Szczepiłam, chociaż podobno nie powinnam

Na samym wstępie zacznę od tego, że każdy ma swoje zdanie, własną opinię i każdego sytuacja jest inna, dlatego są inne opisy sytuacji,  inne doświadczenia i inne komentarze. Nie mam nic przeciwko temu, dopóki w kulturalny sposób wyraża się swoje zdanie. Ja mam prawo szczepić. Mam też prawo nie szczepić. Ty masz identyczne i szanujmy się z tego powodu. Wszystko, co znajduje się poniżej we wpisie dotyczy całkowicie naszej sytuacji i ma Ci pomóc podjąć decyzję. Nie mówię, że masz być na tak czy na nie. Mówię jak u nas było i dlaczego tak a nie inaczej. Moje sumienie, moja decyzja. U Ciebie jest identycznie.

 

Dzielę się swoim doświadczeniem, bo wiem, że wiele osób znajduje się w podobnej sytuacji i nie wie co zrobić. Sama też 5 lat temu nie wiedziałam co robić. Jakże często dostaję pytania na temat szczepienia Arka, ponieważ jak wiadomo posiada on zastawkę, dla której szczepionka może być zagrożeniem. Podobno. Posiada on też uszkodzony układ nerwowy oraz rdzeń kręgowy.

Dlaczego piszę, że podobno? Bo tak naprawdę nikt nie wie jak to z nią jest, jak z tym uszkodzonym rdzeniem jest. Nie ma w 100% pewności, że może być źle, tak jak nie ma, że może być dobrze. Jest ryzyko, ale nie możemy zapominać, że zawsze ono będzie i trzeba z rozsądkiem o wszystkim decydować.

 

Dlaczego zaszczepiłam na świnkę, odrę, różyczkę?

Moje dziecko znajduje się w grupie wysokiego ryzyka, czyli ma większe skłonności oraz możliwości nabawienia się wielu chorób czy to w szpitalu czy w innym publicznym miejscu. To jest pierwszy czynnik, który pchał mnie do tego aby go zaszczepić na wiele chorób, które można spotkać, np. w szpitalu. Osłabienie organizmu po operacjach też przyczynia się do łapania czego się da, a bardzo chciałam mu oszczędzić kolejnych trudnych chwil.  Wiem, że szczepionka nie gwarantuje niczego w 100%, jednak jeżeli choć o 1% mogłam zminimalizować to ryzyko, chciałam to zrobić. Tak, miałam też dość cierpień swojego dziecka i nie chciałam przyłożyć się do kolejnych.

 

O czym zawsze pamiętałam?

Nie szczepiliśmy się nigdy w terminie. Skończyliśmy ostatnią szczepionkę we wrześniu tamtego roku, tak więc nie dawno. Dlaczego? Ponieważ najważniejszymi czynnikami było zdrowie i dobre samopoczucie dziecka oraz pora roku. Nie ukrywam, że chciałam, aby jak najwięcej szczepień odbyło się kiedy jest już ciepło i ryzyko chorób jest zmniejszone. Zima zawsze kojarzyła mi się z zapaleniem oskrzeli, płuc, grypą, przeziębieniem, więc nawet nie planowałam wizyt na ten czas.  Ponadto odstęp od podania antybiotyku nie mógł być mniejszy niż 3 tygodnie więc koniec jesieni, zima i początek wiosny dla mnie zawsze odpadały.

Zawsze chodziliśmy do tej samej pani doktor i do tej samej poradni, gdzie miałam zaufanie. Dodatkowo nasza pani doktor bardzo dobrze znała się na dzieciach z rozszczepem, co jeszcze bardziej przemawiało na jej korzyść. Nigdy nie robiła nic na siłę, ale też nigdy nie zdarzyło nam się, aby odmówiła szczepienia. Przed każdą wizytą Arek był całkowicie zdrowy, nawet kataru nie miał i miał dobry czas, gdzie był wesoły, pogodny i nic mu nie przeszkadzało. Dbałam o to, aby z mojej strony wszystko było bez zarzutu, bym nie mogła sobie nic wypominać. Kiedy było coś nie tak przekładałam termin. Nic na siłę.

Konsultowałam się zawsze z tymi samymi lekarzami, do których miałam zaufanie. Przed ostatnimi szczepieniami, czyli na odrę, świnkę i różyczkę, Arek był prześwietlony od góry do dołu.  Badanie moczu, krwi, eeg, rezonans, kontrolne wizyty u specjalistów i wszystko udokumentowane na papierze z podpisem i zdaniem: „tak, może być szczepiony”. Bez tego nie zaszczepiłabym, ponieważ to była najbardziej ryzykowna szczepionka i musiałam mieć pewność, że to co mogłam zbadać, zobaczyć, przygotować było zrobione. Dużą rolę odegrały też wcześniejsze reakcje, a raczej ich brak na inne szczepionki. Nigdy nie było żadnej reakcji. To też był duży czynnik. Po tej też nie działo się nic i nadal się nie dzieje.

 

Uważam, że warto jest szczepić, jednak w momencie kiedy jesteśmy sami do tego przekonani w 100%! Wiem, że kiedy coś by się stało po otrzymaniu szczepionki, nie miałabym do siebie wyrzutów, ponieważ ja wszystko sprawdziłam, zrobiłam wszystko, co uważałam za słuszne, a na niektóre sytuacje już nie mam wpływu i tak widocznie miało być. Wiem, że to może głupio brzmieć jak to czytasz, ale po pewnym czasie człowiek rozumie, że nie wszystko da się przewidzieć i kiedy chce się dobrze, efekt może być zupełnie inny.

 

Szczepmy, ale z głową. Rozsądnie i nigdy przeciw sobie. Każdy ma prawo decyzji, ale pamiętajmy, że nie wszystko jest zależne od nas.

 

 

zdj.

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

2 odpowiedzi

  1. Zgadzam się z Tobą w 100%!
    Sama jestem mama Julki, która poprzez niedotlenienie okoloporodowe ma bardzo duże zaniki mózgu i kory mózgowej. Jest zaszczepiona na wszystko co było możliwe łącznie z ospa wietrzna. Szczepienia były wykonywane w odpowiednim dla nas czasie i kiedy wiedziałam, że Julka jest całkowicie zdrowa.
    Ryzyko było ogromne ale przynajmniej wiedziałam w jakim momencie życia moje dziecko będzie zaszczepione a zarazić mogłaby się od innego dziecka o najmniej odpowiedniej porze co przyniosło by ogromne straty.
    Pozdrawiamy! ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *