolekcjonowaniem sportowego obuwia. Dzięki wygranej do mej kolekcji trafi nowa para butów oczywiście od Nike. Sentyment do tej marki mi pozostał.

  48. No to słuchajcie… Kupiłam sobie kiedyś piękną bawełnianą sukienkę w zieloną kratkę. Mam rude włosy, zielony to mój ulubiony kolor, a więc nie tylko świetnie się nosiła w zimowe dni, ale też rewelacyjnie w niej wyglądałam. Kupiłam ją na 1 roku studiów, na wyprzedaży, za jakieś śmieszne pieniądze, a na ciuchy raczej staram się nie wydawać niebotycznych kwot. No i cieszy to człowieka: tyle komplementów „jak ładnie wyglądasz”, „jak ci dobrze w tym kolorze”, „cudowna kiecuszka”, a Ty myślisz: Boszzzz, laska jak z żurnala, a kiecka za grosze! No ekstra sprawa.
    Do czasu.
    Przyszedł czas, że na studia poszła moja młodsza siostra i zamieszkałyśmy razem. Fajnie. Wspólna lodówka, swoboda, luz. Do czasu jej pierwszego prania na naszym mieszkaniu. Pal licho, że wyprała dżinsy z moją sukienką. Najgorsze było to, że podczas ustawiania temperatury OMSKNĘŁA jej się ręka i zamiast zalecanych 40 stopni, ciuchy wyprały się w 80!!! Możecie sobie wyobrazić moją minę, gdy sięgnęłam po moją sukienkę na suszarkę. Już nie była sukienką. Stała się ledwie koszulą, z rękawkami do łokcia… Myślałam, że się popłaczę.
    I tak teraz ją noszę – jako koszul(k)ę, oczywiście rozpiętą, bo już nie dopinam się w biuście (i zawsze muszę coś pod nią mieć), z rozpiętymi guzikami przy rękawie – bo inaczej nie przejdą mi przez łokieć.
    To już nie to samo, ale – no wiecie – ten sentyment 😉

  49. Do najbardziej sentymentalnej rzeczy z moje szafy należy świąteczny sweter z reniferem. Dwa lata temu spędzałam pierwsze święta z moim ukochanym. Dostałam od niego pięknie zapakowane pudełko niespodziewajac się co może być w środku. Gdy otworzyłam pudełko byłam w lekkim szoku gdyż dostrzegłam gruby czerwony świąteczny sweter z reniferem o duzym czerwonym nosie. Widząc jego szczęście od razu postanowiłam go przymierzyć. Całej rodzinie i co najważniejsze mojemu chłopakowi się podobało. Ja też się do niego przekonałam. Od tamtych świąt mój przyjaciel renifer jest ze mną przy każdych świętach i sprawia wielką radość już mojemu narzeczonemu ze sprawił mi tak cudowny prezent.

  50. Nie jestem typem „zbieracza” … kiedy coś mi się znudzi, albo przestanę tego używać, po prostu oddaję to dalej. Cenię sobie minimalizm w tym co mnie otacza. Natomiast jest w mojej szafie jedna rzecz, którą mam odkąd skończyłam 5 lat (a mam już 22). Jest to ulubiona muszka mojego dziadka, którą dostałam tuż przed jego śmiercią. Niestety nie mam z nim wielu wspomnień, chociaż doskonale pamiętam jak byłam w nim wprost zakochana. Dlatego też ta muszka była dla mnie swoistą „świętością”. Zaczęłam ją nosić dopiero 3 lata temu i zakochałam się jeszcze bardziej. Ubieram ja do eleganckiej białej koszuli i kapelusza, albo do luźnej koszuli we wzory i miękkiego swetra. I nie wiem jak to działa, ale za każdym razem czuję się jakby moja pewność siebie wzrastała o 100%.
    Wiec tak … nie wyobrażam sobie swojej garderoby bez tej małej, czarnej muszki. 🙂

  51. Dla mnie sentymentalna rzeczą z szafy jest bluza. Która pomimo swoich 8-9lat jest nadal w dobrym stanie i nadal może się podobać. Kupiłem ją w sklepie przy rynku, który już nie istnieje. Dostałem wtedy pierwszą swoją kartę stałego klienta, byłem taki dumny. Jak na ucznia liceum koszt ponad 200zł tyle lat temu było dość sporo za całe zakupy zapłaciłem jeszcze więcej. Jednak było warto, ciągle ją czasem wkładam. I mimo tylu lat ktoś mógłby mieć problem zgadnąć ile ma ona lat.

  52. Każda kobieta ma w swojej szafie tak zwaną „małą czarną” ja też mam, ale nie małą a długą,piękną, czarną suknie z rozcięciem. Należała ona do mojej mamy, ale ona przy wiosennych porządkach w szafie stwierdziła,że już nigdzie w niej nie pójdzie, więc należy się jej pozbyć.Oczywiście nie mogłam na to pozwolić,więc stwierdziłam,że trochę ją skrócę (tak do kolan,aby pozbyć się rozcięcia) i będzie idealna dla mnie.Bo przecież mała czarna zawsze jest potrzebna. Zabrałam ją do swojej szafy jakieś 6 lata temu i za każdym razem gdy planuję coś z nią zrobić to stwierdzam,że nie mogę! Jest to suknia mojej mamy, która była z nią na niejednym przyjęciu czy ważnej uroczystości, więc nie mogę jej zmieniać, ani wyrzucić. Czy jest to sentyment ? Tak! Jest to sentyment do szczęśliwych chwil. Jest to sukienka, w której mam nadzieję przeżyję tak jak moja mama niesamowite chwile w moim życiu i będę je miło wspominać tak jak ona,kiedy przychodzi do mnie i widząc wiszącą czarną suknie w mojej szafie dziękuję mi,że nie pozwoliłam jej,aby ta suknia zniknęła z naszego domu. Uważam,że rzeczy sentymentalne to rzeczy z duszą, ze wspomnieniami które opowiadają historie przeżyte przez nas.

  53. https://uploads.disquscdn.com/images/b84fa7e831fe94d16ba8be143ca1f30c7bb4c8a02a5f187e3210523ff5257aa6.jpg

    Przedstawiam Wam rzecz, która ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną i przenigdy się jej nie pozbędę ! To sweter, który babcia zrobiła mi na drutach kilkanaście lat temu. Ktoś może powiedzieć, że taki sweter to obciach i pożywka dla moli, ale dla mnie to prawdziwy skarb i unikat. Dlaczego? Bo wiem ile pracy i serca włożyła w niego ukochana dla mnie osoba. Czegoś takiego nie da się kupić.
    Pozdrawiam ciepło !

  54. A ja się nie będę rozpisywać. Najbardziej sentymentalną rzeczą jaką posiadam w mojej szafie jest bezrękawnik mojego ukochanego Pradziadka. Nigdy go nie wyrzucę, tak jak zawsze Pradziadek będzie w mojej pamięci.

  55. W roku 1984 kupiłem brązowe pionierki. Zdobycie ich to już był pierwszy szczyt, jaki miałem do pokonania. Kilka dni później pojechałem w nich w Bieszczady, trochę ryzykowna decyzja jechać w nowych butach w góry, ale na szczęście nic się nie działo, spisały się świetnie. I tak pierwszy chrzest bojowy przeszły na trasie Ustrzyki – Komańcza. Potem kolejne wyprawy w Beskidy, Tatry, Sudety. I tak mijały kolejne lata, w zeszłym roku byłe w nich w Górach Dynarskich. Z czego wynika ich żywotność, zapewne z tego, że są używane tylko podczas wypraw, nigdy nie chodzę w nich po mieście lub na spacery. Jestem tak do nich przywiązany, że nie wyobrażam końca naszych wspólnych wypraw.

  56. Jest taka jedna rzecz w mojej szafie do której mam sentyment. To koszula w kratę, jeszcze z czasów licealnych, a więc dawne dzieje. To właśnie ja założyłam na pierwsza randkę z moim mężem. Jest już stara i podniszczona, ale mam ja nadal bo szkoda mi sie jej pozbyć. Przypomina mi stare, dobre czasy. Czasem warto trzymać w szafie takie „niepotrzebne” rzeczy by czasem przypomnieć sobie zamierzchłe dzieje. https://uploads.disquscdn.com/images/cfdaf07906a18b5b11caec761466b45175ef731cf3a3c90edef2ad67803f13f1.jpg

  57. Jestem osobą rodzinną a co za tym idzie bardzo sentymentalną więc w mojej szafie jest wiele ubrań z którymi nie łatwo mi się rozstać, zwłaszcza po urodzeniu dziecka. Jednak jedną najbardziej sentymentalną rzeczą jaką trzymam w swojej szafie jest suknia ślubna, którą sfinansowała mi moja mama. Niestety chorowała i zmarła przed ślubem. Traktuję tą suknie jako prezent ślubny od mojej mamy dlatego nigdy jej nie sprzedam i z sentymentem trzymam w szafie.

  58. Z pewnością jak każdy, posiadam rzeczy, o które dbam z wielką starannością i troszczę się o nie bardziej niż o inne. Są to rzeczy, które mają dla mnie znaczenie sentymentalne. Jedną z nich jest apaszka, którą dostałam od swojej prababci. Przywiozła ją z dalekiego kraju, bo aż z Japonii, około 70 lat temu. To właśnie na tamtejszym bazarku babcia otrzymała ją od swojego męża. Bardzo długo ją nosiła, aż w końcu przekazała ją swojej córce, czyli mojej babci, następnie ta mojej mamie. Dziś to ja mam ten zaszczyt, być w posiadaniu tej pięknej apaszki z bogatą historią. Jej uniwersalny i ponadczasowy krój sprawia, że mimo upływu lat nadal jest piękna i chętnie przeze mnie noszona w jesienne chłodne dni. W mojej szafie to właśnie ona zajmuje honorowe miejsce.

  59. Sentymentalnych ubrań nigdy nie miałem, ale była taka szafa, najtańsza z Ikea, miałem do niej sentyment, była ze mną przez 6 przeprowadzek, aż dziwne ze wytrzymała, może stąd ten sentyment do niej

  60. Taką rzeczą u mnie w szafie jest wełniany sweter z golfem, cieplutki, gruby splot. Dostałam go kiedyś od mamy,mimo tego,że z niego wyrosłam to nadal jest w mojej szafie i grzeje miejsce dla mojej córki,która kiedyś będzie jego właścicielką.

  61. https://uploads.disquscdn.com/images/51abfc247c5fa733da40b49c545076f909738d52da0bda3d1b373d24653c55c2.jpg Oooo, zdecydowanie wiem, do którego elementu mojej (naszej) garderoby mam sentyment! Tak naprawdę, był to element garderoby mojego (obecnego) męża…. kiedy poznaliśmy się 9 lat temu i chodziliśmy na pierwsze wieczorne spacery, mój M mnie w tej bluzie przytulił po raz pierwszy. Później, kiedy byliśmy (już jako zalążek pary) na pierwszych wspólnych wakacjach we Władysławowie na polu namiotowym, miał ją na sobie i przytulał mnie już zdecydowanie częściej… 😀 Kiedy w następne wakacje byliśmy w górach (na majówkę) i okazało się, że spadło mnóstwo śniegu (tak, to ta pamiętna wiosna ze śniegiem po pas w górach) dał mi tę bluzę na szczycie, żeby mi nie było zimno, a On schodził w cienkiej kurteczce, nabawiając się tym samym zapalenia płuc! Jest to więc bluza, przy której pomocy, na każdym kroku mówił mi „kocham cię”. Dlatego kiedy podczas przeprowadzki do naszego małżeńskiego mieszkanka chciał ją wyrzucić (bo zniszczona), nie pozwoliłam Mu na to! Dzięki temu mam najwygodniejszą i najmilszą mojemu sercu bluzę i urozmaicam nią stylówki domowe!

  62. Mam 23 lata i trzymam w swojej szafie mój kocyk na którym leżałam jak byłam malutka, mam bardzo duży sentyment do niego i dlatego gdy za miesiąc urodzi się mój synek też będzie na nim leżał 😉

  63. Wyswiechtana bluzka ala worek ktora okrywa mnie wokolo. Inni mowia wyrzuc po co Tobie ten wlok. Ale ja czuje sie w niej tak jakby mnie mama obejmowala i za ktora tesknie. Sama jestem mama. Mam trojke dzieci z autyzmem i ta bluza jest dla mnie genesis psychicznym pomaga mi sie zrelaksowac i lepiej znosic zyciowy KOP.

  64. Mam bluzę, którą kupiła mi moja ciocia- ma ona dziś 20 lat i nadal jest dobra dla mnie. Była kiedyś bardzo szeroka dla mnie- dziś jest dobra. I zawsze przypomina mi wakacje nad morzem- kąpiel w morzy, zbieranie bursztynów i łapanie motyli – wtedy ciocia mi ją kupiła na moje urodzinki 9.

  65. Moim sentymentalnym ubraniem jest sukienka ślubna mamy. Jest na mnie dużo za duża i nigdy jej nie założę, ale nie jestem w stanie jej wyrzucić.
    Uszyła ją sama w nocy przed ślubem – takie były czasy, nagie haki, nic w sklepach 🙂

  66. Buty letnie na paseczki z koralikami ,czerwone .Nie ma sklepu a buciki są .Potrzebują troszkę wazeliny aby zmiękczyć skórę i gotowe do chodzenia.

  67. Najbardziej sentymentalną rzeczą jaką mam w swojej szafie jest czapka zimowa, którą dostałam kiedyś w prezencie od mamy – wełniana przeplatana srebrną nitką. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt iż zdarzyła mi się w niej pewna wtopa. W dniu kiedy ją dostałam moja siostra, której to bardzo się ona spodobała postanowiła ją pożyczyć aby jej teściowa zrobiła jej podobną. Gdy mi ją oddawała założyłam ją jakby nigdy nic i poszłam w niej do kościoła. Kiedy tam byłam ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. Po powrocie do domu ściągając ową czapkę z głowy zauważyłam, że dalej przy pomponie wiszą metki. Aż dziwię się, że tego nie zauważyłam. No cóż wpadki zdarzają się nawet najlepszym 😀 😀 ale przynajmniej od tamtej pory uważnie oglądam, rzeczy które mam założyć aby uniknąć podobnej wpadki. A dzięki temu zdarzeniu ta czapka zajmuje szczególne miejsce w mojej szafie. 🙂

  68. Pamiętam czasy jak ciocia, która mieszka w USA przysyłała nam paczki z ubraniami. Dumnie nosiłam każde z nich, bo w końcu to z Ameryki ? Jak na tamte czasy to był przecież szpan ? Pewnego razu w paczce od cioci znalazłam piękną, tiulową, granatową spódniczkę. To była miłość od pierwszego wejrzenia ? Była tak uniwersalna, że pasowała do wszystkiego. Przez parę lat była moim nieodłącznym elementem stylizacji, lecz później jakimś cudem niestety odeszła w zapomnienie. Ale czytając Twój post o sentymentalnych ubraniach, pierwsza na myśl przyszła mi właśnie moja ukochana spódniczka. Po długich poszukiwaniach odnalazłam ją w szafie i już planuję stylizacje właśnie z tą piękną spódnicą ?

  69. Na dnie szafy leży sobie samotnie pewna dama. Jest brązowa i życiem okiełznana. Wiele kilometrów przebyła, wiele zobaczyła ale jest cudowna i bardzo przeze mnie uwielbiana.
    Mowa o torebce, z prawdziwego zamszu, którą z przypadku w Holandii niemalże 10 lat temu nabyłam. Potrzebowałam pakowanej, porządnej, mocnej torby zakładanej przez ramię, która codziennie będzie przemierzała ze mną rowerowe ścieżki do pracy i spowrotem, w którą zmieści się m.in. moje drugie śniadanie. Szczerze mówiąc to nie bardzo mi się spodobała. Była taka sobie, nie za duża ani nie za mała, i tylko z racji swego wzrostu do niej ma ręka sięgała. Zakupiłam więc ją ale bardzo szybko pokochałam. Okazała się bardzo solidna, wygodna, no nigdy takiej torebko-przyjaciółki nie miałam. Potem wróciła ze mną do kraju. Zabierałam ją wszędzie, na spacer, do pracy, na wycieczki, do kina, na zakupy a nawet do raju. Dzięki niej zakochałam się w brązie, w którym przez lata czułam się pewnie, pięknie i kobieco. Pokochałam skórzane kurtki i z tą torebką oraz jeansami łączyłam je śmiało. Nie straszny był jej śnieg, wiatr a nawet deszcz a pomimo kolejnych lat, upływającego czasu non stop wyglądała dobrze, prawie jak za dawnych czasów. Była ze mną w wielu miejscach na świecie. Była na pierwszej randce, była przy mnie podczas radości i smutków. W niej nosiłam swoje słabości i z nią chodziłam na tańce. I teraz widzę jak pomału się starzeje, jak blaknie brąz, jak wyciera się zamsz pomimo, że suwak nadal perfekcyjnie pracuje. No dobra, przyznaję już przestaje być moim przyjacielem. Poszukiwałam takiej samej lub podobnej nawet. Przeszukałam wiele sklepów, aukcji i nie ma drugiej takiej. Wyrzucić nie potrafię jej ze swojego życia. To ona zapoczątkowała moją dorosłość, mój styl i samodzielność. Wprowadziła powiew w smutki mego życia. Stała się swego rodzaju symbolem i ciężko mi znaleźć godnego zamiennika.

  70. Sentymentalną rzeczą z mojej szafy jest pasek do spodni, ponieważ jest on dla mnie motywacją. Nosiłam go 25 kg temu, przed zmianą swojego stylu życia, aktualnie nadal go noszę i co jakiś czas robię w nim nowe dziurki :). Zawsze gdy go zakładam uśmiecham się sama do siebie, widzę ile udało mi się osiągnąć. Chodź jest już podniszczony to nadal będę go nosić, żeby pamiętać o tym co było i po to aby była to dla mnie motywacja w chwilach zwątpienia:)

  71. Dłuższą chwilę zastanawiałam się nad sentymentalną rzeczą do opisania, gdy nagle dotarło do mnie, że przecież mam ją na sobie! Jest to bluza, która pierwotnie należała do mojej Mamy. Od samego początku spoglądałam na nią, wiszącą na wieszaku w przedpokoju, z ogromnym zainteresowaniem: kaptur z futerkiem, który z powodzeniem może zastąpić czapkę, stonowany kolor i miękkość materiału przemawiały do mnie z ogromną siłą. Początkowo tylko „pożyczałam” ją sobie od czasu do czasu, wychodząc w jesienne wieczory na spacery z koleżanką czy idąc do osiedlowego sklepiku; wiem, że moja Mama bardzo przywiązuje się do ubrań (mamy to w genach), więc starałam się jej ich nie podkradać, by nie utrudniać nikomu życia. Gdy wskutek tragicznych wydarzeń trafiłam do szpitala na dłuższy okres czasu, Mama zostawiła mi właśnie tę bluzę i za każdym razem, gdy ją zakładałam, czułam się bezpieczniej. Zupełnie, jakby kryła się w niej mała, nieuchwytna cząstka Domu – ta, którą nosi się w sercu, gdy coś nam o nim przypomina. Chodziłam w niej prawie codziennie; każdego dnia na przekór zrządzeniom losu dodawała mi otuchy i siły, by przejść przez najtrudniejsze chwile. Wtedy odkryłam prawdziwe znaczenie słowa: „sentyment”, gdy wtulałam się w ten ciemnoszary kawałek materiału i przepływały przeze mnie najczulsze odcienie uśmiechu i ciepłej wdzięczności. W niej spędziłam również pierwszy dzień poza szpitalem! Jestem do tej bluzy ogromnie przywiązana: podczas przeprowadzki nie spuszczałam jej z oka i była to pierwsza rzecz, jaką dumnie powiesiłam w nowej szafie! Mimo, że jest na mnie o kilka rozmiarów za duża, do tej pory narzucam ją na swoje ramiona w dni, kiedy wstaję w szarym, jesiennym nastroju. Jak dziś. Jest magiczna, gdyż doskonale komponuje się z każdą kreacją!

  72. Jeansowa katana, ale nie taka zwykła a ponadczasowa, nieśmiertelna, moja ukochana denimowa przyjaciółka. Była ze mną zawsze wtedy kiedy działo sie cos ważnego, w niej spędziłam wspaniale lata liceum, chodziłam na imprezy i świętowałam wiele 18-stek, z nią poznałam mojego ówczesnego męża, z nią bawiłam sie na moim wieczorze panieńskim. Przechodziła ze mną pierwszą ciążę, i po niej ładnie tuszowała moje boczki, byla ze mną w górach i nad wodą, chodziła ze mną do pracy. Przy drugiej ciąży też mnie nie opuściła i mimo ze juz mnie nie objęła to dodawała uroku jako narzutka. Po ciąży dalej dotrzymywała mi kroku i na sportowo i elegancko, i na co dzień i od święta, na zakupach, spacerze, w odwiedzinach u znajomych i wycieczkach. Ostatnie wakacje spędziliśmy w Hiszpanii a kolejne wczasy planujemy we Włoszech. Moja katana nieśmiertelna i po tylu latach nadal modna. Znajome sie śmieją ze po 10 latach powinnam ja w końcu odstawić na emeryturę ale obiecaliśmy sobie byc razem póki szwy sie nie rozejdą ?
    Mimo tylu lat nadal jest w świetnym stanie moze nieco wyblakła materiał trochę sie starł ale jest nieodłączną częścią mnie. Pasuje do wszystkiego i to taka moja deska ratunkowa przy każdej stylizacji, i przy każdym stroju wygląda inaczej ale zawsze świetnie!!

  73. Okropna, rościągnieta wielkości namiotu bluza pierwotnie należąca do mojej mamy. Możemy nienawidzić w niej wszystkiego: począwszy od koloru zgniłej śliwki, kończąc na szeregu mini dziurek ciągnących się wzdłuż zamka. Ale jest w niej coś wyjątkowego: zapach. Subtelny, słodki ale nie przytłaczający zapach mojej mamy.
    Chyba nie ma na tym świecie żadnej rzeczy która nie przypomina na myśl tak domu
    Kocham, kocham, kocham!

  74. Moja siostra o 5 lat starsza ode mnie w 2003 roku miała swoją 18setkę, na której miała piękna jeansowa jasna kurteczke z przedarciami, po 2-3 latach przestała w niej chodzić a ja jak zwykle dostałam ja w spadku po niej 🙂 ale nie żałuję, bo do tej pory zakładam ta kurteczke i bardzo dobrze się w niej czuje, była ze mną w wielu miejscach, na wielu koncertach. Do tego jest bardzo na czasie i raczej takie kurteczki nie wyjdą z mody 🙂 dodam do tego że moja siostra wyglądała w niej zjawisko i ja cały czas mam jej widok w swojej pamięci ?

  75. Dawno temu był zwyczaj jeżdżenia na tzw. letnisko. Mieliśmy tam od lat te same pokoje, z szafami wielkości obecnej kawalerki. Będąc nastolatką postanowiłam zrobić w jednej z tych szaf miejsce na moje rzeczy – weszłam wtedy w ten wiek, że na wakacjach przestawał wystarczać mi dres i jeansy. Powyciągałam dużo bistorowych okropieństw, a wśród nich dziwną sukienkę z lekko błękitnego aksamitu. Była jakaś taka nieforemna i miejscami wypłowiała, ale poczułam do niej dziwny sentyment. Kiedy dokonywałam oględzin sukienki, weszła moja kuzynka i powiedziała: „O znalazłaś ciążową sukienkę mamy. Ale wtedy była dziwaczna moda.” Nie miałam serca jej wyrzucić – w sumie była to też i moja sukienka. Pocięłyśmy ją na równe, małe kwadraty i połączyłyśmy z innymi nadającymi się do użytku materiałami. Kuzynka wyprodukowała z nich serię patchworkowych poszew na poduszki, która mam do dziś.

  76. Moją najbardziej sentymentalną rzeczą z szafy jest parka wiosenno-jesienna koloru zielonego. Kupiona była przez mojego przyszłego męża w prezencie na Walentynki ( A co:) nawet kurtkę można dostać na Walentynki, poduszka w kształcie serduszka przeszła już dawno do lamusa):)
    Gdybym tylko wiedziała ze owa niepozorna parka będzie kurtką uuniwersalną nawet na czas późnej ciąży 🙂 Gdy ją dostałam nie wiedziałam jeszcze, ze w moim brzuszku siedzi już mała fasolka:)
    Kurtka ma świetną regulację w pasie co spowodowało, ze nawet gdy byłam „małym wielorybem” kurtka zapinała się na moim wielkim brzuchu:) Kurtka była idealna również na czas po ciąży, gdyż maskowała niezgrabny brzuszek pociazowy:) Kurtka-parka, kupiona na Walentynki towarzyszy mi do dziś, nawet po 2 ciazach:) Noszę ją z wielką radością, pamiętając jak moje ciało się zmieniało w przeciągu 4 lat:) Tylko sznurek w pasie został zwerzany i poszerzany:) A owe fasolki, na których kiedyś opinała się kurtka biegają teraz wokół mniej i czasem brudzą moją najbardziej ulubioną kurtkę 🙂

    Ps. Już wtedy mąż chyba miał przeczucie, że mnóstwo kieszeni w kurtce to świetna sprawa:) a przy dzieciach to duże ułatwienie:)

  77. Świetny post 🙂 ciesze się, że trafiłam na tego bloga. Co do mojej szafy, to sentymentem bedą na pewno moje zniszczone już do granic glany i skórzana kurtka więc nie wiem które wybrać haha. Opisze butki. Moje pierwsze glany kupiłam razem z ciocią (moja zastępcza mama) kiedy byłam w 6 klasie podstawówki. Pamiętam zeszłyśmy wtedy do piwnicy gdzie znajdował się „undergroundowy” sklep z bardzo charyzmatycznym panem. Ciocie przekonałam między innymi ich wytrzymałością (szyta skóra) i wieloletniością, co zresztą się sprawdziło. W tym samym czasie moja najlepsza przyjaciółka też jedne sobie kupiła. Bardzo wyróżniające się wtedy buty towarzyszyły mi przez cały okres szkolny. Przechodziłam w nich całe gimnazjum, dodawały mi odwagi na egzaminach, na randkach i w czasie samotnych spacerów w nieciekawych dzielnicach. Potem całe liceum i studia. Haha, okresu studiów nie wytrzymały mimo, że pieczołowicie o nie dbałam. Skóra wyrobiła się i zaczęły świecić dziurami na wylot także w zimie bywało cięzko. Wspominam dobrze, kiedy chodziłam po szewcach w Szczecinie i nikt nie chciał się zgodzic oprócz jednego. Przyszył łaty i zepsuł sobie maszynę do szycia za co bardzo mi było przykro i jest mi w sumie do dziś bo zapłaciłam wtedy grosze. Dziś stoją w szafie w rodzinnym domu ale przy okazji znajduje je i patrze na lata i historie odbite na nich. Oj, to się dopiero rozsentymntalizowałam. Nie spodziewałam się, że wyjdzie z tego taka historia. Teraz jeszcze bardziej je sobie cenie. A najlepsza przyjaciółka jest nią do dziś 🙂

  78. Mam taką moją sentymentalną rzecz to antydepresyjny różowy sweterek 🙂 Kupiłam go z 10 lat temu w szary, ponury, deszczowy jesienny dzień . Weszłam do sklepu na chwilkę po jakąś rzecz dla synka i nagle go ujrzałam, na dziale dziecięcym czekało na mnie to cudo, na którego widok pierwszy raz tego dnia się uśmiechnęłam. Jestem niska wiec z rozmiarem nie było problemu, kolor szalony ale musiałam go kupić. I tak jest ze mną w czasie burzy, smutków , gradu i choroby podtrzymuje mnie na duchu. Zawsze zabieram go ze sobą na wakacje i dzięki temu potem w jesienne dni przypomina mi o lecie i wakacyjnych przygodach ☺ To mój antydepresant lepszy niż czekolada, otula i odgania smutki a nie tuczy!

  79. Myślę że każda kobieta ma sentyment do swoich spodni;) Jeśli nie jestem wyjątkiem bo w mojej szafie goszczą już tak długo że sama sie dziś z tego smieje. Jeansy chyba w rozmiarze 36. Uwielbiałam je nosić fajnie dopasowane z guziczkami niebieskimi. Śmieszne jest to ze już dawno noszę 42 lecz łudze się że jeszcze mi się przydadzą. Przy każdym przeglądaniu szafy wyrzucam mnóstwo ubrań i mimo wszystko te spodnie zawsze trafiają do niej ponownie. Mam 31lat nosiłam je jeszcze w szkole średniej więc lata już swoje polerzeły,ale nawet dziś satsuper modne fason rurki może jeszcze będzie szansą je wcisnąć; ) To by było coś bo przecież znowu jestem na diecie ?Pozdrawiam

  80. Moja szafa skrywa wiele rzeczy, które mają historię, jednak jedna rzecz jest mi najbliższa i jej brak w szafie powoduje u mnie potoki łez. Jest to krótka, lekka bluzka na długi rękaw w czarnym kolorze z wiskozy. Nie jest ona wiekowa, ale ma coś, co sprawia, że ma dla mnie dużą wartość – ma dziury, które zrobił mój królik. Mój królik żywił do niej taką samą miłość jak ja, kiedy jego zabrakło próbowałam zauważać każdy mały element w moim domu, który mi jego przypomina, głównie dlatego, że był dla mnie bliższy niż znajomi, którzy wyjechali czy założyli swoje rodziny, przeżył ze mną różne szkoły, różne problemy, o których znajomym nie chciałam powiedzieć. Do tej pory pamiętam jak złą byłam na niego, że pogryzł tę bluzkę, jednak okazało się, że to jedyna rzecz prócz zdjęć, która pozostała mi w domu po króliku – obgryzione meble? Poszły na śmieci, bo wstyd trzymać 20 letnie meble w domu. Stare łóżko? Również poszło do utylizacji, wraz ze wszystkimi śladami zębów i naniesionym przez królika sianem. Pozostała tylko bluzka, która nabyłam za marne 9,99 zł, a teraz jej wartość dla mnie wzrosła – bo może dla kogoś to zwykła szmata do podłogi, ale dla mnie to rzecz warta więcej niż wszystkie pieniądze na świecie – ponieważ wspomnień nie da się kupić.

  81. Kolorowa, kwiecista sukienka mojej mamy. W dzieciństwie była dla mnie obrazem kobiecości- kiedyś ukradkiem zakładałam sukienkę mamy, stawałam przed lustrem i cieszyłam się, że jestem „dorosłą damą”. Pewnego dnia zostałam przyłapana przez mamę, a jako że i ja mama kochamy Agnieszkę Osiecką – włączyłyśmy „Damą być” i tańczyłyśmy w odświętnych sukienkach. Pamiętam ten dzień. Dziś kolorowa sukienka mojej mamy jest już moja- jest letnia, jedwabna, w kolorowe kwiaty. Dbam o nią z największą starannością- jest spakowana w etui- może to dziwne ale jej nie piorę, zachowałam zapach ulubionych perfum mojej mamy- pachną „Organzą”. Sukienka jest dla mnie troszkę za duża, ale ubieram ją często- staję przed lustrem, włączam muzykę i tańczę- wówczas czuję się nieziemsko szczęśliwa i choć mama jest daleko, to jak zatęsknię- czuję jej obecność, wiem że tańczy ze mną i cieszy się tą chwilą. PS- letnią sukienkę zakładam o różnych porach roku i dnia, zakładam ją nawet zimą- sukienka mamy rozgrzewa zapachem i porywa do tańca!

  82. Pewnie wyda się to dziwne, ale choć mam dużo nowych ubrań w szafie, to ubraniem do którego mam ogromny sentyment jest zwykły ciemnoszary sweter. Jeszcze dziwniejsze jest, że to stary sweter mojego taty z jego kawalerskich lat:) Wcześniej chodziła w nim moja siostra, używała go bardzo długo, a następnie przejęłam go ja. Nie wiąże się z nim żadna niezwykła historia – to po prostu zwykły sweter z grubej wełny, jednak na chłodne zimowe dni jest idealny i uwielbiam siedzieć w nim wieczorami w domu lub ubierać go pod płaszcz gdziekolwiek wychodzę. Cóż, moda się zmieniła i dziś wcale nie widać, że to męski sweter. Poza tym jest kolejnym dowodem na to, że ubrania produkowane dawniej były praktycznie niezniszczalne ? Moja mama śmieje się, że niedługo przejdzie do historii jako rodzinna pamiątka, i tylko moja druga połówka narzeka, że „jest okropny, bo strasznie kłuje” i grozi że kiedyś,gdy nie będzie mnie w domu, w końcu go wyrzuci .

  83. Nigdy nie miałam dużego sentymentu do ubrań ale chyba w stosunku do tej jednej rzeczy zrobiłabym wyjątek. Kiedy w przed studniówkowym szale biegałam po sklepach szukając idealnej kreacji z każdego butiku wychodziłam coraz bardziej załamana. Nie było nic idealnego, wszystkie przeciętne, sukienki które każda inna mogłaby mieć. Ja chciałam właśnie coś niezwykłego, w czym wystąpię tylko ja. Zmęczona poszukiwaniami przez przypadek natknęłam się w domu na stare albumy. Rozczulona jeszcze wtedy „miodowymi latami” w związku moich rodziców zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Tam właśnie ją zobaczyłam! Sukienkę ze ślubu cywilnego mojej mamy w kolorze kości słoniowej, sięgającej do kolan, z delikatnie bufiastymi rękawkami, rozkloszowanym dołem i tiulową podszewka. Może każda inna dziewczyna stwierdziłaby, że to przestarzały antyk dla mnie to był strzał w dziesiątkę. Kiedy moja mama brała ślub znalezienie takiej sukienki nie było proste, na szczęście babcia – z zawodu krawcowa – potrafiła swoimi rękami stworzyć wszelakie cuda. W tym tą kreację. Dosłownie zachorowałam na tę sukienkę wiedziałam że musze ją znaleźć. Po licznych poszukiwaniach trafiłam wreszcie do miejsca gdzie czas się zatrzymał. Szafa na strychu w domu mojej babci. Pozostawiając za sobą tonę kurzu starych chust i futer, znalazłam ją. W samym kącie, szczelnie zapakowana w tekturowe pudełko. Od razu musiałam ją przymierzyć. To było właśnie ta perfekcyjna sukienka, której na pewno nikt inny mieć nie będzie. Gdy zobaczył mnie mój tato dosłownie oniemiał. Stwierdził ze wyglądam pięknie i gdyby nie mój rudy kolor włosów (w odróżnieniu od mamy która jest jasną blondynką) zapewne by nas pomylił.
    Nie myliłam się, że właśnie ta sukienka będzie idealna. Nocy mojej studniówki nie zapomnę nigdy. Bawiłam się świetnie i czułam się jak księżniczka. Mama z uśmiechem przeglądała moje studniówkowe zdjęcia śmiejąc się i wzruszając za razem, że jej sukienka przeżywa druga młodość. A co z sukienką po studniówce? Nic. Nie oddałabym jej nikomu za żadne skarby. Co więcej, nikomu bym jej nie pożyczyła. Może i w tym pokoleniu będzie dzielną towarzyszka małżeńskich deklaracji. Na razie sukienka będzie czekać. Nie na żadnym strychu, w starym kartonie tylko w mojej szafie w specjalnie przeznaczonym dla niej miejscu.
    https://uploads.disquscdn.com/images/8d801c485477feaf3c242bbf8241265679e1311dd164fd512223c506bfe31268.jpg

  84. Opis mojego ukochanego ubrania nie będzie o pięknej sukni, wystrzałowej bluzce, pamiętnych spodniach, zgubionym kapeluszu, sexi mini, czy szczęśliwych szortach. Nie wiem czy ,ta cudowna rzecz,, nadaje się na bloga o takim wysokim poziomie, przy wcześniej opisanych historiach ale jednak o niej napiszę. Moją ulubioną rzeczą do której czuję sentyment jest….. koszula nocna ? Tak tak ? Koszula jest szara, bez żadnych kwiatków, nadruków, jak na koszulę jest niezwykle stylowa ? To właśnie w niej dowiedziałam się, że jestem w ciąży! ? Jako, że moje dziecko kocham najbardziej na świecie to i ta koszula stała się rzeczą absolutnie wspaniałą, pamiętną i uwielbianą. Sama właściwie nie wiem dlaczego tak oszalałam na jej punkcie, najważniejsza była wiadomość ale jednak stałam się maniaczką tej koszuli ? Zawsze gdy na nią patrzę przypomina mi się ta chwila i późniejsze, kiedy już mój maluszek był w domu i setki razy, wykończona, nieprzytomna ale szczęśliwa wstawałam do niego w nocy…. Od jakiegoś czasu tak często w niej nie śpię, tylko na specjalne okazje ? Kiedy akurat coś mnie ,,tknie,,. Najczęściej leży pięknie złożona w szafie, uprana ( piorę ją oddzielnie, z aromatycznym płynem do płukania), uprasowana, ,,sama,, na półce i ,,pachnie,, ( dosłownie, zawsze leży przy niej jakiś zapachowy woreczek). Wspomnę, że dostałam ją od Mamy, to też ma pewne sentymentalne znaczenie ? Może jestem niespełna rozumu ale naprawdę ja uwielbiam i na pewno nigdy jej nie wyrzucę!

  85. Sentymentalna bluzeczka srebra w której zawróciłam w głowie mojemu obecnemu mężowi, podobno bił od niej taki blask że nie mógł się powstrzymać się i na mnie wpadł do dnia dzisiejszego bluzeczka towarzyszy mi i zawsze uśmiech na twarzy mam gdy w szafie na nią trafiam.

  86. Swoją historię zacznę od tego iż miałam najwspanialszą babcię na świecie! Była babcią o jakiej marzy każde dziecko! Była ciepła, zawsze pogodna i uśmiechnięta. Nigdy nie usłyszłam z jej ust przekleństwa czy złego słowa na kogokolwiek temat.. Jako nastolatka regularnie odwiedzałam ją w jej maleńkim domku na wsi.. Zawsze witała mnie uśmiechem i od razu zapraszała do kuchni „na coś dobrego”!

    Pewnego razu kiedy żegnałam się z babcią babcia wsunęła mi coś do kieszeni.. Wyciągnęłam i spojrzałam że jest to 100zł.. Powiedziałam :”Babciu, nie trzeba..” Lecz jej kochające oczy nie przymowały odmowy, a zawsze uśmiechnięte usta powiedziały: „Kup sobie coś wyjątkowego, co będzie Ci przypominało o uroczej staruszce :)”

    Po powrocie do domu zastanowiłam się co chciałabym sobie kupić i mój wybór padł na klasyczny, marynarki, biały w czarne paski top z H&M… Właśnie takiego ciuszka potrzebowała moja szafa…

    Miesiąc później, pewnego zimowego popołudnia zadzwonił telefon. Przez słuchawkę mój wujek łamiącym się głosem powiedział, że babcia jedzie właśnie karetką do szpitala bo źle się poczuła.. Szybko się ubrałam i wraz z narzeczonym zajechaliśmy po moją mamę i pojechałyśmy do szpilata.. Okazało się że babcia miała lekki zawał, który z podowu jej wieku okazał się dość groźny. Chwilę później babcia leżała już na sali szpitalnej i przywitała nas szerokim uśmiechem… Jakiś czas później poszłam z moją mamą do toalety, a kiedy wróciliśmy do sali zastał nas widok którego nigdy nie zapomnę.. Mój narzeczony trzymał na swoich rękach głowę mojej babci i kazał mi biec po lekarza.. Niestety tego dnia moja babcia odeszła od nas na zawsze do lepszego świata…

    Wieczorem kiedy wróciliśmy do domu, myjąc twarz wodą spojrzałam się na siebie w lustrze i dotarło do mnie że mam na sobie bluzkę do której zakupu „zachęciła” mnie babcia…

    Może wyda wam się to głupie ale za każdym razem kiedy ubieram tą bluzkę czuję obecność mojej babci. Zawsze przypimina mi się jej zdanie : „Kup sobie coś wyjątkowego, co będzie Ci przypominało o uroczej staruszce” i uśmiecham się sama do siebie ?

    Wiem że z biegiem lat moja bluzka już nie będzie tak piękna, lecz wiem na pewno że NIGDY PRZENIGDY jej nie wyrzucę, zawsze będę ją mieć bo już na zawsze kojarzyć mi się ona będzie z NAJCUDOWNIEJSZYM CZŁOWIEKIEM JAKIEGO KOLWIEK ZNAŁAM! Z zawsze uśmiechniętą i uroczą staruszką….

  87. Uwielbiam wszystkie sukienki, ale jest taka jedna, którą darzę większym sentymentem niż pozostałe.
    To moja letnia kwiecista sukienka w stylu boho. Jest dla mnie symbolem beztroski i swobody.
    Za każdym razem, gdy na nią spojrzę, przez myśl przelatują mi wspomnienia miłych chwil. Od razu czuję na skórze dotyk słońca. Jest doskonałym kompanem na spacer ciepłym wieczorem czy wycieczki nad jezioro. Poza tym jest uniwersalna. Z doborem odpowiednich dodatków i wysokich obcasów śmiało mogę przetańczyć całą noc na imprezie. Natomiast na wycieczkę rowerową ubieram tenisówki – jest modnie i wygodnie. Połączenie idealne dla mnie to sukienka + kurtka jeansowa. Nie ma nic lepszego na letnie dni.

  88. Mam taką brzydką bluzkę w domu. Za duża, gruba, taka jakaś nieforemna, kolor wściekle różowy.
    W ogóle na mnie nie pasuje. Jednak nie wyrzucę jej za nic, bo jest pamiątką z obozu artystycznego.
    Choć nie było chyba osoby, której by te bluzki odpowiadały (koleżanka nawet twierdziła, że pachną niezbyt przyjemnie ogórkami kiszonymi, gdy je dostałyśmy 😉 ) to wszystkie obozowe zajęcia kojarzę właśnie z nimi. Nauka roli, ćwiczenie dykcji, śpiewy, piesze wycieczki, występy. Przez to gdy patrzę na moją niedopasowaną, różową bluzeczkę wszystkie miłe wspomnienia do mnie wracają. Czasem ubieram ją do snu, (teraz pachnie o wiele przyjemniej niż ogórkami 😉 ), by poczuć obozowego ducha i dostać przypływu weny, a wtedy powstają właśnie takie o to limeryki:

    Mam taką nieładną bluzkę w domu
    Za dużą, różowego koloru
    Wisi i drapie? Cóż z tego
    Jest z obozu letniego!
    To relikwie, nie oddam nikomu 😉

  89. Chyba najbardziej ulubione rzeczy w szafie to te do których mamy sentyment . To takie, które za każdym razem, kiedy wyjmowane są z półki przywołują wspomnienia. Bez zbędnego zastanowienia mogę powiedzieć, że należą do nich spodnie, które w tym roku skończyły 29 lat. Te 29 lat temu dostała je od mojego taty w prezencie mama – Levisy, kupione w Pewexie i zdobyte przy dużej walce, miały być tym idealnym prezentem dla mamy. Rzeczywiście mama wspomina zawsze, że to było to! Kolor, krój, leżały idealnie. Pewnie niecały miesiąc po otrzymanym prezencie okazało się, że mama jest w ciąży ze mną i tym sposobem spodnie z tygodnia na tydzień stawały się za małe. Przeleżały w szafie do momentu, kiedy stały się dobre na mnie – były to czasy liceum i z różnymi mniej lub bardziej kryzysowymi sytuacjami służą mi do dzisiejszego dnia, a mama gdy mnie w nich widzi, za każdym razem zaczyna opowiadać tę samą historie. Jeśli będą już na mnie za małe, postanowiłam, że też schowam je głęboko do szafy i być może będą tworzyć kolejną historię, za kolejne tyle lat;)

  90. Witam ja mam sentyment do mojego T-shirtu. który otrzymałam parę lat temu za oddanie swojej krwi. Przypomina mi właśnie o tym szczególnym dniu w moim życiu kiedy zrobiłam coś bezinteresownie. Przypomina mi o emocjach, które mi towarzyszyły. Czułam się szczęśliwa i potrzebna. Odczuwałam wielką radość, iż mogłam komuś pomóc. Nie ma słów do opisania odczucia kiedy się pomaga bezinteresownie drugiej osobie. Nigdy czegoś tak wspaniałego nie czułam w swoim życiu. Pozdrawiam

  91. Mam w swojej szafie jedną wyjątkowo sentymentalną dla mnie bluzkę. Jest to zwykła biała bokserka z H&M, ale wiąże się z nią pewna historia.
    Razem z moją kuzynką pojechałyśmy nad jezioro pod namiot. Jakie było moje zdziwienie gdy na miejscu okazało, że że zamiast plecaka z ubraniami wzięłam plecak pełen książek! I to do technikum mechanicznego ( Mieliśmy z bratem takie same czarne plecaki z ekoskóry ? )
    Miałam więc na 5 dni jedne spodenki i jedną bluzkę i strój kąpielowy ?
    Pech (a może szczęście )chciał, że na tym samym polu namiotowym rozbił się chłopak za którym szalałam.? Aby nie zorientował się, że 5 dni jestem w tych samych ciuchach ciągle przerabiałam tę bluzkę ? A to doczepiłam polne kwiaty, a to przewiązałam chustą ? A na koniec rozerwałam ramiączka i zrobiłam amerykański dekolt ?
    Z chłopakiem jestem do dziś – mój narzeczony ?
    Gdy mu się przyznałam do kombinowania stwierdził, że jestem megakreatywna ?
    Bluzka w szafie zostanie, choć na pewno już nigdy jej nie założę.

  92. Pamiętam wielką radość, którą przeżywałam, kiedy nauczyłam się dziergać na drutach. Na początku w grę nie wchodziło zrobienie swetra, za to z małych kawałków wydziergałam szalik. To był akurat czas mody na pasiaste skarpety i długaśne szaliki (2003, pamięta ktoś?), ale te sklepowe miały co najwyżej 1,5 metra, a mój całe dwa razy tyle 😉 Czułam się prawie jak młoda Coco Chanel. Dziś nie bardzo widzę, że komponuję go z garderobą (różnokolorowe zwoje i frędzle to trochę za wiele), ale w życiu się go nie pozbędę. Może przyda się w Walentynki, spokojnie dałabym radę przywiązać nim do siebie męża 😉

  93. Moim marzeniem było zostać projektantką mody. Po liceum zaczęłam studiować projektowanie. W trakcie studiów wykonywaliśmy różne zadania, różne ubrania musieliśmy szyć. Na koniec szkoły musiałam zaprojektować własną kolekcje. Kosztowało mnie to dużo czasu i pieniędzy ale byłam dumna, że się udało. Zrobiłam profesjonalną sesję zdjęciową aby wyeksponować swoje projekty. Później moje życie potoczyło się tak, że od 7 lat pracuje w banku a projektowanie odstawiłam. Jednak mam ogromny sentyment do tego czasu kiedy projektowałam i tej swojej kolekcji nie wyrzucam. Jak otwieram szafę i widzę te ubrania to mam nadzieje że jeszcze do tego kiedyś wrócę, a dodatkowo dodaje mi to pewności siebie że jednak potrafię coś stworzyć i jest to ładne.

  94. Mam 1 sukienkę do ktorej mam sentyment! Pewnie juz nigdy jej nie zaloze ponieważ dawno z niej wyroslam,ale jest wyjątkową bo dostalam ja od ważnej mi osoby a mianowicie od taty,zostawilam ja po to aby w przyszłości dac ja moje córce która mam nadzieje będzie miala.
    Sukienka jest zadziwiająco w zadbanym stanie,zadziwiająco ponieważ zazwyczaj jak byłam młodszą nie dbalam o rzeczy :p
    A ta rzecz jest naprawdę wyjątkową!

  95. To suknia ślubna mojej pra-pra- babci.Przechodziła ona w naszej rodzinie w ręce kolejnego
    pokolenia.To naprawdę cudowna pamiątka.Jest jak na tamte czasy naprawdę piękna i niepowtarzalna. Uszyła ją moja pra- pra -babcia razem ze swoją matką. I to czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. Symbolizuje przede wszystkim szczęście. Moja pra-pra-babcia mając ją na sobie w dniu
    ślubu zagwarantowała sobie 50 lat zgodnego pożycia z mężem ,aż do jego śmierci. Byli naprawdę kochającym się i niesamowicie szczęśliwym ze sobą małżeństwem. W naszej rodzinie przyjął się taki zwyczaj, że każda z kobiet, która miała zmienić swój stan cywilny dzień przed ślubem ubierała ją i spędzała w niej wieczór. Miało to zagwarantować szczęśliwe i trwałe małżeństwo. Jak do tej pory ten
    zwyczaj się sprawdził , także i w moim przypadku. A teraz ta suknia czeka na moją córeczkę, która za niedługo pojawi się na świecie .:)

  96. Pierwszą moją myślą po przeczytaniu postu było – nie mam w szafie nic, co miałoby jakąś swoją, ważną historię. Jednak wróciłam tutaj, aby wziąć udział w konkursie i pochwalić się moją historią, a w zasadzie historią pewnej sukienki, która wisi w mojej szafie i którą opowiadam każdemu, kto zagląda do mojej „garderoby”. Nie mam pojęcia dlaczego od razu nie przyszła mi ta sukienka do głowy, chyba tylko dlatego, że nie została przeze mnie kupiona… I tutaj wszystko się zaczęło 🙂 Sukienkę około 25 lat temu kupił mój tato w prezencie mojej mamie, płacąc za nią w markach niemieckich i nie były to wtedy małe pieniądze dla niego. Sukienka była jednak potrzebna wyjątkowa – taka, która zmieści początkowy, ciążowy brzuch mojej mamy. Tak więc, kiedy sukienka trafiła do naszej rodziny, moja mama nosiła mnie właśnie pod swoim sercem. Mogłabym ją nazwać „mała czarna”, ale to dla niej za skromnie. Sukienka w swojej 25 letniej karierze miała okazję uczestniczyć w ciąży mojej mamy, być wypożyczana minimum 2 razy do roku przez koleżanki mojej mamy – na wesela, potańcówki i zapewne randki. Aż nadszedł czas, kiedy z siostrą do niej dorosłyśmy, zaliczyła więc bale przebierańców, siostra ją przerabiała na bardziej upiorną wersję i zabierała na imprezy halloweenowe i kiedy przyszło mi kupić sukienkę na bal w gimnazjum, nawet się nie zastanawiałam, wyciągnęłam z szafy właśnie ją, bo wiedziałam, że nic lepszego dla siebie nie znajdę, a bardzo mi zależało na tym, by wyglądać wtedy dobrze, bo to właśnie na balu zaczął się mój związek, który trwa do dzisiaj, czyli 8 lat 🙂 Po tym balu została wypożyczona ode mnie jeszcze nie raz i niejednokrotnie sama ponownie ją zakładałam. Dołączam zdjęcie z balu 😉 https://uploads.disquscdn.com/images/086f86ec2a38e03bc036980cd52971f627777f9f7ed219941344dc9845aa8834.jpg

  97. Heh śmiesznie się składa ale dziś właśnie robiłam pozadek w szafie miałam oddać ciuchy w których nie chodzę na zbiórkę odzieży która jutro jest zbierania u nas. I tak siedziałam przy tej mojej szafie dość sporo odlożyłam i była jedną bluzka juz mała na mnie dostałam ja od mojego aktualnego męża jak zaczęliśmy być razem. Bluzka z napisem „oczy mam wyzej” niby nic takiego ale dwa razy ja odlożyłam do oddania mówiłam sobie po co ci ona? I tak jej nie ubierzesz. Ale jakos nie mogłam jej wyrzucić i na koniec ja poskladalam i włożyłam sportem do szafy. To się nazywa sentyment chyba hehe albooo po prostu szkoda mi było bo to jedyny i ostatni ciuch jaki wokół dostałam od męża ☺

  98. Ach te sentymenty! Dla każdego znaczą coś innego lecz dla każdego znaczą bardzo wiele, choć nie każdy się do tego przyzna 😉 Dla mnie nośnikiem wielkich emocji jest czerwony sweterek, który okazał się jednocześnie czerwonym światłem, dzięki któremu zatrzymałam się i zmieniłam swoje życie. Nie pamiętam skąd go miałam, nie pamiętam skąd się wziął pośród mojej szarej rzeczywistości i czarnych myśli- pamiętam za to bardzo dobrze, że kiedy moje życie nabrało kolorów, miałam go właśnie na sobie- być może dał mi swoją ognistą energię, która rozpaliła moje serce i umysł do czerwoności, być może rozgrzał mnie swoją czerwienią i stopił lody, które mnie w środku ograniczały, na pewno jednak stał się dla mnie symbolem, że w chwili gdy miałam go na sobie coś we mnie pękło, dotknął mnie jakiś Boży palec i podniosłam się z dna, na którym leżałam bardzo długo. Mnóstwo czasu pracowałam na tę chwilę, czekałam na nią, ale wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej- tymczasem pewnego zimowego wieczora, w paskudny zimny i wietrzny wieczór, zakopana pod kocem, w czerwonym i wyciągniętym już swetrze ogarnęło mnie niewyobrażalnie silne uczucie, że od tego momentu zmieniam swoje życie- zrywam z depresją, rozwodzę się z przewlekłym smutkiem, a zakochuję się w radości, wychodzę za optymizm, romansuję z marzeniami i od czasu do czasu… całuję się z szaleństwem! Nigdy się nie zawahałam i od tamtej pory jestem inną osobą, a po depresji nie pozostał nawet ślad. Mój czerwony sweterek jest dla mnie symbolem, grubą krechą która dzieli przeszłość od teraźniejszości- dlatego darzę go największym sentymentem 🙂

  99. Jestem osobą, która na ogół nie lubi gromadzić staroci. Nie noszę czegoś, stało się nie modne? Oddaję mamie, koleżankom albo sprzedaję. Pamiętam jak mój były chłopak zawsze się śmiał: -Żebyś mnie tylko nie wymieniła na nowszy model 😛 I wiecie co? Wymieniłam, był tak beznadziejny, ze szkoda słów co innego szorty po mojej mamie. Nawet ja się z nimi nigdy nie rozstanę. Są z porządnego, grubego, jasnego jeansu. Leżą na mnie jak ulał i pasują do wszystkich letnich stylizacji. Mogę je założyć zarówno do białej koszuli jak i luźnego t-shirtu, zawsze wyglądają stylowo, a co najważniejsze czuję się w nich idealnie, są niczym moja druga skóra. W takie mroźne dni jak dziś, zawsze sięgam po futro mojej babci. Uprzedzam walczących o prawa zwierząt: spokojnie, jest sztuczne. Pamiętam ten dzień kiedy zauważyłam jak moja babcia szła z nim do kosza na śmieci w wiadomym celu. Wtedy coś we mnie pękło. Nagle wyobraziłam sobie dziesiątki stylizacji. Pomyślałam także: -Może jak Arek mnie w nim zobaczy to w końcu przestanie traktować mnie jak koleżankę? Ja uratowałam je, a teraz ono odwdzięcza mi się grzejąc mnie w zimne dni i noce. A co istotne dla osoby, która podąża za trendami jak ja, futra są teraz w modzie. Ale tak sobie myślę, że nawet gdyby nie były nie miałabym serca wrzucić go na dno szafy 😉 A tę wspaniałą nagrodę wykorzystałabym na kupno jakiegoś stylowego prezentu niespodzianki dla Tego Jedynego…. Arka (futro i ja w nim bardzo mu się spodobało :P) Może ten zakup stanie się dla niego tak bezcenny jak dla mnie moje perełki?

  100. Jest taka sukienka jak mgiełka, bajecznie kolorowa, pełna wspomnień. Moja mama za część pieniędzy z malutkiego spadku kupiła jedwab z Milanówka. Zawsze mówiąc nazwę akcentowała miejscowość aby słuchacz wiedział, że mowa tutaj o czymś wyjątkowym. W tej sukience poszła na sylwestra ze swoim chłopakiem cały czas uważając na jedyną wartościową rzecz jaką posiadała. Podczas tanecznych figur jeden z tancerzy obuwiem mocno zahaczył sukienkę. To bardzo zezłościło moją mamę, która ciągle szukała wzrokiem winowajcę. Spojrzenia się krzyżowały, aż Pan ten przyszedł poprosić ją do tańca. Był tak czarujący, że został moim tatą. Sukienka w rodzinie trafiła na taki piedestał, że po przerobieniu wybrałam się w niej na zabawę karnawałową. Mama była wiotka i wysoka, a ja niska i drobna dlatego zaginęłam w tych kolorach. Wyglądałam mało korzystnie w tej sukience co zauważyli nieznajomi ze stolika pod ścianą. Wśród nich był mój mąż, który zawsze powtarza, że gdyby nie ta sukienka to by mnie przeoczył. Teraz dorasta moja córka,która zna historię sukienki i twierdzi zrozpaczona, że aby znalezć porządnego faceta będzie musiała ją ubrać, a tego nie wybaczy jej cała klasa ( wszyscy chodzą w trampkach i podartych spodniach:))

  101. Przyznam, że nie jestem typem zbieracza, ale ubrania sentymentalne to co innego. Mam takich rzeczy kilka w mojej szafie. Jedne noszę do dziś, inne nie. Taka na przykład sukienka mojej mamy z lat 70-tych. Fantastycznie skrojona, na podszewce, w pięknym grafitowym kolorze, rozkloszowana…Made in France..:) Cudowna! W tamtych czasach niezwykle cenny obiekt pożądania. Ma swoją legendę zresztą, bo Tato sprzedał rower, żeby Mama mogła sobie ją kupić. Takie to były czasy…Niemniej warto było, sądząc po uśmiechu mojej Mamy utrwalonym na czarno-białym zdjęciu. Tak pięknie na Tatę spogląda…A wyglądała w tej sukience jak Aundrey Heburn. Bardzo wdzięcznie…No i „korki” miała do niej fantastyczne. Podobno robione na zamówienie, bo o wymarzone buty też było trudno…Mam też ogromną, angielską i tkaną z wełny, chustę w szafie…Też po Mamie, bo Ona uwielbiała dodatki. Ją w sam raz noszę często, bo ma ładny wrzosowy odcień i jest naprawdę w dobrym stanie. Chusta oczywiście też ma bogatą przeszłość. Z Anglii przywiozła ją ciocia Mamy przyjaciółki. Odkupiła ją moja Babcia, a potem dostała w spadku Mama. A na końcu tego łańcuszka mam ją ja. Póki co 🙂 Hitem mojej szafy są też dwie spódnice w fasonie A. Te z kolei po ciociach. Jedna z kontrafałdą, druga prosta. Są teraz na topie, sądząc po pismach modowych, więc chętnie je noszę do oficerek. Tym bardziej, że mają w sobie kaszmirową wełnę, a ja mam słabość do dobrych materiałów. No i jedna jest szara, a ja uwielbiam ten kolor….Dla równowagi wspomnę jeszcze o koszuli w kratę. Z flaneli. Nosiłam je namiętnie całe liceum, a dostarczał mi je Tata. Pracował jako spawacz i dostawał takie ciuszki w deputacie. Śmiesznie było, bo sam był słusznej postury, a o koszule od czasu do czasu prosił najmniejsze. Oczywiście z myślą o mnie. Została mi jedna na pamiątkę. Jest bardzo sprana, ale ma w sobie to coś, czego proszki nie zniszczą. Śpię w niej od czasami…I ostatnim moim ciuchem sentymentalnym jest skórzana kurtka. Taka motocyklówka. czy ramoneska jak się dziś mówi…Zbierałam na nią długo, rwałam porzeczki, czereśnie, wiśnie…Sporo potu mnie kosztowała. W końcu uzbierałam, a starszy brat zgodził się pojechać do Warszawy i kupić mi ją na stadionie. Byłam taka szczęśliwa, jak już ją dostałam w swoje ręce, że najpierw jej długo nie nosiłam, a potem dla odmiany nosiłam codziennie… 🙂 W sumie to dotąd żadna rzecz nie sprawiła mi tak ogromnej radości…

  102. Zdecydowanie całe życie jestem fanką minimalizmu i elegancji w mojej szafie, czasami jednak można odbyć niezwykłą podróż po jej zakamarkach i znaleźć rzeczy zupełnie do niej nie pasujące. Przez górę bieli, czerni i szarości widać przebłyski kolorowych malutkich ubranek. Są to prześliczne sweterki, które sama nosiłam jako 4-latka. Moja mama robiąc porządki w swoim małym królestwie znalazła tony takich perełek a te w najlepszy stanie postanowiła oddać mi, bo może przetrwają jeszcze moje przyszłe pociechy. Mimo tego, że w najbliższej przyszłości nie planuje mieć dzieci, nie potrafię nie trzymać ich w swojej własnej, teraźniejszej szafie. Sentyment do tych cudeniek rośnie wraz z czasem, nawet gdy nie dotrwają do mojego potomstwa, jestem pewna, że nie pozbędę się ich i będą trwały ze mną chyba aż do śmierci. Niesamowite ile wspomnień i radości może przynieść tak oczywista i codzienna rzecz.

  103. kiedyś miałem dużooooooooooooooooooo sentymentalnych rzeczy ale od pewnego czasu moja wspaniała i wyjątkowa dziewczyna sukcesywnie „dla mojego dobra” pomaga mi w pozbywaniu się moich „skarbów” z szaf 🙂 … ostatecznie udało mi się zachować jedynie wspaniałą jeansową kurtkę z napisem na plecach AC/DC … super czadowa kurtka w której po raz pierwszy w życiu sam byłem nad morzem … więc chyba nie muszę opisywać jakie wariactwa pamięta ta moja sentymentalna kurteczka 🙂

  104. Najbardziej sentymentalną rzeczą z mojej szafy jest wojskowa kurtka mojego taty, która od 35 lat wygląda cały czas świetnie. Tata był w wojsku kapralem. Przeglądając zdjęcia z okresu, gdy tata był w wojsku zapytałam o tę kurtkę. Strasznie się ucieszyłam, że tata cały czas ją ma. Gdy ją ujrzałam byłam oczarowana. Nigdy jeszcze nie widziałam tak ślicznej, solidnie wykonanej kurtki. Jako, że ten motyw jest teraz bardzo popularny zaczęłam ją nosić. Lekko luźna-wygląda tak jak miałoby być. Od 5 lat jest moim nieodłącznym elementem garderoby. Jest nie tylko ładna, ale także ma swoją niesamowitą historię. Czasy mojego taty w wojsku, jego lata młodości, masę wspomnień i starć. Teraz ja noszę ją z dumą.

  105. Ja mam sentyment do mojego swetra
    Sweter ten oto cały jest w kredkach
    Jest trochę stary i powyciągany
    Ale jest dla mnie niezapomniany
    Jest on czerwony i ma tez on golf
    Wyglądam w nim jak mały Rudolf
    Rośnie on ze mną piętnaście lat
    Dostałam go jako małolat
    Ciocia na drutach mi go zrobiła
    Ogromną radość mi nim sprawiła
    Miłe wspomnienia mi on przywołuje
    Zakładam go i jak dziecko się czuję
    Kocham go bardzo mimo mego wieku
    Znajdź też taka rzecz w swojej szafie, człowieku ?
    https://uploads.disquscdn.com/images/e1a1e165701e524a70b7d6b39316a25ca0ba612731476e9ca1355b5584c2e423.jpg

  106. Ja mam sentyment do mojego swetra
    Sweter ten oto cały jest w kredkach
    Jest trochę stary i powyciągany
    Ale jest dla mnie niezapomniany
    Jest on czerwony i ma tez on golf
    Wyglądam w nim jak mały Rudolf
    Rośnie on ze mną piętnaście lat
    Dostałam go jako małolat
    Ciocia na drutach mi go zrobiła
    Ogromną radość mi nim sprawiła
    Miłe wspomnienia mi on przywołuje
    Zakładam go i jak dziecko się czuję
    Kocham go bardzo mimo mego wieku
    Znajdź też taka rzecz w swojej szafie, człowieku ?

  107. Cudowne są Wasze opowieści 😉 Najbardziej śmiałam się z bluzki która była gaciami i przerodziła się w spódniczkę- mega! 😉 I jeansów pana, które dojrzewają wraz z nim 🙂
    Też mam w szafie rzeczy których nie wyrzucam, bo wiążą się z nimi historie: pudło ubranek dziecięcych po mnie i dwóch braciach, sukienka mamy ze ślubu, dwie sukienki ze studniówek- mojej i mojego chłopaka i mnóstwo innych „skarbów” 😉
    Wielki sentyment mam do pantofli ze studniówki która była 10 lat temu, bo wywołują salwy śmiechu gdy wyjmuję je z szafy i komuś pokazuję- takie są okropne! 😉 Modne wtedy były pantofle z baaardzo długimi noskami na obcasie zwanym żabką. Czarne, z wielką klamrą z przodu. W te noski wkładało się watę żeby nie zaginały się na linii palców. Dziś może to wydawać się niehigieniczne ale pożyczyło je przynajmniej tuzin koleżanek na wesela, komunie czy inne imprezy, bo poszła w liceum fama jakie są wygodne 😀 Raczej ich ponownie nie założę ale nigdy nie wyrzucę 😉

  108. Na metce widnieje napis: Moda Polska. Warszawa. Seria modelowa. Obok znany symbol jaskółki w locie, który przez lata był wyznacznikiem klasy i dobrej jakości. Metka ta znajduje się – według mnie – na jednej z najładniejszych sukienek, które powstały w Modzie Polskiej. Sukienkę tę kupiła moja teściowa w 1974 roku. Jest przepiękna: krój ma bardzo prosty, dzisiaj określamy go mianem – pudełkowy, niewielki dekolt i krótki rękawek, ale materiał, z którego jest wykonana to cudowna czerwono-malinowa koronka. Taka prawdziwa koronka, niezwykle wyrazista i jednocześnie delikatna, z bardzo klasycznym wytłoczeniem. Długo mama mojego męża nie mogła się rozstać z tą sukienką, sentyment do niej miała wielki, mimo że od lat jej już nie wkładała. Przyszedł ten dzień, chyba dziesięć lat temu, kiedy otrzymałam ją w prezencie od teściowej, gdyż przekonała się, że ja z równie wielkim uczuciem będę tę sukienkę traktowała. Kiedy ją ubierałam, dość duże zainteresowanie wzbudzała wśród koleżanek i znajomych. Klasyczny wygląd, prostota kroju i tak niezwykła koronka stanowią o jej wielkim uroku. I nadszedł w ubiegłym roku ten dzień, kiedy ja z kolei sukienkę przekazałam – mojej córce. Jest nią zachwycona, mimo tego, że to dojrzała pani (ma 43 lata), prezentuje się naprawdę wspaniale. Wielkiej, sentymentalnej wartości dodaje jej miniony czas oraz świadomość, że to już trzecia z pokolenia kobiet w rodzinie będzie ją nosiła…
    Alina

  109. Mam w swojej szafie kilka rzeczy po mojej babci. Jedną, szczególnie ważną jest letnia sukienka w kwiaty o prostym kroju, który kojarzy mi się z Audrey Hepburn. Nie mam pojęcia, skąd dokładnie pochodzi ta sukienka, ale nosiła ją moja babcia, nosiła ją moja mama, noszę ją ja – a ona wciąż wygląda świetnie, jest niezniszczona i „świeża”. Do tego idealnie komponuje się kolorystycznie z moją urodą, jest dopasowana i wygodna. Mam nadzieję, że posłuży mi jeszcze długo. Wiele razy zdarzało mi się słyszeć „Wow, gdzie kupiłaś tą kieckę?” – uwielbiam wyraz twarzy osób, którym opowiadam jej historię 🙂

  110. Mam w swojej szafie kilka sentymentalnych rzeczy.Jedną z nich jest piękny biało-niebieski duży szal, który dostałam od mojego męża kilka lat temu. Prezent ten był w pięknym opakowaniu z napisem – ”For You-my Love”… Towarzyszy mi on bardzo często w różnych sytuacjach i miejscach, szczególnie wtedy, kiedy muszę na kilka dni rozstać się z moim ukochanym. Zabieram go ze sobą,aby za bardzo chwile spędzane w
    samotności nie dały się we znaki i abym myślami była z nim. Mam do niego ogromny sentyment, stanowi dla mnie dodatek do cudownych wspomnień, bo czasem wystarczy że się nim otulę, czy nawet na niego spojrzę i wracają echa śladów niezatartych przez czas. Zapadł mi on jeszcze bardziej w pamięć dlatego, bo był w moich ulubionych kolorach i w opakowaniu z napisem ”for you”, które leży w mojej skrzyni pamiątek.Mimo iż szal ma już kilka lat to ja nie potrafię się z nim rozstać i jak to mówią ci, którzy mnie w nim widzieli:- ”do twarzy ci z tym szalem…najlepiej”. 🙂

  111. W mojej głowie tkwi powieść własna,
    struktur przeżyć, życia dziecka,
    jedwab, spokój, jak mnie Matka po głowie głaska,
    makieta uśmiechu, co szuka na twarzy miejsca

    Deszcz w ciało ocieka, bezparasolna pogoda
    „Proszę Pani” – M. się odwróciła
    „Dać Pani baldachim?” – M. zwykle stroni od przemokniętych drani
    Podporządkował sobie jej deszczowe,
    Mokre i kruczoczarne włosy,
    Zmysły to jej były – słowem się tylko chcę droczyć.

    W tę bezparasolną pogodę,
    Ona – niosąc młode stopy przez ulicę
    On – niosąc Młodą
    Od dzisiaj
    Dzisiaj i przez całe życie

    Z miłości rodzi się życie
    Z Życia z miłości rodzi się macierzyństwo
    Matko ma, oszacujmy to wszystko
    Od krańców dziobów kruczych
    Co ci bezparasolną pogodę przypomina,
    Od początków ulic,
    Początków granic,
    Nowych książek,
    Początków przekonania,
    Początków końców,
    Choć się przed płaczem wzbraniasz-
    Gdy tę historię życia mi opowiadasz.
    Kocham Cię za to,
    że życie przekazujesz mi w tych pięknych słowach,
    fragmenty twoich dni mogłabym wydać w wielu tomach.

    Te stopy, które niosły moje życie
    Te stopy młodej niesione przez niego
    Te stopy szczęśliwe przemierzające Polskie ulice
    Nosiły skórzane, czarne baleriny
    Czarne jak kruczoczarne baletnice.
    Oto historia moich balerin, które odziedziczyłam po mamie 🙂

  112. Ciężko napisać mi tutaj o jednej rzeczy do której mam sentyment. Jeżeli dochodzi do odświeżenia szafy i zrobienia miejsca na nowe rzeczy pojawia się problem. Wszystko co wyrzucam na ziemię, niestety wraca znowu do szafy. Moi bliscy nie mają sił. Śmieją się, że w mojej szafie można znaleźć rzeczy, w których widzieli mnie kilka lat temu i o dziwo, ku zaskoczeniu, znajduje się tam piżama, którą dostałam jakieś 10-12 lat temu – niebieska dwuczęściowa piżama w jeże! W życiu nie wpadło mi do głowy, żeby ją wyrzucić. Wiążą się z nią cudowne wspomnienia z dzieciństwa – poczucie beztroski, a jedynym problemem jaki się pojawiał to – pogramy w gumę czy pobawimy się w chowanego?

  113. Sentymentalna rzecz z mojej szafy wcale na taką nie wygląda. To zwykła, brązowa kurtka w stylu militarnym. Ani nie jest droga, ani „markowa”. Jest wygodna i tyle. Już dawno przeszła na zasłużoną emeryturę. Wisi w mojej szafie od ponad jedenastu lat. Jednak to pierwsza rzecz, przy której kupowaniu zastanawiałam się: jak będę w niej wyglądała, czy spodobam się w niej panu T. I to właśnie podczas przymierzania tej kurtki oświeciło mnie, że znalazłam w końcu faceta, na którego zdaniu mi zależy 🙂

  114. Dopełnienie mojej wypowiedzi znajduje się w formie filmiku tutaj:
    https://www.youtube.com/watch?v=eR7ei9q-78U

    Dawno, dawno temu…
    Nie! To nie historia zmyślona ani bajka fantastyczna,
    ale opowieść iście prawdziwa i realistyczna.

    Jej główną bohaterką jest kobieta młoda,
    której styl ubierania dyktowała wygoda.
    Nawet kiedy strzał Amora trafił w nią niespodziewanie,
    JEANSOM I SPORTOWYM BUTOM NA KOTURNIE nie zmieniło to hołdowanie.

    I kiedy pięć lat temu wybrała się na pierwszą randkę z Ukochanym,
    chciała wyglądać dość elegancko i na luzie w sposób zadbany.
    Elegancką koszulę ubrała, a także jeansy i ulubione buty,
    a On pochwalił jej długie nogi i w kajdany miłości został już zakuty.
    Do tego dodatków romantycznych kwintesencja,
    Ręcznie robione bransoletki i kolorowe sznurówki do sneakers’ów – własna to inwencja!

    Idealna stylizacja to zatem dla niej jeansy i na koturnach wysokich buty sportowe,
    by optycznie wydłużyć nogi, czuć się swobodnie i by chłopak stracił dla niej na głowę.

    Puenta i morał tej opowieści jest niezwykle oczekiwany,
    by wieczorem na randce z ukochanym móc zrealizować wszystkie plany!
    W takiej stylizacji i z wygodnymi butami spotkanie nie może być nudne,
    bo i na rower, długi spacer czy do restauracji zabrać wypada i wygląda się cudnie!

    P.S. Po dziś dzień para ta jest razem i ma się całkiem dobrze,
    a buty leżą w szafie i czekają by na kolejnej randce je założyć i wyglądać modnie!

  115. Staram się nie trzymać w szafie zbyt wielu rzeczy – cenię minimalizm i porządek. Ale dla tego kompletu – spódnicy i żakietu – zrobiłam wyjątek, choć mają już ponad 50 lat.

    Tak, tak, mam w szafie komplet mający jakieś pół wieku.
    To zestaw, który uszyła sobie kiedyś moja babcia – krawcowa. W trudnych czasach, w których raczej trudno było o dostęp do najnowszych osiągnięć świata mody, babcia potrafiła wyczarowywać na swojej starej singerce prawdziwe cuda, dzięki którym zawsze wyglądała dobrze, mimo skromnych funduszy i niewielkich zapasów materiału, które udało jej się zgromadzić.

    Żeby było zabawniej – babcia była niziutka i pulchna. Ja jestem postawną, w dodatku wysoką dziewczyną. A mimo to stroje po mojej ukochanej babci pasują – to, co dla niej było długą spódnicą, na mnie okazuje się modelem midi, żakiet z długim rękawem – zmienia się w żakiet z rękawem 3/4 i tak dalej… Jedno się nie zmienia – solidny, dobrej jakości materiał, który przetrwał już sporo lat i z pewnością przetrwa kolejne, jeśli będę go dobrze traktować. I wzór, którego trudno szukać dziś w sklepach. 🙂

    Mam po babci kilka takich ciuchów – noszę je z dumą i z miłością, szczęśliwa, że mogłam dać im drugie życie i że w ten sposób kultywuję pamięć po kimś, kto znaczył dla mnie bardzo dużo. 🙂

    https://uploads.disquscdn.com/images/6433fbf4d5d70b7a64e4b82f0041980ce15b598aa8da4b7e41fc2d731ff207bf.jpg

  116. Jest taka pewna koszula. Ubierałem ją na spotkania ze
    znajomymi, ubrałem ją też na spacer ze wspaniałą dziewczyną. Cudownie spędzony
    czas, rozmowy. I w końcu musiało się to stać. Padł pomysł, by zrobić coś
    szalonego. To może wejdźmy na dach amfiteatru, będziemy mieć wspaniały widok na
    miasto. Problemy pojawiły się podczas schodzenia. Dziewczyna rozerwała sobie t-shirt więc zdjąłem swoją koszulę. Podczas tej nocy
    odwiedziliśmy jeszcze wiele ciekawych miejsc. Koszulę oddała mi tydzień
    później. Działo się to kilka lat temu, a my postanowiliśmy być razem. Koszula
    do dziś przypomina mi o tamtej cudownej wyprawie i ubierana jest na specjalne okazje.

  117. Akcja toczy się w końcówce pierwszej dekady XXI w., moje czasy wczesnolicealne. Ja – podlotek, lat 16, krótkie kręcone włosy, z których pojedyncze loki kokieteryjnie podkręcałam palcem, on – wysoki, rudy, piegowaty – sam seks. Na dodatek świetnie jeździł na łyżwach, a to wówczas w mojej paczce oznaczało kwintesencję prawdziwego mężczyzny. Po wielu próbach różnych strategii i kilku podchodach udało mi się doprowadzić do konfrontacji, której wynikiem była jego propozycja wspólnego wyjścia do kina.

    Ponieważ była ku temu oczywista okazja – pierwsza randka nie zdarza się codziennie – w przeddzień schadzki dumnym krokiem wmaszerowałam do najmodniejszego sklepu w mojej mieścinie. Równie dumnym, acz nieco zmieszanym ilością wydanych pieniędzy wyszłam trzymając w ręce nonszalancko torbę z najpiękniejszą dostępną koszulą w owym sklepie. Miałam nadzieję, że koszula ta zwiewna, z biedronkowym motywem przykuje uwagę nie tylko owadożernych ptaków.

    Nadeszła godzina „0” stoję pod kinem wystrojona jak szczurzyca na „galę” otwarcia nowego wysypiska, w moim zakupie, który okazał się gnieść się od samego patrzenia. I stoję. Zbliża się godzina „0.10”, a mojego rdzawowłosego absztyfikanta nadal nie ma. Przy całym zaaferowaniu, oboje speszeni niewymieniliśmy się numerami telefonów. Dwanaście minut po godzinie spotkania weszłam zażenowana do sali, w której już kończyły się reklamy. Po skończonym seansie nadal zawstydzona wyszłam szybko ubierając płaszcz, chcąc opuścić miejsce mojego ośmieszenia.

    Następnego dnia mój ognistogrzywy szczurek, król lodowiska czatował na mnie przed szkołą. Bijąc się w pierś wyspowiadał się, że spóźnił się nieco więcej niż 12 minut i wpadł do kina na sam seans, a gdy znów zapaliły się lampy dostrzegł mnie w tłumie, lecz pomimo stratowania kilku gimnazjalistów, nie udało mu się mnie dogonić. Wspaniałomyślnie wybaczyłam.

    Kiedy ktoś z wtajemniczonych o naszej randce tego dnia pytał jak było w kinie, odpowiadaliśmy zgodnie wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami, ze film był świetny.

    Koszula-gnieciuch jest ze mną do dziś, schowana w bezpiecznym miejscu, jak na symbol tryumfu w moich pierwszych podbojach męskich serc przystało.

  118. Zdecydowanie największym sentymentem zaglądając do mojej szafy, darzę (niegdyś bałe) trampki, w których wybrałam się na swój pierwszy koncert. W sumie to już nie trampki, ale trampek. 😀 Na koncercie bawiłam się tak świetnie, że do domu wróciłam już bez jednego buta. Szczerze mówiąc, dopiero po fakcie zorientowałam się, że na mojej stopie czegoś brakuje… 😛 Teraz, patrząc na starego, brudnego trampka, z sentymentem wspominam swój pierwszy koncert – dzień, w którym w końcu poczułam, że żyję. 😀 Mimo, iż już nigdy nie będzie mi dane go założyć, chyba nigdy go nie wyrzucę, bo wiążę z nim wspaniałe przeżycia! 😉

  119. Ja do dziś w swojej szafie trzymam pieluszkę tetrową po mojej córeczce, którą ją otulałam do snu – do dziś wywołuje we mnie łzy wzruszenia i okrzyki radości także u męża. To nie jest taka zwyczajna pieluszka tetrowa, bowiem od góry do dołu, wzdłuż i wszerz wypełniona jest wspomnieniami ze wspólnych spacerków, podróży, chwil spędzonych na beztroskiej zabawie 🙂 Kilkanaście, ba! kilkadziesiąt centymetrów (70x80cm) miłości jaką ją darzę, którą mogłabym wspominać za każdym razem gdy mi smutno i tęsknie – dzięki niej od razu uśmiech pojawia się na mojej twarzy i zapominam o wszystkich troskach, zmartwieniach…Ta pieluszka to najbardziej sentymentalna rzecz w mojej szafie, a zarazem najpiękniejsze wspomnienia pokazujące bezwarunkową miłość do córki, która nie zna granic :))

  120. Sentyment…Moja mama była piękna i cudowną kobietą, która od młodzieńczych lat sama szyła sobie ubrania w czym była genialna, jedną z takich rzeczy jest sukienka, którą uszyła i nosiła w wieku 20-stu lat a następnie założgyła na swoje 50-te urodziny dodając jedynie ozdobną wstążkę i prezentowała się ślicznie. Mimo tego, że mamy od dawna nie ma już ze mną to Ta właśnie sukienka wisi w mojej szafie i jest dla mnie tak ważną pamiątką, że nigdy nie byłabym w stanie jej wyrzucić.

  121. Oj tak, chyba każdy ma takie ubranie, z którym nie może się rozstać. Czytając Twój post od razu pomyślałam o moim żółtym, grubym swetrze. Został zrobiony na drutach przez moją babcię jakieś 30 lat temu dla swojej córki czyli mojej mamy, gdy była jeszcze nastolatką. Uwielbiała go, ma mnóstwo zdjęć z młodości właśnie w tym swetrze. Jest nawet zdjęcie gdy była w ciąży z moją starszą siostrą, później ze mną malutką na rękach- oczywiście w żółtym sweterku. Później moja starsza siostra go odziedziczyła w spadku. Z łatwością można było zauważyć, że go uwielbiała. Teraz żółty sweter jest u mnie w szafie. Mimo tego, ze jest ponad dwa razy starszy ode mnie, nie widać ani jednego śladu zniszczenia. Tata się śmieje, że całe życie będzie go ten żółty sweter prześladował. I ma rację, bo za nic w świecie nikomu go nie oddam, no chyba ze moim dzieciom w przyszłości. Oprócz tego, ze sweter świetnie wygląda i niejednokrotnie pytają mnie znajomi, gdzie taką perełkę dorwałam, wydaje mi się, że nie ma nic piękniejszego od uśmiechu na twarzy mojej babci, gdy widzi, że zrobiony przez nią własnoręcznie sweter tak dawno temu, jest nadal noszony i to z taką przyjemnością. Pozdrawiam gorąco, Agata. 🙂

  122. Ubrania, do których mamy sentyment zajmują chyba największą część naszej szafy. U mnie jedną z takich rzeczy jest kwiatowa sukienka mojej mamy. Ma około 20 lat i pochodzi z czasów jej wczesnej młodości. Mimo tego jest w świetnym stanie i wciąż mogę cieszyć się z niej w cieplejsze dni! Mama poznała w niej tatę na urodzinach wspólnego znajomego. Mi również przyniosła szczęście, bo mając ją na sobie, po raz pierwszy się zakochałam. Jest na pewno moją ulubioną sukienką, bo mimo upływu lat wciąż pasuje do coraz to nowszych trendów, dzięki czemu mogę nosić ją na mnóstwo sposobów np. w połączeniu z białymi trampkami i malutką, jasną torebką tworzy dziewczęcą stylizację na co dzień, a gdy ubiorę do niej beżowe szpilki, biały żakiet i torbę- jestem ubrana elegancko. Jestem przekonana, że prędko się jej nie pozbędę, bo taka rzecz w szafie to prawdziwy, bezcenny skarb! 🙂

  123. Odkad siegam pamiecia nieodlaczna czescia mojej garderoby sa kamizelki.Jedna jest jednak szczegolna bo ma juz swoje lata.To moja pierwsza kamizelka. Gdy mialam jakies 12 lat (teraz mam 12x? wiecej 😉 wybralysmy sie z mama na wakacje do kuzynki.Mialysmy dluga podroz z kilkoma przesiadkami .Czekajac na kolejny pociag postanowilysmy pochodzic po dworcu bo nie znalysmy okolicy i balysmy sie wychodzic na zewnatrz.Na owym dworcu byl taki malutki sklepik ze wszystkim poczawszy od rzeczy sporzywczych po ubrania i inne potrzebne drobiazgi.Gdy weszlam do srodka zaczelam ogladac po kolei wszystko co tam bylo.Podeszlam do wieszaka z ubraniami i moj wzrok zatrzymal sie wlasnie na niej.Byla sliczna.Dzinsowa,niebieska, powycierana tu i owdzie z ponaszywanymi wielkimi kolorowymi napisami.Zakochalam sie w niej od pierwszego spojrzenia ,ubralam ,co prawda byla ciut zaduza ale w tamych czasach modne byly luzne ciuchy wiec ok.Dopiero gdy zobaczylam cena 65tys.zatkalo mnie.Nie mialam przy sobie takiej kasy a wtedy byla to naprawde duza suma.Mama widziala moja mine ale nie chcialam ja prosic o tak drogi prezent.Wyszlam ze sklepu ze lzami w oczach.Mama po chwili o czyms sobie przypomniala i wrocila sama do sklepu.Dotarlam do kuzynki ktora zaproponowala bym razem z nia chodzila na zbior truskawek.Zgodzilam sie .Po dwoch tygodniach ciezkiej pracy dostalam wyplate i omal nie umarlam ze smiechu gdy zobaczylam dokladnie 65tys.zl.ale mina mi zrzedla bo przypomnialam sobie o kamizelce i bylam pewna ,ze ktos juz na pewno ja kupil.W drodze powrotnej do domu wstapilysmy do sklepiku na dworcu, podeszlam do wieszaka a na nim nie bylo mojej kamizelki.Pani za lada usmiechnela sie do mnie i kazala chwile poczekac.Wyszla po cos na chwile i wrocila z moja kamizelka.Oczywiscie kupilam ja ale bylam zdziwiona dlaczego ja dla mnie schowala.Okazalo sie ,że mama kazala ja odlozyc bo wiedziala ,że bedziemy zarabiac na truskawkach i postanowila dolozyc mi troche gdyby i zabraklo.Bylam szczesliwa jak nigdy w zyciu i wszystkie kolezanki mi jej zazdroscily.Do dzis wisi w szafie wsrod innych kamizelek bo od niej zaczela sie moja milosc do nich.Przyznam,ze mam spora kolekcje ale ta jest naprawde wyjatkowa i niepowtarzalna.

  124. Był naprawdę zimy poranek, miasto
    było zasypane śniegiem i praktycznie nie przejezdne. Zdecydowałam
    się na odwiedziny sąsiedzkiej kawiarni. Zamówiłam swoje ulubione
    capuccino, Zamknęłam oczy i rozmarzyłam się, zaczęłam
    wspominać zapachy, smaki i widoki związane z zimą. Zrobiło mi się
    ciepło na sercu i poczułam spokój. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam
    jego, uśmiechnęłam się pod nosem bo wydał mi się on tak
    pasujący do sytuacji pogodowej jaka dziś panowała. Miał na sobie
    wyraźne śniegowe gwiazdki i roztaczał męski zapach wypełniony
    nutami korzennymi – kardamonu, cynamonu i chyba imbiru. Był po
    prostu przepiękny i bardzo stylowy. Jak wspominam sobie tą sytuację
    to musiała ona wyglądać bardzo śmiesznie: ja wpatrzona w niego i
    co…. no właśnie nic. Spotykaliśmy się jeszcze przypadkowo ( a
    może i nie 🙂 ) kilka razy gdy pewnego dnia zapłaciłam rachunek
    już za dwie kawy i tak zaczęła się moja znajomość z
    właścicielem tego pięknego, modnego, nietuzinkowego zimowego
    ciepłego swetra. Było mi miło w jego towarzystwie, mieliśmy wiele
    wspólnych tematów a i nasze spotkania były coraz częstsze. Już w
    kolejną zimę i ja mogłam się cieszyć z noszenia tego cudownego
    swetra. Mój narzeczony był tak zakochany we mnie, że dzielił się
    ze mną praktycznie wszystkim. Po kilku latach zostaliśmy
    małżeństwem a sweter ten nadal jest przez nas przechowywany jako
    pamiątka naszego poznania. W mojej rodzinie krąży anegdota, że
    najpierw zakochałam się w swetrze a dopiero potem w jego
    właścicielu. Nie polemizuję z nią gdyż jest to prawda,
    aczkolwiek później sweter stał się dodatkiem do naszej miłości
    a nie jej sednem. Co roku mamy małżeński rytuał, gdzie w okolicy
    grudnia wyjmujemy sweter z pudełka i robi się od razu jakoś tak
    romantycznie, ciepło na sercu i pojawia się błysk w oczach,
    odżywają wspomnienia. Przypominamy sobie pierwsze chwile i emocje
    naszego pierwszego spotkania. Mogę powiedzieć, że mamy swoje
    święto miłości w grudniu z zimowym swetrem ale już w tle.

  125. Dokładnie pamiętam co moja mama na sobie nosiła,
    gdy z 20 lat temu mnie pisać uczyła.
    Chociaż chodziłam wtedy dopiero do maluchów,
    nie umiałam od nauki i czytanek oderwać paluchów.
    Przyszły studia i wszystko się odwróciło,
    jednak moje zamiłowanie do tego co miała na sobie się nie zmieniło.
    Dokładnie pamiętam ten golf długi i czerwony,
    przez wiele lat od mojej mamy ulubiony.
    Na przodzie znajdowały się Dalmatyńczyki trzy,
    mam wiele zdjęć na których jesteśmy tylko my – no i oczywiście biało czarne psy.
    Przez wiele lat, gdy na niego patrzyłam,
    z dzieciństwem wszystko kojarzyłam,
    w końcu przyszedł jednak swetra kres – a ja krzyczałam „jest!”
    W końcu mama mi go przekazała, abym zawsze o tych wspólnych chwilach pamiętała.
    Zaszywam się w nim w ciepłe wieczory – to mój sposób na relaks ulubiony.
    Mam nadzieję, że przetrwa kolejnych lat pięćdziesiąt,
    a kiedyś moje córki się z niego ucieszą 🙂

    P.S. Sweter istnieje, to czerwony długi golf, dużo za duży, z wielkimi Dalmatyńczykami z przodu, do którego mam przeogromny sentyment! Pachnie moją mamą, przypomina mi ją, a moja wizja przyszłości opiera się na wierze w to, że kiedyś będę w nim uczyła czytać moje dzieci. Pozdrawiam serdecznie!

  126. Powinnam zacząć od tego,że jestem osobą bardzo sentymentalną. Każda rzecz ma dla mnie jakąś wartość,jednak najbliższa memu sercu jest sukienka z młodości mojej mamy. Mimo tego,że jest to prosta czarna sukienka z dekoltem i rzędem guzików ma w sobie niesamowitą historię. Sukienkę tą uszyła moja prababcia jako prezent na 18 urodziny mojej mamy. Sukienkę odkopałam wspólnie z mamą podczas porządków,które robiłyśmy przed remontem domu. Kiedy ją przymierzyłam była jak szyta na mnie,tym bardziej, że ja i moja jesteśmy do siebie bardzo podobne. Ta sukienka jest dla mnie czymś więcej,niż tylko kawałkiem materiału. Jest dla mnie czymś jak zdjęcie,wspomnienie,kawałkiem historii. Gdy moja prababcia szyła sukienkę była chora- miała raka . Pamiętam jak moja mama opowiadała mi jak jej babcia szyła tę sukienkę,nie mogła już chodzić,oczy miała przygasłe ale bardzo chciała dać ją mojej mamie . Niedługo potem jak moja mama dostałą sukienkę babcia zmarła. Dla mojej mamy była to najpiękniejsza pamiątka,którą poźniej dała mnie. Od tamtego czasu towarzyszy mi w ważnych momentach mojego życia, miałam ją na sobie na maturze,na kilku ciężkich egzaminach w czasie studiów. Dbam o nią jak najlepiej mogę,bo to jedyne wspomnienie o mojej prababci,której nigdy nie poznałam.

  127. Historia tyczy się t-shirtu ze zdjęcia.Starego, poczciwego t-shirtu, który ma już dokładnie 14 lat. Miałam 10 lat i byłam z rodzicami nad morzem. Wszędzie było mnóstwo stoisk z koszulkami, tą tata kupił mi raczej przypadkiem. Przechodziłam w niej całe wakacje, cieszyłam się, że mam modny t-shirt z jakimś piosenkarzem. Nie wiedziałam kto to, dopóki brat taty nie dał mi płyty, nagranej na startej płycie CD. Gdy jako 10 latka włączyłam w domu płytę i usłyszałam pierwsze wersy wyrapowane przez Eminema, oszalałam. Moje życie zmieniło się diametralnie! Zapisałam się do klasy polonistycznej (też chciałam pisać teksty), zaczęłam trenować koszykówkę (której Eminem był fanem) i jakoś łatwiej radziłam sobie z problemami. Zaczęłam pisać własne teksty i chować je do szuflady. Pomagało mi to wyrzucić z siebie cały młodzieńczy ból i smutek po pierwszym rozstaniu z chłopakiem czy kłótnią z przyjaciółką. Zaczęłam postrzegać pewne sprawy inaczej, a hip-hop wciągnął mnie do swojego świata i pochłonął całkowicie. Nauczyłam się języka angielskiego ekspresowo (w gimnazjum pisałam już nawet teksty po angielsku). Dzięki temu pokochałam ten język i wiedziona tą miłością, ukończyłam nawet studia w tym kierunku. Pokochałam męskie sporty, podobne do tych, które uwielbiali moi ulubieni raperzy. Dzięki miłości do żużla, dziś mam u swego boku wspaniałego mężczyznę(którego poznałam na jednym z meczów), a i w pakiecie z tym mężczyzną Bóg obdarował mnie też drugim-półtora rocznym cudem.Dziś wiem, że jestem kim jestem i jestem w miejscu w którym jestem (szczęśliwa i spełniona), dzięki tej poczciwej koszulce, którą tata kupił mi na nadmorskim bazarku. Za nic w świecie jej nie wyrzucę, zajmuje honorowe miejsce w mojej szafie, a kto wie… może za kilka lat przekażę ją mojemu synowi…. 🙂

    https://uploads.disquscdn.com/images/12108b4189c20f3f4293a0e0dc27bf2fd2a382ca7f17b19021cfa4008dd43b52.jpg

  128. Sentymentalna rzecz w mojej szafie to suknia ślubna, którą miałam na sobie podczas najważniejszego dnia w moim życiu. Odziedziczyłam ją po babci, która również miała ją na sobie, gdy brała ślub z moim dziadkiem. Suknia przyjechała do niej aż z Iranu, skąd przetransportowała ją siostra mojej babci, która po wojnie trafiła pod opiekę irańskiej rodziny. Na pożegnanie została obdarowana najcenniejszym skarbem pani domu – jej własną suknią. Mimo tego, że nie było łatwo przewieźć suknię do Polski, jakoś udało się jej nie zniszczyć. Suknia miała czekać na ślub siostry mojej babci, niestety została ona starą panną, a suknię mogła założyć moja babcia. Po delikatnym odświeżeniu, ja założyłam tę samą suknię równo 50 lat później 🙂

  129. Jak dobrze, że w swoim sentymentalnym wydaniu nie jestem odosobiona:) Jak wielu z nas mam w garderobie przynajmniej kilka takich rzeczy, z którymi tylko „przymierzam się rozstać” i na pierwszej lub drugiej przymiarce się kończy! Ponownie zajmują honorowe miejsce na półce i w moim życiu. Moja córka, która „jest w tym dobra” , naciska mnie, że muszę się pozbyć zbędnych rzeczy, bo i tak juz się nie przydadzą! Ja nie ulegam, nawet jezeli ona coś do oddania odłoży, po cichu i niepostrzeżenie wraca to do moich najcenniejszych zbiorów.
    Najbardziej sentymentalna rzecz- mój kostium ślubny(jak to archaicznie brzmi, już teraz kostiumów się chyba nie nosi?), dokładnie 27 lat temu 27.01. założyłam go , aby w Pałacu Ślubów powiedzieć sakramentalne „tak”. Ile było zachodu, aby w końcówce lat 80-tych zdobyć jakiś super ciuszek! Materiał na marynarkę i spódnicę zdobyty w Pewexie w Warszawie- zieleń nieco butelkowa, trudna do określenia, (nigdy nie lubiłam zieleni!!), lekko błyszczący, lejący się; podszewki też nie mozna było zakupić, musiałam się posiłkować białą!, innego koloru nie było. Potem moja kolezanka uszyła mi w ekspresowym tempie, dwie przymiarki i już gotowa! I był efekt, dzis spokojnie, może tylko długość spódnicy bym skróciła, można by założyć, przecież zielń jest modna w tym sezonie; przemilczałam jeden malutki szczególik, ja juz się w spódnicę nie mieszczę, pasuje jak ulał na moją dorosłą córkę:) Nigdy się nie rozstanę ze świadkiem mojej życiowej historii! A drugi sentymentalny ciuszek-pierwsze śpioszki i buciki pierworodnego syna. Był wcześniakiem, wszystko,co wczesniej kupiłam, było za małe! Są takie mini mini! Już wiadomo pożółkłe, ale pamiętają pierwsze
    dni mojego synka. Z tymi rzeczami też nigdy przenigdy sie nie rozstanę! Dobrze, że mamy swoje historie, że ubrania tez tworzą nasze życie, że nasza pamięć koduje takie chwile!!

  130. U mnie co prawda, ani nie żółta czapka, ani nie chusta, ale też zimowy element garderoby jest darzony przeze mnie największym sentymentem. Gruby zielony golf – uwielbiam go, a jednak zielonego nienawidzę. Magia? Nie. Po prostu jest on w odcieniu butelkowej zieleni, którą jeszcze mogę zdzierżyć. Coś, co jest dla mnie wspaniałe, nie kryje się jednak w kolorze. Ten golf pewnego razu podkradłam mojej mamie, kiedy temperatura nie sprzyjała założeniu żadnego z moich sweterków, które jakimś cudem uratowały się po dogłębnym wykonaniu czystek w mojej szafie. Wygląda on nieco charakterystycznie – trochę przykrótki, szeroki. Jak modelka to w nim nie wyglądam, co to – to nie (a czy w czymś innym wyglądam? hm… nie wchodźmy w szczegóły :D) Co dziwne, jakimś cudem mi się spodobał. Możliwe, że to przez rozszerzane rękawy, w których się lubuję. Możliwe też jednak, że to tutaj pojawiła się magia! Rodzinna magia. Zostałam bowiem poinformowana przed mamę, że sweter ten zrobiła dla niej babcia za czasów studenckich. No cóż, prababci niestety nie miałam okazji poznać, ale za to mogę się domyślić, że miała całkiem dobry gust na tamtejsze czasy! Zielono-butelkowy golf przeżył więc już jedno pokolenie studenckie (i podkradanie przez moją babcie – mam wrażenie, że wszyscy mamy jedną szafę! :D), a teraz jest w trakcie drugiego i nie ma zamiaru umierać. Uwielbiam go, choć słyszy on zarówno wnoszące go ku niebiosom komplementy, jak i pogardliwe komentarze. No cóż – takie życie! Wszystkim nie dogodzisz, ale ważne, że golf dogadza podczas mrozów mi 😀 Sentymenty wygrywają!

  131. Rok 2006. Lato.
    Perspektywa nadchodzącego koncertu kieruje mnie na zakupy w poszukiwaniu
    rockowej sukienki. Buty i torebkę już mam. W końcu znajduję tę
    wymarzoną sukienkę – białą z drapieżnymi ćwiekami przy kieszeniach.
    Niestety ma jedną wadę. Jest za droga. Sprzedawczyni dostrzega moje
    niezdecydowanie. Zaczynamy rozmawiać. Po 15 minutach jestem z nią na Ty i
    wiem, że tak jak ja uwielbia Jima Morrisona. Kaśka kupuje mi sukienkę
    na swoją zniżkę pracowniczą. Płacę grosze i po 45 minutach wychodzę ze
    sklepu. Na drugi dzień zapraszam ją do znajomych na portalu
    społecznościowym. Rok 2016. Jesień. Kaśka jest moją najlepszą
    przyjaciółką. Nadal kochamy Jima i The Doors. I wciąż nie chodzimy na
    koncerty. Nie jestem w stanie zliczyć na ilu już byłyśmy ? Pomyśleć,
    że historia naszej przyjaźni zaczęła się od…sukienki. sukienki, do której mam nieśmiertelny sentyment!

  132. Ja mam sentyment prawie do wszystkiego, dlatego z roku na rok w mojej szafie przybywa ubrań, bo nie potrafię się rozstać ze starymi. Ale najważniejsze miejsce na moich pólkach niezmiennie od lat zajmuje przepiękna, i jak dla mnie, naprawdę droga biała koszula. Mam ją już od 10ciu lat.. Miałam wtedy 17stkę i kupiłam ją sobie, bo chorowałam na nią. Odkładałam, odkładałam i MAM! Tak ją szanuję, że ubieram ją raz w roku, przez co ciągle wygląda jak nowa. Mam nadzieję przetrwać w niej jeszcze przynajmniej dziesięć, a jak bóg pozwoli (i mole nie zjedzą) to jak najdłużej. Kocham tę bluzkę. Mam do niej taki sentyment, że hoho.. Noo mam też wiele innych rzeczy, również sentymentalnych, jednak już na mnie niestety nie pasują. Pozdrawiam wszystkich przywiązanych do swoich rzeczy!:)

  133. Moje serce zdobyła lakierowana torebka mojej babci ( załączam zdjęcie: https://uploads.disquscdn.com/images/081de7c9e2d3a52f004116e9f96e8c97a0d540efccfe7417014d164bee9f04d7.jpg )

    Dla kogoś może to zwyczajny, niemodny damski kuferek, dla mnie najcenniejszy, pełen sentymentalnych wspomnień talizman. Babcia przeżyła wojnę i utratę najbliższych, a jednak mimo wszystko nigdy nie przestawała wierzyć w to,że ludzie są dobrzy…
    Słowa wypowiedziane przez Alberta Einsteina „Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia” – są o Niej. Zawdzięczam jej wszystko, bo babcia poświęciła swoje życie by mnie wychować. Motywowała mnie, wspierała, podsuwała mi pomysły, stała się moim Aniołem Stróżem. Była i jest moją największą inspiracją. Dzięki Niej pokochałam styl retro. Jej torebka to mój magiczny skarb. Babcia ukryła w niej: – promyk słońca (by rozświetlał mi każdy szary dzień), – leki podmuch wiatru (by przepędzał złe smutki) i – zapach bzu (bym czuła maj przez cały rok). Nie zamieniłabym jej na żadną inną torebkę! Pamiętam jak babcia chodziła dumnym krokiem, uśmiechnięta i taka elegancka, ta klasyczna torebka idealnie komponowała się z całością, stanowiąc najważniejszy dodatek.
    Teraz ja ją noszę… I mam cichą nadzieję, że pewnego dnia dorównam babci (nie tylko elegancją), bo marzę, by być takim człowiekiem jak Ona. Może zaczarowana, ponadczasowa torebka mi pomoże…?

  134. Więc moja sentymentalna rzecz to… buty! Piekne wysokie brokatowe, złote buty. Obcas ma 20cm a platforma 6cm… tak tak wiem mega wysokie i nie da się w nich chodzić. Dlatego nie chodzę w nich ale cały czas stoją w mojej szafie juz ładnych kilka lat. Były to moje wymarzone buty, na które długo zbierałam pieniądze. W końcu się udało. Buty są całe brokatowa a ja jak to kobieta lubię świecidełka. Są złote więc prezentują klasę. To zdecydowanie najbardziej sentymentalna rzecz, której nie sprzedam ani raczej nie założę na żadną okazję ale zawsze mam ją w sercu 🙂

  135. Słoneczny kwietniowy poranek. Pamiętam jak by był zaledwie wczoraj. Była to sobota, lecz nie taka zwykła jak wszystkie inne. Ten dzień miał rozpocząć nowy rozdział z moim życiu. Tak mi się przynajmniej wydawało bo jak nazwać randkę z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, obiektem westchnień każdej dziewczyny, istnym żyjącym ideałem, uosobieniem wszelkich cnót. Emocje udzielały mi się już dzień szybciej co sprawiło, że ów dnia wstałam o świcie. Makijaż, fryzura i ubiór zajęły mi kilka dobrych godzin. Pragnęłam być idealna pod każdym względem. Godzina 10.00 … wyruszyłam na autobus. Zwarta i gotowa by stawić czoła przeznaczeniu. Po około 20 minutach byłam już na umówionym miejscu naszego spotkania. 10, 20, 30…. minut a uosobienia mojego ideału nie było widać. Myśli o tym, iż się nie pojawi skrupulatnie odganiałam. Po ponad godzinie czekania ze łzami w oczach i zawiedzeniu ruszyłam w głąb miasta. Mijałam kolorowe wstawy, suknię w kwiaty i kolekcję wionenne. Każde z nich pałały radosnymi kolorami i ciekawymi motywami. Czułam się beznadziejne w obliczu tylu radości w czasie mojego zawiedzenia miłosnego. I wtem ujrzałam je, ciche, skromne, granatowe i przytłoczone masą innych kolorowych i wzorzystych par butów. Były idealne ani nie wymyślne, ani nie banalne w sam raz dla mnie. Na skrzydłach miłości wbiegłam do sklepu wprost na miejsce ich pobytu. Nie czułam już zawiedzenia, bólu i rozpaczy z powodu nieudanej randki. Liczyło się tylko tu i teraz. Sięgnęłam po odpowiedni rozmiar i przystąpiłam do mierzenia ów szpilek. Były idealne, a na nodze wyglądały jeszcze wspanialej. Kubłem zimniej wody okazała się dość kosmiczna cena. Lecz długo się nie zastanawiałam, wyciągnęłam swoje ostatnie oszczędnośći i ruszyłam do kasy. Po zakupie od razu je włożyłam. Posowały wpros wspaniale do mojej obcisłej biało granatowe sukienki . I tak oto w mało sprzyjających okolicznościach poznałam moje buty idelane. Mimo już dość pokaźnego wieku nadal mają miejsce honorowe w mojej szafie i nie zapowiada się aby to się zmieniło. Są moim symbolem, znakiem rozpoznawczym już nieprzerwanie od 5 lat i mimo upływu lat nadal wyglądają wprost oszałamiająco jak w dzień zakupu.
    Ps. Mój ideał na drugi dzień przyszedł z bukietem róż i przeprosinami. Jak się później okazało zatrzymały go sprawy rodzinne, a nasza kolejna randka przebiegła bez wiekszych problemów bo przecież miałam wtedy na sobie swoje ukochane buty , które z czasem i on zaakceptował jak moją pierwszą najważniejszą miłość i tak oto akceptuje je do dnia dzisiejszego.

  136. Do dzisiaj mam ją w swojej szafie i mimo, iż ma ona już naście lat, noszę ją każdego lata (już w zasadzie tylko na ogródek działkowy), moją ulubioną, szarą, krótką sukienkę, kupioną na wyprzedaży w H&M w stolicy Holandii. Zwiedziłam w tej zwiewnej sukience Amsterdam w 1 dzień od środka. Love, peace and happiness! Na rowerze, między kanałami, obok
    pływających targów kwiatowych, na miejskiej plaży. W ciepły, letni dzień, pracując w czasie studenckich wakacji pod Amsterdamem, wybrałam się z moim przyjacielem z Ekwadoru na przejażdżkę po tętniącej życiem
    holenderskiej stolicy. Trampki, designerska sukienka na ramiączkach, 25 C i miętowy rower. Jechaliśmy na rowerach powoli, uroczo niedbale, a pełna
    zakamarków amsterdamska starówka, relaksujące oazy zieleni i
    orzeźwiająca bliskość wody wprawiły nas w urlopowy nastrój.
    Zauważyłam, iż w przyjemnie ciepłe, letnie wieczory mieszkańcy
    Amsterdamu chętnie spędzają czas na świeżym powietrzu. Na pokładach
    barek mieszkalnych i przed drzwiami domów ustawiają nakryte do kolacji
    stoły i wesoło przy nich biesiadują, nie przejmując się spacerowiczami.
    Już wiem, że Amsterdam słynie nie tylko z malowniczych uliczek, ale
    również ze wspaniałych targów kwiatowych. Na barkach przy kanale Singel
    kupiłam kwiaty, nasiona i cebulki z okolicznych szkółek. A na cóż
    miałam ten wiklinowy koszyk przy kierownicy, jeśli nie na słynne na
    całym świecie amsterdamskie kwiaty? Trochę zgłodnieliśmy – lunch zjedliśmy w poleconej nam przez koleżankę restauracji, o wystroju w
    chłodnym industrialnym stylu, koniecznie nad ukochaną wodą.
    Przekonałam się również, że wędrująca piaszczysta plaża w nowej
    dzielnicy Ijburg to wspaniałe miejsce na kąpiel. Amsterdam na rowerze
    pokazał nam się od swojej ekscentrycznej strony, a przy tym kipiał kolorami i tonął w ukochanych przeze mnie kwiatach, które
    przedstawiały obraz iście rajski, malowany najrozkoszniejszymi
    barwami. Świeże powietrze, błękitne niebo, pyszne
    jedzenie w pięknej oprawie i my – młodzi, uśmiechnięci ludzie w letnich, lekkich ubraniach. Wspomnienie tamtej wycieczki zostało mi do dzisiaj. Wrażenie idylli zabraliśmy ze sobą, wracając do domu. Zawsze, gdy zakładam moją ulubioną, letnią, zwiewną sukienkę, wspominam tamtą przejażdżkę, oraz to, jak szybko opanowało mnie poczucie szczęścia i
    odprężenia w towarzystwie wyjątkowego, prawdziwego przyjaciela z drugiego końca Ziemi.

  137. Wiem że to zabrzmi jak banał ale moją najbardziej sentymentalną rzeczą w szafie jest moja suknia ślubna. Straciłam już nadzieję że dane mi ją będzie kiedykolwiek założyć ..a jednak. Mieszkając przez wiele lat za granicą bez rodziny wiedziałam że wesele może odbyć się tylko w Polsce (nie wyobrażałam sobie żeby nie było na nim moich najbliższych osób). Moja druga połowa podzielała moje zdanie w tym temacie jako że i on przebywał za oceanem bez rodziny. Suknia ślubna którą zobaczyłam pewnego dnia dosłownie zawładnęła moim umysłem …po prostu musiałam ja mieć! Nie był to planowany zakup i mocno nadwyrężył nasze oszczędności ale byłam szczęśliwa. Po roku wróciła z nami do kraju a ja zaszłam w ciążę. Niestety z powodu chorób i śmierci bliskich osób temat ślubu i wesela odszedł na plan dalszy a z czasem w ogóle przestaliśmy go poruszać. Dopiero dwanaście lat pózniej w roku w którym kończyłam 40 lat stwierdziliśmy że to jest ten moment. Mogłam wreszcie założyć moją suknię ślubną !! Ślub i wesele był wspaniałą uroczystością a ja cały czas myślałam że warto było poczekać żeby przeżyć coś tak wspaniałego. Sukienkę zostawiłam dla mojej córki chociaż ona od dawna mówi mi że wybierze sobie swoją i pomimo że ma dopiero 13 lat ma już podobno jedną upatrzoną ( heh niedaleko spada jabłko od jabłoni) . Ja zaś jak spoglądam na sukienkę wiszącą w mojej szafie myślę sobie że nigdy nie jest za pózno i że życie naprawdę zaczyna się po czterdziestce :-).

  138. Moja szafa jest lekko nieuporządkowana, kolorowa i zróżnicowana. To znaczy, że na wieszakach wiszą
    obok siebie ubrania z sieciówek, sukienki szyte na miarę, ale też ciuchy z second handu.

    Jednym z moich ulubionych ubrań jest czarna sukienka vintage, kupiona za grosze. Zapinana na zakładkę, w stylu uproszczonej szmizjerki, z dwoma złotymi guzikami, i zwężaną talią. Z głębokim dekoltem i zaokrąglonym dołem. Szyk i styl sam w sobie. Obecnie czeka na specjalną okazję, kiedy będę mogła wyeksponować w niej swoje atuty 😉

  139. W mojej szafie od 12 lat na wieszaku wisi pewna osobliwa, biała kamizelka. Niczym z pozoru nie różni się od żadnej innej ale dla mnie znaczy tak wiele. Dla mnie ona znaczy:
    – Radość świąt i choinki spod, której 12 lat temu ją wyciągnęłam i cieszyłam się czystą, dziecięcą radością, o której mi przypomina w dorosłym życiu
    – Zapach drewna i kominek przy którym przesiadywałam w niej zimowe wieczory
    – Wycieczkę w góry i całą moją klasę, wszystkich tych ludzi, którzy dzisiaj obrali wiele różnych dróg, i jedyne co zostało nam z tamtych lat to wspomnienia i moja kamizelka, która pozwala mi na powrót do przeszłości i choć na chwilę pomaga mi w patrzeniu na świat z perspektywy dziecka, którym byłam i mam nadzieję jak najdłużej zostanę choć w małej części.

  140. Pamiętam rok 2005, kiedy do naszej szkoły wprowadzono wymóg noszenia mundurków. W całej szkole przeprowadzono ankietę jak miałyby one wyglądać. Pisaliśmy różne rzeczy od zabawnych do bardziej przerażających, były propozycje koloru koperkowo-zielonego lub w żółte kropki. Ostatecznie wybrano marynarkę z ciężkiego, grubego jeansu, ciemno niebieskiego. Nie mieliśmy wyboru i każdego dnia zmuszano nas do noszenia owych marynarek. Po roku, po zmianach politycznych, nakaz został zdjęty, ale mundurek pozostał do dziś, w mojej szafie na pamiątkę szkolnych lat, wygłupów, prób chowania mundurka i przerabiania go na różne sposoby, zdejmowania go i uciekania przed nauczycielami. Myślę, że zostanie ze mną na długi czas i będzie przypominał mi o wspaniałych szkolnych latach.

  141. Rzecz w mojej szafie do której mam ogromny sentyment to moja najepsza bluzka ciążowa jaką w życiu miałam zaszczyt nosić na sobie tą bluzkę dostałam od mojego męża który sam na zakupach mi ja kupił i w domu dając mi ja powiedział: „macie dziewczyny prezent od szczęśliwego przyszłego taty żeby wam się ze mną wygodnie spacerowalo i nie tylko ze mną. Kocham Was”. Do dzisiaj trzymam ja w szafie i wiem że w obecnej ciąży w ktorej jestem teraz także będę ją nosić. Kocham tą bluzkę też za to że jest to bluzka ciążowa która przypomina mi cudowne chwile z ciąży z moją perełką która ma już aż 7 miesięcy a pomyśleć że czowiek pamieta wszystko jakby wydarzylo sie wczoraj . 🙂 buziaki dla was 🙂 https://uploads.disquscdn.com/images/688c8f3c5b7b3d927b62962eb943a4c1ff8bd9c2bfd4838b82c52628907d014d.jpg

  142. W mojej szafie mam sukienke ktora ma jest juz ze mną 12 lat i nie moge sie jej pozbyc sumienie mi na to nie pozwala i uwielbiam ją. Jest koloru czarnego mojego ulubionego . Ma w szafie wyjatkowe i szczegolne miejsce jest zawsze zauwazana i dotykana przeze mnie i choc sie w nia nie mieszcze jest u mnie i nadal bedzie przez długi jeszcze czas.

  143. W mojej szafie nie brakuje ciuszków-rezydentow ale ich obecność nie ma nic wspólnego z sentymentem . Raczej powiedziałabym,że to obsada poczekalni . Kupione o 2,3 rozmiary za małe, od lat oczekują aż do nich „dochudnę” 🙂 Nie przyzwyczajam się do rzeczy od czasu gdy przekonałam się jak kruche jest życie. Jest jednak jeden wyjątek.Za duży na mnie męski t-shirt w kolorze…fuksjowym. Wiele lat temu ,za czasów zgrzebnej komuny ,kiedy to ciuchy miały najczęściej kolor szary lub bury ,przyjaciółka moich rodziców- -Monika, z pobytu w Stanach przywiozła w prezencie całej naszej rodzince kolorowe bawełniane koszulki. Były w obłędnie jaskrawych kolorach 🙂 . NIKT takich nie nosił ! Nikt oprócz Moniki , kobiety w wieku balzakowskim ,babci swoich amerykańskich wnuczek , które rokrocznie odwiedzała wracając z tych wojaży kolorowa jak rajski ptak. Dzisiaj nikogo by jej pstrokate stroje nie szokowały ale wtedy ??? Mojemu Tacie przypadł w udziale cudowny w dotyku t-shirt , idealny rozmiarowo ale w kolorze …fuksji . Mój Tato jednak nie był szablonowym osobnikiem swojego rodzaju i w nosie miał zdanie innych , zwłaszcza facetów. Koszulkę założył a jak założył to i pokochał miłością wielką . Odtąd koszulka krążyła w cyklu zamkniętym Tatuś -pralka-Tatuś -pralka-Tatuś….Minęło kilka lat , mój Tato przeżył udar a po nim nigdy nie wrócił do pełnego zdrowia . Udało się jednak usprawnić go na tyle, żeby mógł o balkoniku przemieszczać się po mieszkaniu . Codziennie czekał na mój powrót z pracy stojąc w oknie werandy. A ja podjeżdżałam i w oknie widziałam fuksjową koszulkę . Kiedy mój Tato odszedł odejść musiały też jego rzeczy bo tak to już jest .Ale fuksjowa koszulka została. Nawet po wielu praniach pachniała lekko ulubioną wodą mojego Taty. Koszulka ma zadanie specjalne. Kiedy wyjeżdżam gdzieś staje się koszulką podróżną. Być może ubzdurałam to sobie ale wierzę,że kiedy mam ją na sobie chroni mnie moc mojego Taty i pozwala szczęśliwie wrócić za każdym razem do domu. Ma nadal taki żywy, radosny, fuksjowy kolor i pozostaje w świetnej formie mimo swojego sędziwego wieku. No ale w końcu jest „hamerykanska ” 😉

  144. U mnie jest to magiczna apaszka Christiana Diora 🙂 Babcia zawsze była bardzo elegancką kobietą, mimo, że razem z dziadkiem żyli bardzo skromnie, ona zawsze wyglądała idealnie. Dziadek nazywał ją swoją wizytówką. Mimo tego, że nie powodzilo im się finansowo, dziadek kupił babci na rocznicę ślubu apaszkę Christiana Diora. Wiązała ją na swojej szyi zawsze, kiedy z dziadkiem szli na randkę. Idealnie uzupełniała, klasyczną, prostą stylizację. Wtedy był to dla nich ogromny rarytas i mało kto mógł sobie pozwolić na tak markową rzecz. Dziadek poprosił babcie by podarowała mi ją, kiedy będę szła na swoją pierwszą poważną randkę, tak bym wyglądała elegancko i by przyniosła mi tyle szczęścia ile im. Randka się udała, a facet z którym na niej bylam jest u mego boku do dziś. Apaszkę trzymam w szafie i czasem zakładam ją na kolację z moim Maćkiem – on mnie w niej uwielbia a ja czuję, że to magiczna rzecz, przypominająca o pełnych miłości, rodzinnych związkach – pokoleniowych 🙂

  145. Pamiętam jak na początku szkoły średniej z zaciekawieniem przeglądałam zdjęcia z czasów panieńskich mojej Mamy. Dopiero wtedy zainteresowałam się bardziej tym jaka moda panowała w tamtym czasie. Strasznie się śmiałam i mówiłam do Mamy – „jak mogliście się wtedy tak ubierać” :))) na prawdę bardzo nie podobały mi się tamte style i mówiłam, że nigdy czegoś takiego bym nie założyła. Nie minął rok, a do łask wróciły dzwony. Natychmiast pomyślałam o starym kufrze Mamy, w którym trzymała różne skarby, między innymi ubrania z dawnych lat i wykopałam z nich dzwony. Byłam wniebowzięta z powodu ich posiadania. Każdy mi ich zazdrościł, a ja z dumą nosiłam piękne i unikalne dzwony ( bo nikt wtedy takich nie miał )! 😀 Muszę przyznać, że na moment zdradziłam je z rurkami, ale wiedziałam, że jeszcze przyjdzie na nie czas. No i od dwóch sezonów są to znów moje ulubione spodnie! 🙂 Nawet jeśli w przyszłości na chwilę zostawię je dla innego stylu, to wiem, że i tak znów do nich wrócę! 😉

  146. Ten element stroju towarzyszył mi od studniówki i zawsze przynosił mi szczęście. Na studiach nie było egzaminu, który źle by mi poszedł, gdy to coś tworzyło mój image. W trakcie studiów ojciec załatwił mi staż w dużej korporacji – czując presję – strój był dobrany jak do ważnego egzaminu i tu też nie mogło zabraknąć, tego czegoś. Taki staż ogranicza się praktycznie do stania na kserze i parzenia kawy. Mi udało się odrobinę bardziej: obsługa sekretariatu dyrektora regionalnego, który był dla mnie prawdziwym mentorem, pozwalał mi uczestniczyć w poważnych biznesowych spotkaniach. Ogólnie wszyscy mnie tam bardzo polubili i myślę, że w pewnej mierze to zasługa mojego schludnego ubioru, którego częścią był element, który trudno było pominąć, a który zyskiwał mój coraz większy sentyment. Dlatego, gdy pojawiła się okazja odbycia praktyk w tej firmie… tym razem moim głównym zadaniem było zorganizowanie konferencji, na której mieli pojawić się dyrektorzy wszystkich regionów oraz zarząd firmy. Ja, oczywiście w ubraniu, którego elementem jest mój już odrobinę wyświechtany dziewiarski sentyment… i zadziałało. w trzecim dniu konferencji, jeden z dyrektorów rzucił propozycję, żeby z uwagi na to jak profesjonalnie została przygotowana konferencja, zatrudnić mnie jako członka zarządu lub wiceprezesa – żeby wpuścić odrobinę „świeżej krwi”. Propozycja ta została dobrze przyjęta przez pozostałych dyrektorów… ale ostatnie słowo zależało od Prezesa, który wezwał mnie do swojego gabinetu i zapytał: „Jak sądzisz czemu/komu to zawdzięczasz?” Bez wahania padła odpowiedź z mojej strony: ” To dzięki krawatowi, który dostałem na studniówkę od Ciebie tato”.

  147. W mojej szafie mam dwa bardzo sentymentalne ciuszki 🙂 jeden z nich jak chyba większości kobiet to moja suknia ślubna 🙂 jakoś nie mogę się z nią jeszcze rozstać kto wie może zostawie ja dla mojej córeczki, może moda na tyle wróci ze ja założy lub przerobi na coś ,,bardziej na czasie „. Drugi ciuszek to sukieneczka którą dostałam od cioci z Canady jakieś 25 lat temu wciąż wisi w szafie i czeka na tegoroczne lato aż biędzie dobra na moją córcię i bedzie w niech chodzic jak ja kiedyś 😉 pomimo upływu tylu lat wciąż jest na czasie i w dobrym stanie 😉

  148. O jaka ładna data rozpoczęcia konkursu, moje urodziny :).
    A przechodząc do odpowiedzi to mam taką dość zwykłą bluzeczkę po Mamie, kolor ni to biały ni to ecru, w delikatny kwiatowy wzór będący w tym samym kolorze co sama bluzka. Mama nosiła tą bluzkę będąc panienką na przełomie lat 70’/80′, a potem gdy zaszła w pierwszą ciążę to bluzka trafiła do worka i wyniesiona została na strych i tak o niej pamięć zaginęła, aż do momentu kiedy robiłam porządki na strychu i natknęłam się na tą bluzeczkę. Od razu się w niej zakochałam i zabrałam ją do swojej szafy. Znalazłam ją będąc bodajże 13 latką, ale, że wówczas byłam dziewczynką przy kości (mieściłam się w odpowiedniej wadze, ale wyglądałam po prostu na dobrze odkarmioną 😉 ) to teraz mając 25 lat dalej wchodzę w tą bluzkę i jest ona wciąż w mojej szafie. Może to się wydać dziwne, ale mam wrażenie, że ta bluzka przynosi mi szczęście, m.in. gdy pisałam egzaminy najpierw w gimnazjum potem liceum to za każdym razem miałam ją na sobie i każdy egzamin poszedł mi lepiej niż się tego spodziewałam, gdy spotkałam się pierwszy raz miłością mojego życia to też ją miałam założoną… tak, wciąż jesteśmy razem, a gdy miałam ubiegać się o pierwszą pracę to specjalnie pod marynarkę założyłam tą bluzkę żeby podświadomie dodać sobie pewności siebie… pracę dostałam :). Nie wiem, może to tylko zbieg okoliczności, że tak się dzieje gdy mam ją na sobie, może to tylko moja wybujała wyobraźnia, ale właściwie czy to ważne, najważniejsze, że niezmiennie bluzka mi wiernie służy i sprawia, że ja sama czuję się ze sobą wyśmienicie mając ją ubraną, dlatego nie prędko o ile w ogóle kiedykolwiek zniknie z mojej szafy.
    P.s. Mama tą bluzkę dostała od swojego taty gdy pierwszy raz wyprowadzała się z domu do akademika, dziadek kupił jej tą bluzką na szczęście żeby dobrze jej w nauce szło. Dziadka niestety nigdy nie poznałam, ale kto wie, może to dziadek tak za każdym razem nade mną czuwa i dlatego gdy mam ją na sobie to tak dobrze mi wszystko idzie :).

  149. Pewnie większość Pań oglądała film „Wyznania zakupoholiczki”,
    gdzie amuletem głównej bohaterki był zielony szal. Ja miałam podobnie. Oczywiście
    nie chodzi mi o szał zakupów i przesadne gromadzenie ciuchów tylko o tę jedną,
    jedyną, ukochaną rzecz, której się nigdy nie pozbędę, nawet jeśli będzie miała
    dziury i zjedzą ją mole – niebieską apaszkę, którą dostałam od babci na 18
    urodziny. Niby nic wielkiego, ale jakże wartościowego. Zwłaszcza
    sentymentalnie. Mała, jedwabna chusteczka, a tak wiele potrafi zmienić w
    stylizacji. W chłodne dni noszę ją na szyi. W cieplejsze i słoneczne jako
    dodatek do torebki. Wiąże ją na różne sposoby – w węzeł, luźno, czasem w
    kokardę. Apaszka towarzyszy mi w każdej ważnej chwili. Pierwszy raz wzięłam ją
    na maturę i to całkiem przypadkiem, bo pogoda była nieciekawa i na szybko
    musiałam coś znaleźć. Potem były egzaminy na studia, rozmowa o pracę i w końcu
    randka z przyszłym mężem. Nie jestem przesądna, ale ta apaszka naprawdę jest
    niezwykła. I w dodatku w moim ulubionym kolorze oceanicznej głębi. Babcia
    jednak miała nosa do prezentu, choć przyznam się, że z początku podchodziłam do
    tego dodatku z rezerwą. Teraz nie oddałabym jej za nic w świecie.

  150. Historia mojej sentymentalnej rzeczy nie będzie sięgała kilku pokoleń wstecz, nie otrzymałam jej od mamy, ani babci, nie ma niezwykłych mocy. Kupiłam ją sama, na wyprzedaży kilka lat temu za parę złotych, ale przecież wartość materialna nie stanowi wartości sentymentalnej, prawda? 😉 Zacznę od tego, że nie należę do otwartych i wesołych osób- zazwyczaj jestem zamknięta w sobie i naprawdę trudno mi się otworzyć, zwłaszcza w stresujących sytuacjach, czy w chwilach „zagrożenia” (które z resztą ciągle czuję ;)) Pewnego dnia przed pierwszą randką z naprawdę świetnym facetem, czułam, że zemdleję ze zdenerwowania, więc postanowiłam wyjść do sklepu i kupić sobie coś na owe spotkanie… Oczywiście miałam na myśli prostą, sukienkę w jakimś stonowanym kolorze albo koszulę, ponieważ innych rzeczy nie nosiłam… Moim oczom w pewnej chwili ukazała się jednak ona- marynarka neonowo zielona, zupełnie nie w moim stylu, ale coś nie pozwoliło mi jej zostawić na wieszaku w sklepie 😉 Zaryzykowałam, kupiłam ją i postanowiłam ubrać na randkę- miałam jeszcze jedno postanowienie: być radosna i wesoła jak jej kolor! To nie było dla mnie łatwe zadanie, bo stres zawsze dawał mi się we znaki tak, że nie mogłam wykrztusić z siebie słowa… Jednak przełamałam się i… randka wyszła super, choć ze zdenerwowania oblałam piękną marynarkę kawą (cóż, zdarza się ;)) Od tamtej pory zawsze ubieram ją, kiedy jestem bardzo zdenerwowana, bo pomaga mi przełamać się i pokonać strach! Zajmuje w mojej szafie specjalne miejsce i jestem do niej przywiązana najbardziej ze wszystkich ubrać! 😉 Mój ukochany też ją uwielbia, bo coś mi przypomina 😉 https://uploads.disquscdn.com/images/06d89ea4601bd52436771733c31382a9c18fbe294e5ca314fceec98bce6a864c.jpg

  151. Ojjj…Już prawie koniec konkursu, ale muszę się pochwalić niezwykłą rzeczą z mojej szafy… Wyjątkową, choć brudną (plama beznadziejna, NIEZMYWALNA!:D)… Jest to sukienka, którą założyłam, gdy pierwszy raz zobaczyłam swojego Ukochanego…:) Hmmm… Od czego tu zacząć? Późny wieczór, klub, ja w beznadziejnym nastroju (moje niezawodne koleżanki postanowiły mnie wyciągnąć na imprezę, w końcu „co będziesz w domu sama płakać, chodź z nami!”), nagle ON. Podszedł mnie z lewej strony (tak, pamiętam!) i zaczął coś nawijać o swoim psie… Początkowo w ogóle nie wiedziałam, o co mu chodzi…;) Myślę „hmmm…dziwoląg, ale niech gada”.:) W ferworze swej opowieści zapomniał, że trzyma drinka (Krwawa Mary? W każdym razie coś bardzo „brudzącego”) i ……. wymachując wykonał „dzieło Picassa” na mojej jasnej sukience. :o) Widziałam jak to, czym poczęstował mnie „nieznajomy”, wsiąka w delikatny materiał mojej nowej sukienki… O nie!!! Byłam tak wściekła, że chłopina musiał uciekać… Jednak odnalazł mnie na pewnym portalu społecznościowym – po nitce do kłębka i tak dotarł do mnie:). Napisał, przeprosił, „oswoił”…:) Dziś jest moim mężem:), a sukienka nadal wisi w mojej szafie… Kiedyś prałam kilkakrotnie i nic, ale teraz już nie chcę, żeby plama zeszła… 🙂 Taka oto romantyczna opowieść przedwalentynkowa o niezwykle sentymentalnej rzeczy w mojej szafie!:)

  152. Rzeczą z mojej szafy, do której mam największy sentyment jest moja piżama. Dostałam ją od mamy kiedy byłam w gimnazjum. Lubię spać owinięta kołdrą „na kebaba”, czyli wystaje mi tylko nos, więc ów nocny strój to krótkie, błękitne spodenki i szara koszulka z Kłapouchym. Zabierałam tę piżame na wszystkie wyjazdy, nie tylko wakacyjne:
    -była ze mną w Tatrach, kiedy pojechałam z gimnazjalną klasą (szanujmy wspomnienia z gimnazjum, młodsi już nie będą ich mieć);
    -oglądała rzymskie pokoje, kiedy byłam w Wiecznym Mieście;
    -ubierałam ją zmęczona treningami na warsztatach tanecznych;
    -poznawała inny klimat w Stambule;
    -zaprzyjaźniła się z piżamą mojego ówczesnego narzeczonego kiedy pierwszy raz pojechaliśmy pod namiot…
    I choć ma szwy po dziurach i sprane kolory nie mam odwagi jej wyrzucić. Za każdym razem jak na nią patrzę widzę te wszystkie miejsca i orientuję się jak stara już jestem. Cieszę się, że po tylu latach jeszcze się w nią mieszczę 🙂

  153. Sentymentalna rzecz w szafie? Jest, wisi i codziennie przypomina mi osobę, którą kocham. Nie ma jej fizycznie ze mną, jest ukryta z zapachu perfum, cieple szarego swetra Marie Lund, koszulach Massimo Dutti. Codziennie chodzi ze mną do pracy. Moja Mama.
    Ta jedna sentymentalna rzecz to sukienka, w której chodziła, gdy nosiła mnie w swoim brzuszku. Dwadzieścia siedem lat później ja przemirzałam w niej ulice mojego miasta nosząc pod sercem mojego syna 🙂 Dlatego jest tak ważna i cenna. Może któregoś pięknego dnia podaruję ją mojej córce, gdy przyjdzie „ta chwila” … Któż to wie …

  154. Witam serdecznie. Mamy w szfie drogocenny skarb, relikt z młodości mojego męża a jest nim kurtka ramonezka. Ramona jest z grubej , sztywnej skóry i sporo waży. Przeszła w swoim życiu wiele. Widziała wiele koncertów, była na kilku festiwalach, jeździła w góry i nad morze, pociągiem i na rowerze. Jednym słowem mówiąc kurtka na każdą okazję, a nawet każdą porę roku( chyba że srogi mróz przycisł). W tej kurtce poznałam mojego męża i pamiętam doskonale że pasowała do niego wtedy idealnie i zrobił na mnie wrażenie. Od tego czasu minęło jednak trochę lat i Ramona zawisnęła w szafie. Przypomina nam jednak fajne czasy naszej młodości i napewno się jej nie pozbędziemy.

  155. Zaczynam pisać o godzinie 23:19. Liczę na to, że skończę przed północą.
    Niczym Kopciuszek, który uciekał z balu. Ta historia będzie mieć coś wspólnego z Kopciuszkiem- balem, tańcami, ale też smutkiem, że czas młodości i zabawy tak szybko mija.
    Mam sentyment do jednej rzeczy z mojej szafy. Do spódnicy, która stała się nią dopiero po 23 latach leżenia w szafie. W latach świetlności była bowiem sukienką ślubną mojej mamy, którą moja rodzicielka założyła do ślubu cywilnego. Wspólnie zdecydowałyśmy, że falbaniasta góra nie jest najlepszym rozwiązaniem na XXI wiek, więc postanowiłyśmy ją obciąć. Cięcie było szybkie i bezbolesne.
    Powstała falbaniasta spódnica w kolorze czerwonego wina. Spódnica w stylu latino, która odsłania zgrabne nogi przy każdym obrocie na parkiecie. Która przypomina mojej mamie o tym, jak sama miała
    23 lata i tańczyła w wysokich szpilkach całą noc. Ubrałam ją do tej pory raz. Na Jej urodziny.
    To ubranie ma w mojej szafie oddzielne miejsce. Patrząc na tę spódnicę codziennie, gdy przeszukuję zawartość komody i narzekam, że znów nie mam co na siebie włożyć przypominam sobie o tym,
    jak ważne jest docenianie chwil spędzonych z bliskimi i jak bardzo tego nie doceniamy na co dzień.

  156. Tak myślałam nad tematem i stwierdziłam,że w moim życiu nie było żadnej sentymentalnej rzeczy..Jednak ,gdy tak czytając po kolei komentarze,wzruszając się przy ich lekturze ,wspomniałam mały czerwony sweterek. Moja mama mi go dała. Był to maleńki,niemowlęcy sweterek w kolorze czerwonym. Trzymałam go jak talizman,amulet,z tą myślą,że kiedyś założę go swojemu ukochanemu dziecku. Długo przyszło mi czekać na tę chwilę i po trudnych,przykrych przejściach,lecz nadszedł ten piękny dzień,gdy mogłam ubrać w niego swego synka. Zamazało się to w mej pamięci,wszak tyle lat już upłynęło. A może to już demencja starcza;) żartuję sobie Mój syn w tym roku już 18 lat obchodził będzie

  157. Pojawiłem się w jej życiu wraz z rewolucją hormonalną i marzeniem o czerwonych włosach na wzór Michała Wiśniewskiego – wytargany z maminej szafy, wróciłem do łask. Od tamtej pory szliśmy przez życie razem, tak bardzo nierozłączni. Począwszy od otulania jej podczas chłodnych wieczorów gdy wracała z szalonych dyskotek, po możliwość wypłakiwania się w rękaw kiedy po raz pierwszy rozstała się z chłopakiem. Przeżyliśmy razem wiele wspaniałych lat, a Ona traktowała mnie jak kogoś naprawdę ważnego. Potrzebowała mojego ciepła i zapachu młodości, z którym jej się kojarzyłem. Jednak z biegiem czasu zaczęła się ode mnie oddalać. Spędzane dotąd zimowe wieczory przy kubku kakao, odeszły w niepamięć, a ona jak gdyby zapomniała o tej młodości, której byłem namiastką. Nie zapomniała o niej jednak z powodu wieku czy zmartwień. Wręcz przeciwnie… w jej życiu pojawiło się dziecko – największy skarb dzięki któremu nie przestaje się uśmiechać. Z drugiej strony macierzyństwo sprawiło, że zaczęła poświęcać mojej skromnej „osobie” mniej uwagi, a ja w chłodne wieczory zostałem zastąpiony, kocem który był pod ręką (tym samym który w ciągu dnia przeżył obecność na dziecięcym poligonie i tym na który rozlał się sok marchewkowy). I choć stara się wypełniać rolę mamy jak najlepiej, w całym tym biegu zapomniała by zadbać o siebie, zapomniała że wciąż jest młoda. Zapomniała o swoim swetrze – jej symbolu młodości. Chciałybm przypomnieć tej młodej dziewczynie, że warto czasem zadbać o siebie. Bo każda mama jest przede wszystkim kobietą ;). Kobietą, która powinna realizować siebie, swoje marzenia i czuć się piękna! A ja? Ja jestem już stary, pełno mam dziur – jednak nic nie konserwuje tak dobrze jak czysta miłość, a nowego gościa w szafie z chęcią przyjmę ;).

    Z poważaniem,
    Stary sweter

  158. Krótko i na temat. Moja babcia brala udzial w Powstaniu Warszawskim daawno,dawno temu. W tamtych czasach nosilo się często chusty,chustki. Gdy mialam 12 lat babcia podarowala mi jedna z takich chust mowiąc,że widzi we mnie dziewczynę jaka ona byla w czasach wojny… Podarowala mi chustę,która jej uratowała życie. Żołnierze widząc AK zaczęli strzelać, babci udało się ukryc w jednej z kamienic,niestety Niemiec ją odnalazl.. Zamiast zabić,zapytal ochuste ktora miala podobne barwy do flagi Niemiec. Mylnie to odczytał mysląc,że babcia jest Niemką i puścił ją wolno.
    P.S Babcia ukryła sie bo pod plaszczem miała ważne dokumenty dla naszego kraju,gdyby wtedy jej sie nie udalo cala operacja burza nie mialaby sensu. Uff.. Ta chusta jest ze mną do dziś i nigdzie sie z nia nie rozstaje 🙂

  159. https://uploads.disquscdn.com/images/2c5e019073e88c242e61dbb098b94bbf420a84138a2cdcce3e8749c69579ba89.jpg

    Tak,
    to On….

    To bez niego bym nawet jednego dnia zimowego nie przeżyła,

    A długością, ciepłem i miękkością Jego- wartości nie zmierzyła.

    To On, który Cię szczerze otula,

    który w potrzebie ;* i przytula,

    który szepcze Ci na Twoje uszko-

    Kocham Cię, serduszko.

    Otacza krainą pastelowych barw,

    jesteś przeto Jego nimfą, o Dove.

    Nie pozwoli ciału Twemu płakać,

    marznąć, krzyczeć lub|*|krakać-

    On tylko z Tobą pragnie dziś latać.

    Zatem chodź, podnieś i przytul go mocno raz jeszcze,

    przytul, bo nie wiadomo, czy kolejna zima nadejdzie…

    Szalik otrzymałam w prezencie od bliskiej osoby.

    Wiąże się on z wieloma alternatywnymi zdarzeniami.

    Jednak najbardziej utkwiły mi w pamięci te przyjemne,

    te wyraziste, które nadają charakter każdej ilustracji,

    przewijająca się z kartki na kartkę książki mego życia.

    Jesteśmy razem przy wigilijnej kolacji,;*

    Potykam się na lodzie obok „Fantazji”,

    W czasie choroby użyłam takiej kuracji,

    że okryłam nim moją szyję i piłam miód z akacji.

    A na dworze, kiedy ~-20 stopni przybyło,

    spać z nim było mi bardzo ciepło i miło.;).
    Pomagał mi przy zadaniach matematycznych,
    tych chemicznych i jednocześnie- tak licznych.
    Kot nawet na nim siedział…

    Anula

  160. Miałam problemy z ładowaniem tego całego Disqus. (Nie chciał załadować mi pliku)
    Poczta się zwieszała i dodatkowo pracę utrudniała…
    Zatem proszę, nie patrzcie na tych śmiesznych 2 min opóźnienia…|*|

  161. Najbardziej sentymentalna rzecz w mojej szafie… Cudownie miękki kardigan, w kolorze gołębiej szarości, z cudownie błękitnymi niezapominajkami. Dlaczego jest wyjątkowy? To ostatnia rzecz, którą kupiła moja ukochana Mama. Pamiętam jak błyszczały Jej wtedy oczy, pamiętam że ten sweterek niósł wtedy ze sobą powiew nadziei i wiosny, pamiętam jak mówiłam Jej, że będzie w nim pięknie wyglądać. Mama niestety nigdy go nie założyła. Mimo to, przez czas, który wisiał w Jej szafie przesiąknął najcudowniejszym maminym zapachem. Ubieram go często, nigdy go nie wyrzucę, niesie ze sobą tyle wspomnień… Może nieprzypadkowo to sweterek w niezapominajki?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *