CZEGO NAUCZYŁA MNIE CHOROBA MOJEGO DZIECKA

Choroba jest takim okresem, który najchętniej chcielibyśmy wymazać z pamięci. Niestety staje się to niemożliwe, gdy choroba towarzyszy nam przez całe nasze życie i nie możemy w żaden sposób tego zmienić. Po negatywnych emocjach nadchodzi czas, który pozwala nam inaczej przeżywać to, co nas czy naszą bliską osobę spotkało. Zaczynamy analizować, przyswajać. Zaczynamy żyć. Wydaje się to niby takie banalne jednak ze wszystkiego wyciągamy jakąś lekcję. Szukamy plusów, które nadają sens temu, co się aktualnie dzieje. Dlatego postanowiłam napisać o tym, czego nauczyła mnie choroba mojego dziecka.

 

SZALEŃSTWA

To pierwsze co przyszło mi do głowy, gdy pomyślałam o tym co mi dała sytuacja, w której się znaleźliśmy. Owszem człowiek wcześniej był głupi i szalony, jak to dzieciak w podstawówce czy w liceum, jednak teraz to wygląda zupełnie inaczej i pełniej. To szaleństwo przychodzi tak naturalnie i jest wpisane w nasze życie. Często robimy coś tak nieprzemyślanego, tak pod wpływem impulsu, ponieważ wiemy, że mamy jedno życie i szkoda czasu na głębsze analizy. Nie myślę w tym momencie o tym, co się stanie gdyby coś wypadło, gdzie jest najbliższy szpital albo przychodnia. Choroba nie jest pierwszym wyznacznikiem naszych planów. Nie jedziemy tam gdzie będzie dobra opieka w razie niezaplanowanej sytuacji. Może to się wydać nieodpowiedzialne jednak dla mnie to raczej odrobina szaleństwa w krwi i nadzieja, że szczęście dopisze. Jeszcze nigdy nie wydarzyło się nam nic złego na wyjeździe i mam nadzieję, że tak pozostanie.

3

 

POKORY

Nie mam wpływu na niektóre rzeczy i muszę to przyjąć ze spuszczoną głową i czekać na dalszy bieg wydarzeń. Mój bunt nic nie da, mój krzyk nic nie pomoże, a mój płacz tylko mnie bardziej wymęczy, gdy będę najbardziej  potrzebowała sił. Jestem tego bardziej świadoma i z pokorą przyjmuję to, co daje los. Nie marnuję już czasu na niepotrzebne emocje, które i tak nie przynosiły ukojenia.

 

DYSTANSU

Szczerze? Tego nauczyłam się najbardziej! Mam już w dupie komentarze typu: „Współczuję chorego  dziecka”, nie ruszają mnie pytania o to czemu ma tak malutką stopę lub dlaczego? Skąd mam to wiedzieć skoro nawet lekarze nie mają o tym pojęcia? Przestałam się przejmować tymi cichymi szeptami, pokazywaniem palcem czy wypalającym dziurę w plecach wzrokiem. Nabrałam dystansu do całej sytuacji, ludzi i ich reakcji i już mnie to nie rusza, nie denerwuje czy psuje mi dzień. Nie czuję się skrępowana wychodząc na ulicę czy poruszając się komunikacją miejską. Owszem zajęło mi to trochę czasu jednak udało się. Dystans opanowany.

 

2

 

ŻYCIA

To było chyba najtrudniejsze. Jak żyć, gdy ma się chore dziecko? Jak to ogarnąć? Przecież nie można normalnie żyć.Ten podpunkt zajął najwięcej czasu jednak efekty są zadowalające. Czuję, że żyję tak naprawdę. Realizuję swoje pasje, cele. Czuję się dobrze z tym co mam i nie żałuję. Życie jest fajne. Trzeba łapać go jak najwięcej się da!

 

NIE PLANOWANIA

Oj, to było bardzo ciężkie. Uwielbiałam planować nadchodzące miesiące, tygodnie czy dni. Jednak moje dziecko pokazało mi nie raz gdzie on ma te moje plany i wszystko wywalało do góry nogami. Teraz już nie planuję. Żyję z dnia na dzień i wiem, że jutro nagle może się wszystko zmienić. Jestem na to przygotowana i wiem, że mogę się spodziewać każdego zwrotu akcji.

 

4

 

 

Zdjęcia ANIA! 

 

Podziel się tym postem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

2 odpowiedzi

  1. Czytając każdy jeden post , łza kręci się w oku .. myśląc o tym jakimi jesteście niesamowitymi ludźmi . Niejedna rodzina mająca zdrowe dziecko może pozazdrościć Wam takiego życia jakie tworzycie dla Waszego syna .. miło na Was popatrzeć i zarazać się miłością do życia ! Pozdrawiam serdecznie

  2. Ja mam wrażenie, że mnie macierzyństwo też nauczyło tego wszystkiego. Na napisawszy.pl padło ostatnio określenie dziesiątkowe: „mamtowdupizm”. Najlepsze ostatnio określenie, dla matki szczęśliwej.

    Trzymaj tak dalej ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *