Nie jedna z nas spała na podłodze…

Miałyśmy burzliwe momenty, niekiedy dostawałam mocno w dupę, nie raz przewiało mi plecy, a niekiedy powiedziałam dość i wolę to przedszkolne krzesło. Nasz związek był mega toksyczny,  nienawidziłyśmy się bardzo, ale zawsze wracałam, bo nie było innego wyjścia.

Moja historia z podłogą w sali na oddziale zaczęła się 5,5 roku temu. Nie byłam pierwszą, ani ostatnią mamą, która wiele nocy spędziła na gołej podłodze, karimacie, materacu czy krześle czuwając 24 h przy swoim dziecku. Kiedy pierwszy raz weszłam na oddział nie byłam świadome tego co mnie czeka. Naiwnie wierzyłam w to, że przecież nie może być tak źle. Niestety i tu się rozczarowałam.

 

Nie jedna z nas spała na podłodze…

Nasz romans trwał około roku i widywałyśmy się tak raz w miesiącu na czas dłuższy niż tydzień. Niekiedy rozdzielał nas materac, karimata czy rozkładane krzesło, ale częściej było przeludnienie, sala dopchana i brakowało nawet miejsca by rozprostować nogi, a co dopiero rozłożyć materac, który mimo wszystko zajmuje trochę miejsca. Po czasie wstawili jeden fotel, który niby miał być wygodny, więc, kto miał szczęście i był pierwszy mógł sobie go przywłaszczyć.

Cieszyłam się kiedy moje dziecko było już na tyle duże, że mogło spać na łóżko, ponieważ wtedy mogłam spać i ja.  U niemowlakach zostawała tylko podłoga, bo czasem nie było na tyle miejsca by rozłożyć jakieś łózko polowe czy leżankę. karimata mało miejsca zajmowała, więc zawsze było to jakimś zbawieniem. Każdy z nas był upchany w przestrzeni między łóżeczkami i do godziny 6 mógł się cieszyć z rozprostowania nóg. Później zostawało siedzenie na krześle i ewentualne na nim przymykanie od czasu do czasu oka.

Raz też znaleźliśmy się na takim oddziale, gdzie nie można było nic wnieść swojego. Odpadała nawet karimata. Ten oddział zapamiętałam na długo.

Oczywiście, nie każdy szpital zaoferuje nam takie warunki i kiedy mamy taką możliwość możemy sobie wybrać, gdzie będzie nam i naszemu dziecku lepiej. Jednak w naszym przypadku nie było wyjścia, a najbliższy, gdzie można byłoby kontynuować leczenie był tylko 200 km dalej. Więc to kompletnie odpadało, jeszcze przy tak długich pobytach jak nasze, które nie kończyły się na 2 dobach tylko przy dobrych wiatrach na 12 i były dość częste i niespodziewane.

To jest coś strasznego, okropnego, nieludzkiego, niewyobrażenia, no niemożliwe w tych czasach. Ale ja to przeżyłam na własnej skórze i wiem, że to istnieje. Nie jest wymyślone na potrzeby zdjęcia, rozgłosy itp.  Mimo iż to mega słabe, to człowiek kiedy nie ma wyjścia będzie spał na tej pieprzonej, zimnej, brudnej podłodze tylko po to aby móc być jak najbliżej się da swojego maleństwa, które nie przebywa tu z własnego wyboru. Które cierpi i najbardziej potrzebuje teraz swojego rodzica, tego poczucia bezpieczeństwa, które mu on je daje. Tego ciepła i tej miłości w najdramatyczniejszych momentach swojego życia. Kiedy nie wie co się dzieje, co dziennie pojawiają się nowe obce twarze i kolejne ukłucia. Kiedy doba zdaje się nie mieć końca.

 

Wtedy o tym nie myślisz, kładziesz się i skreślasz kolejny dzień z kalendarza, bo chcesz aby ten zły sen skończył się jak najszybciej.

 

Mimo iż skutki takiego leżenia odczuwam teraz, to wiem, że kolejny raz bym tam się położyła gdybym nie miała innego wyjścia, bo ono w tym momencie jest najważniejsze i człowiek nie myśli o tym, że za rok, dwa, dziesięć będzie dawało się to we znaki i sam będzie musiał się leczyć, bo najważniejsze tu i teraz jest dziecko.

Pomijam fakt, że szpital wykorzystuje naszą sytuację, ponieważ on ma zagwarantować opiekę naszemu dziecku, jednak to co jest na papierku mija się całkowicie z rzeczywistością i doskonale wiem, że 3 pielęgniarki na oddziale nie są wstanie kompleksowo zająć się niemowlakiem. Dlatego jak chcesz zostać, to godzisz się z tym co masz, albo sam sobie zagwarantujesz coś lepszego co jest wstanie zmieścić się na wyznaczonym obszarze.

Cudów nie ma i prędko nie będzie, a tam gdzie przy niemowlaku jest łóżko dla rodzica, często trzeba zapłacić. Na noc, dwie to nie są jeszcze duże koszty, ale kiedy w grę wchodzi tydzień, dwa czy miesiąc zbiera się duża kwota, która często jest znaczącym czynnikiem, ze godzimy się na takie a nie inne nocowanie.

Temat jest ciężki i ja cieszę się, że najgorszy czas mamy już za sobą. Ale wiem, że jeszcze niejedna z nas będzie spała na tej  paskudnej podłodze i prędko to się nie polepszy. Dlatego każdej z osobna przesyłam dużo siły i pozytywnego myślenia, ponieważ cały nasz trud, nasze maleństwo swoim uśmiechem wynagrodzi.

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jedna odpowiedź

  1. Pamiętam, jak kilka razy „nocowaliśmy” na WCMie w Opolu, który teraz dumnie zwać się chce Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym. Nikogo nie obchodziło, że jestem po operacji kręgosłupa i mam zwyrodnienie biodra. Bo czemu miałoby obchodzić? Pacjentem jest dziecko, nie ja. Mój wybór to było iść do domu, zostawić dziecko, albo trwać przy nim bez względu na wszystko.
    Tylko, czy jakbym poszła do domu, ktokolwiek by jeszcze o nim pamiętał? Przy wszystkich dzieciach byli rodzice. Ubierali, karmili, podawali leki, uspokajali, usypiali, myli, przebierali, zabawiali dzieci, przez co pielęgniarkę w ciągu dnia widywało się przez 40 sekund to półtorej minuty. Naszą nagrodą za odciążenie w tych obowiązkach był połamany leżak, jeśli dla Ciebie starczyło. A jak nie… witaj podłogo.
    Ludzie mówią – mogłaś iść do domu. Tak, a ty mógłbyś przestać oddychać? Od bycia rodzicem nie bierze się przerwy, urlopu, zwolnienia. Wybrałam podłogę. Wolałam ją niż zostawić syna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *