Patrzyłam jak inne matki karmią swoje dzieci…

 

Raz mi było przerażająco zimno, a raz przerażająco ciepło.

Okryta niezliczoną ilością kołder nie widziałam nic oprócz nich.

 

Nie pamiętam wiele, wszystko działo się w przyspieszonym tempie. Jednak dokładnie pamiętam tą zmianę temperatury. To takie dziwne uczucie. Z przejściowej sali jednoosobowej dostałam się do dwójki, z mamą bliźniaczek, które nie chciały jeść jej pokarmu. Przez cały dzień słuchałam jak sobie z tym poradzić, jak ona ma już dość i jak ona sobie z tym nie radzi, a w mojej głowie tworzyła się tylko jedna myśl: „Jak ja bym chciała mieć taki problem, kobieto wiesz?”

 

Byłam wykończona fizycznie i psychicznie.

 

Następnego dnia leżałam już w większej sali, gdzie patrzyłam jak inne matki karmią swoje dzieci, a ja nie wiedziałam czy moje przeżyje tą dobę. Słuchałam opowieści o tym jak mleko jest za tłuste i nie może karmić nim zbyt często, bo mała tyje na potęgę. Ja nie mogłam karmić, nawet spróbować. W nocy budziły mnie głodne maluszki, które przebywały na sali razem z mamą. A moje nie płakało, mojego ze mną nie było. Jak mnie to wkurzało. Nie mogłam tego znieść. Te wizyty najbliższych i słuchanie zachwytów nad nowo narodzonym członkiem rodziny, sprawiały że odwracałam się do ściany. Nie mogłam tego słuchać, ponieważ sama nie mogłam tego przeżywać. Pomijam fakt obiadu, gdzie mi przysługiwała tylko kroplówka, a z łóżka obok pachniały ziemniaczki.

 

Uważam, że to jest trochę nieludzkie tak psychicznie męczyć mamę, która miała nią być lub która jeszcze nie wie jak długo nią będzie. Dopóki sama tego nie doświadczyłam, nie wiedziałam jak ten problem jest ogromny. Wiem, że nas jest więcej i to jeszcze bardziej boli. To były moje najgorsze 4 doby w życiu, gdzie musiałam uczestniczyć z innymi przy cudzie narodzin, czując w środku rozrywający ból. Oni się cieszyli, a ja konałam z bólu. Teraz po czasie nie mogę tego pojąć jak takie coś jest praktykowane. Każda mama, która straciła dziecko lub jej dziecko walczy o życie, nie powinna odpoczywać przy mamach, które co 2 godziny karmią swoją pociechę i cieszą się z jej narodzin.

 

To coś nie do pojęcia, a jednak  zdarza się non stop.

 

Patrzyłam jak inne matki karmią swoje dzieci, a ja nie wiedziałam czy moje przeżyje. Dałam radę, jednak nigdy więcej nie chciałabym tego doświadczyć. Wyszłam silniejsza, lecz w pamięci wszystko zostanie. Mam ogromną nadzieję, że to prędko się zmieni i większą uwagę będzie się przykładać do komfortu psychicznego kobiet, które leżą na danej sali z mało radosnego powodu i nie będzie się ich mieszać z tymi szczęśliwymi.

Mam nadzieję, że taka sytuacja nikogo już nie spotka. Żadna z nas nie będzie musiała przez to przechodzić.

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

9 odpowiedzi

  1. Aż za dobrze znam Twój ból, chociaż z innej strony. Pojechałam do szpitala na badania, ponieważ mdlałam, 13 tydzień ciąży. Położyli mnie na salę, po jakimś czasie zawołali na USG, kiedy lekarka robiąca USG prosiła o konsultację z drugim lekarzem, już wiedziałam, że coś jest nie tak. Poronienie zatrzymane, potrzeba łyżeczkowania.
    Położyli mnie na sali z dwiema kobietami w ciąży, jedna większość czasu była podpięta pod KTG, druga kilka razy miała sprawdzanie tętna płodu. Ja czekałam na łyżeczkowanie. Na to, aż ktoś wyjmie ze mnie marzenia, oczekiwania, miłość, troskę, staranie się o dziecko, pieszczotliwie składane ubranka po starszej córeczce, z nadzieją na kolejną pociechę.
    Były to najbardziej okrutne tortury jakich doświadczyłam. Empatia lekarki była wręcz porażająca: „A czego tak beczeć, nawet dobrze się stało, pewnie i tak by było chore.” I wyszła.
    Trudno jest być matką, przyszłą matką, niedoszłą matką w polskich realiach szpitalnych.

    1. Nie wiem co mam Kochana Ci napisać. Żadne słowa nie będą odpowiednie. Pamiętaj, że jesteś mega silna i wyjątkowa i że na pewno los to wynagrodzi!!!! Trzymam kciuki!!! <3

  2. I ja się dołączam. Niestety razy 2. Ostatnio tygodnie temu leżałam w szpitalu. Juz po zabiegu. A tu jakaś babeczka wlatuje z personelu l krzyczy „mam fasolkę mam fasolkę !” No super… Tyle ze tu kobiety właśnie je potracily i szczerze nie życzą Ci źle ale poprostu wolały by tego nie usłyszeć a Ty wydzierasz sie u emanujesz szczęściem. W nocy kilkakrotnie dało się usłyszeć rodzące kobiety. I miauczenie nowo narodzonych istotek. Pierwszy poród nie do zniesienia, drugi irytujący, trzeci dający nadzieje. Kolejne już tyko wzruszenie i myśli ze ja tez tam kiedys będę!!! ? głowy do góry kobietki!!!

  3. Ja też lezalam na sali z kobietami z malutkimi dziećmi. Największym ich problemem było wstać i przebrać maleństwo lub właśnie je nakarmić. A mojego synka zabrali do innego szpitala. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Matki patrzyły na mnie jakbym to ja była wszystkiemu winna. Wyszłam na własne rzadanie na drugi dzień.

  4. Ja miałam podobną sytuację, również zabieg łyżeczkowania. Jednak co jak co Ale sam zabieg i pobyt w szpitalu super, jak na takie okoliczności. Byłam na sali sama, rozmawiano ze mną w osobnym gabinecie, owszem widziałam kobiety w ciąży, ale dzieci nie. Każdy rozmawiał ze mną ze współczuciem Ale jednocześnie tak jakby to nie była tragedia, tylko po prostu kwestia czasu aż uda się następnym razem. A idąc do szpitala bałam się, że będzie straszniej.

  5. Ja poroniłam rok temu w Mikołajki…cudnie…inne kobiety cieszyły się swoimi maleństwami, kopniaczkami a ja nie…i taki prezent miałam…i siedziałam w sali 4 osobowej…ja z taką dziewczyną poroniłyśmy i myślałam, że mi serce wyrwie z żalu i bólu jak inne matki cieszyły się ze swoich maleństw a inne w sali obok cieszyły się, że plamią… Sale powinny być oddzielne bo to psychiczna męka… A lekarze? „Jest pani młoda…” bez komentarza…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *